Antologia_Kroki w nieznane_2008_04.rtf

(7256 KB) Pobierz
Antologia_Kroki w nieznane_2008_04


Almanach fantastyki

 

Kroki

w nieznane

tom 4

 

pod redakcją

Mirka Obarskiego

 

 

SOLARIS

2008


Spis treści

 

 

Mirek Obarski PRZEDMOWA

James Van Pelt OSTATNIA Z FORM P

Ken MacLeod JEZUS CHRYSTUS, REANIMATOR

Carolyn Ives Gilman OKANOGGAN FALLS

Ted Kosmatka ŚMIERCIONAUCI

Greg Egan LUMINOUS

James Lovegrove ODMIANA BOWDLERA

Daryl Gregory DAMASZEK

Connie Willis OSTATNI WINNEBAGO

Reginald Bretnor KOBIETA PO PRZEJŚCIACH

Kir Bułyczow ZŁOTOUSTY DIABEŁ

Ian Creasey MILCZENIE WE FLORENCJI

Tony Ballantyne TRZECIA OSOBA

Alastair Reynolds POZA KONSTELACJĄ ORŁA

Charlie Rosenkrantz AKCJA PREWENCYJNA

Daniel Abraham KAMBIERZ I ŻELAZNY BARON

Gene Wolfe MEMORARE

Stephen Baxter OSTATNI KONTAKT

Noty o autorach

Podziękowania


Mirek Obarski

PRZEDMOWA

 

 

Czytam fantastykę od dzieciństwa. Teraz już z uśmiechem wspominam chwilę, kiedy wyrzucono mnie za to z biblioteki. Chciałem oddać książkę wypożyczoną rano i wziąć następną na wieczór; połykałem je tak szybko. Mimo upokorzenia dalej nawiedzałem to miejsce, aż do kulminacji, kiedy bibliotekarka wywlokła mnie spośród regałów z Misją międzyplanetarną Alfreda Van Vogta w ręku. To były półki z książkami dla dorosłych i dzieciarnia nie miała tam wstępu. Doprawdy trudno rzec, dlaczego ten gatunek prozy, a nie inny, spowodował u mnie tę, trwającą do dziś, gorączkę czytania, dyskutowania i przeżywania literatury. Zapewne wielu czytelników science fiction, fantasy, czy horroru zadawało sobie to samo pytanie. W czasach PRL-u odpowiedź wydawała się prosta. Fantastyce przyklejono łatkę literatury eskapistycznej, odskoczni od narzuconego systemu i brzydkiego świata. Może było to prawdą dla dorosłych, ale nie dla dzieci. Bowiem podstawą tej fascynacji był rodzaj zadziwienia, możliwość rzucenia okiem za zasłonę oddzielającą nas od przyszłości, poza odległy rok 2000; ba, nawet poza 2008. Kiedy mój przypadek okazał się nieuleczalny, mogłem już sięgać dalej, po tomy z tajemniczym, wiele mówiącym tytułem Kroki w nieznane.

Wizje, które tam znalazłem bynajmniej nie należały do najbardziej urokliwych. Spełniały natomiast bardzo często funkcję fantastyki nadaną przez Raya Bradburyego. Utwory tego typu, według amerykańskiego klasyka, miały ostrzegać przed przyszłością. Najlepsze opowiadania tamtych tomów, pod względem literackim i koncepcyjnym, spełniają ową misję w stu procentach. Przykładem są Kwiaty dla Algernona Daniela Keyesa, rozdzierający dramat człowieka i epitafium dla nieprzemyślanych eksperymentów naukowych. Trzynastu do Centaura, stanowiący charakterystyczne dla prozy J. G. Ballarda ostrzeżenie przed manipulacją społeczeństwem. W kolejce Keitha Laumera, mistrzowska metafora zagubienia we współczesnym świecie. Oczywiście wymienione teksty ledwie zarysowują zakres poszukiwań fantastów tworzących przed kilkudziesięcioma laty. Ale dają za to czytelny sygnał, że najlepiej obroniły się przed upływem czasu opowiadania dalekie od fantastyki kosmicznej. Teksty nawiązujące do literatury ucieczki przegrały z upływem czasu. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie trawię literatury zajmującej się rozjeżdżaniem kosmosu. Tego nie może powiedzieć człowiek, który wychował się na trylogii Ludzie jak bogowie Siergieja Sniegowa.

Ku mojemu zdziwieniu daje się zaobserwować lawinowy powrót do tej tematyki, pomimo krachu programów kosmicznych (oczywiście poza chińskim, który z roku na rok ma się lepiej), i udowodnieniu, ponad wszelką wątpliwość, że otwarty kosmos nie jest przyjaznym miejscem dla wysoko zorganizowanego białka. Akurat dla Chińczyków to nie jest bariera. Dysponują kapitałem ludzkim w zadowalającym nadmiarze. Renesans podgatunku space opera nakręcają głównie Amerykanie, którzy dziś - po prawdzie - mają więcej do roboty na Ziemi. Upatruję w tym chęć oderwania się od doczesnych problemów z ropą, klimatem i skarleniem społeczeństwa. Topienie teraźniejszych smutków - w czasem bezrefleksyjnej literaturze okresu dojrzewania - przypomina zwinięcie się pod kołdrą w pozycji embrionalnej. Sztandarowym przykładem tego trendu jest zbiór The New Space Opera zredagowany przez Gardnera Dozoisa i Jonathana Strahana. Pomimo wskazanych powyżej wątpliwości przegląd współczesnej fantastyki musi odnotować ten nurt. Tym bardziej, że pojawiają się w nim rzeczy nieszablonowe, jak Glory Grega Egana, czy prezentowani w tym tomie Śmiercionauci Teda Kosmatki; opowiadanie będące negatywowym odbiciem gatunku. Motyw podróży kosmicznej podjęty przez Kosmatkę rozgrywa w całkowicie odmiennym stylu lider brytyjskiej hard SF, Alastair Reynold w Poza konstelacją Orła, zaś osłodą dla miłośników czystej gatunkowo space opery będzie tour de force Gene Wolfea, jakim jest Memorare.

Bluźnierczo zabrzmi stwierdzenie, że dobierałem prozę do najnowszych Kroków w nieznane w taki sposób, aby uchwycić nastrój, który wykreował niegdyś Lech Jęczmyk. Powiem za bohaterem powieści Lotu nad kukułczym gniazdem - przynajmniej próbowałem. Jedyną sensowną metodą było tu zresztą zastosowanie Reguły Jęczmyka. Sięgałem po teksty nachalnie powracające, jątrzące myśli długo po odłożeniu książki. Przy takiej obróbce, to, co uciera się na sicie pamięci, ma odpowiednią literacką temperaturę. Do takich utworów zaliczam w pierwszym rzędzie Trzecią osobę Tonyego Ballantyne. Rzadki przejaw prawdziwie oryginalnego pomysłu, połączonego ze znakomitym rozwiązaniem fabularnym. Podobnie rzecz ma się z konsekwentnie poprowadzonym, aż do okrutnego finału, Ostatnim kontaktem Stephena Baxtera, czy Jezus Chrystus, Reanimator, Kena MacLeoda - opowiadaniu z wybitnie magnetycznym tytułem.

Nieprzypadkowe jest też zamieszczenie w zbiorze farsy Kobieta po przejściach Reginalda Bretnora. Tego niemal zapomnianego geniusza krótkiej formy odważę się porównać do Fredrica Browna, innego wielkiego czempiona krótkiego dystansu, dominującego w Krokach... z lat 70. Zresztą opowiadań o zabarwieniu humorystycznym jest w tym tomie więcej. Błaznująca Akcja prewencyjna Charliego Rosenkrantza, jak zwykle mądry Kir Bułyczow, wyciskający wszystko z wydawałoby się banalnego pomysłu w Złotoustym diable oraz brylant w postaci Odmiany Bowdlera Jamesa Lovegrovea. Czarnym humorem popisuje się w Kambierz i Żelazny Baron: Baśń ekonomiczna Daniel Abraham - młody, bardzo interesujący autor fantasy.

Po drugiej stronie barykady stoi Damaszek. Daryl Gregory, twórca tego mrocznego opowiadania, został uznany za jednego z najbardziej obiecujących autorów amerykańskich. W swojej introwertycznej prozie zawsze stara się zaczerpnąć treści z samego dna duszy swoich bohaterów. Po tej samej, ciemnej stronie mocy gra Ian Creasey. W Milczeniu we Florencji, wizyjnym, niepokojącym i zarazem dziwacznym tekście, porusza się bardzo daleko od utartych szlaków.

Trzymasz oto, Czytelniku, w swoich rękach, tom złożony z 17 opowiadań przedstawiających przebogatą panoramę, głównie brytyjskiej i amerykańskiej, prozy fantastycznej ostatnich lat. Uwzględniam w niej parę starszych, ważnych tekstów, jak: Luminous Grega Egana, Ostatnia z form P Jamesa Van Pelta oraz Ostatni winnebago Connie Willis. Pokazują one razem niespotykaną siłę tej literatury, odbieranej często stereotypowo i przez to niedocenianej, ale - paradoksalnie - inspirującej inne gatunki literackie, film, muzykę, grafikę, czy reklamę, choćby ich twórcy wypierali się tego rękami i nogami.

Życząc miłej lektury zachęcam do stawiania kroków w nieznane także na blogu www.krokiwnieznane.pl.


James Van Pelt

OSTATNIA Z FORM P

 

 

Za otwartym oknem wielkiego TIR-a przepływały w mroku nadrzeczne równiny Missisipi. Wóz mijał całe mile bagnistych mokradeł lśniących niczym tafle srebra w świetle nisko wiszącego nad horyzontem księżyca. Dzielone gdzieniegdzie długimi płotami, wody połyskiwały pomiędzy porośniętymi lasem pagórkami. Ciężkie niczym mokry ręcznik powietrze pachniało wilgocią i przesyconym wonią ryb mchem, choć i tak było lepsze niż na pace w boksie dla zwierząt w upalne popołudnia, gdy słońce przygniata zadaszenie, a transportowane okazy gromadzą się w nikłym cieniu. Jedynym sposobem na to było podróżowanie nocą. Trevin liczył odległość w minutach. Wkrótce przejadą przez Roxie, potem miną leżące blisko siebie Hamburg, McNair i Harriston. W Fayette był przydrożny zajazd, gdzie mogliby zjeść śniadanie, ale gdyby zechcieli się tam zatrzymać, oznaczałoby to zjazd z autostrady i trafienie na sam szczyt porannego ruchu w Vicksburgu. Nie, trzeba było jechać i jechać do następnego miasta, gdzie będzie mógł wystawić okazy na widok.

Sięgnął ponad siedzeniem do leżącej pomiędzy nim a Caprice torby z zakupami. Dziewczynka spała, opierając jasnowłosą główkę o drzwi - na jej kolanach spoczywało otwarte greckie wydanie Odysei. Gdyby się obudziła, mogłaby zerknąć na mapę i powiedzieć mu, ile dokładnie mil zostało do Mayersville i ile minut zajmie im dotarcie na miejsce przy obecnej szybkości, a także, ile paliwa (co do jednej uncji) zostało im w zbiornikach. Jej dziewczęce oczka przyszpiliłyby go do burty kabiny z niemym pytaniem Dlaczego sam nie możesz sobie tego policzyć? Pomyślał o tym, że mógłby schować jej książkę telefoniczną tak, żeby nie zdołała, siedząc, wyglądać przez okno. Dostałaby nauczkę. Mogła wyglądać na dwuletniego szkraba, ale naprawdę miała dwanaście lat, a duszę dojrzałego i znającego swój fach doradcy podatkowego.

Na dnie torby, pod pustym pudełkiem po pączkach, znalazł paczkę plastrów suszonej wołowiny. W ich smaku przeważał pieprz, ale był w nim też metaliczny odcień, o którym wolał nie myśleć. Kto wie, z czego je zrobiono? Wątpił, żeby materiałem wyjściowym były P-krowy zabite w rzeźni.

Po długim, łagodnym zakręcie pojawiła się tabliczka ograniczenia prędkości na terenie zabudowanym. Trevin wcisnął hamulce, a potem zredukował biegi. Gliniarze w Roxie cieszyli się zasłużoną niesławą z powodu pułapek, jakie zastawiali na kierowców przekraczających prędkość, a składkowa pula na przekupstwa nie wystarczyłaby, żeby skłonić ich do wycofania mandatu. W lusterku wstecznym zobaczył, że druga ciężarówka i autobus Hardyego z załogą sezonowych posługaczy zbliżyły się do siebie.

Na pustym skrzyżowaniu migały żółcią światła regulacji ruchu, a lampy uliczne wydobywały z mroku witryny pozamykanych na głucho sklepów. Przejechawszy przez ciągnące się na przestrzeni czterech kwartałów śródmieście, znaleźli się wśród długiej na milę zabudowy składającej się ze sfatygowanych domków i kampobusów, gdzie oświetlone strugami księżycowej poświaty placyki przed domami szpeciły pudła uszkodzonych pralek i stojących na cegłach przyczep. Coś zaszczekało ku niemu zza siatki przydrożnego płotu. Trevin zwolnił, żeby się lepiej przyjrzeć. Zawodowa ciekawość. W kiepskim świetle wyglądało to na psa P, pierwotną formę zwierzęcą. Pies był już bardzo stary, na co wskazywała sztywność jego kroków. Od czasu ataku mutagenu tych form niewiele już zostało. Trevin pomyślał, że właściciele psa P, trzymający zwierzę na podwórkowym wybiegu, mogą mieć kłopoty z zazdrosnymi sąsiadami.

- Tatku - odezwał się dziecięcy głosik dziewczynki - jak nie zarobimy w Mayersville 2600 dolców, to będziemy musieli sprzedać samochód.

- Nigdy nie nazywaj mnie tatkiem. - W milczeniu wziął długi zakręt. Dwupasmowe drogi często nie miały pobocza i ze względu na bezpieczeństwo jazdy trzeba było uważać. - Myślałem, że śpisz. Poza tym, wystarczy nam tysiąc.

Caprice zamknęła książkę. Trevin nie mógł zobaczyć jej oczu w mroku kabiny, wiedział jednak, że są lodowato niebieskie.

- Owszem, tysiąc za diesla, ale już kilka tygodni zwlekamy z zapłatą. Sezonowi nie zgodzą się na kolejną zwłokę, nie po tym, co obiecałeś w Gulfport. Minął przedłużony termin spłaty kwartalnych podatków i nie powstrzymam skarbowych federastów, tak jak innych wierzycieli, obietnicami dodatkowej zapłaty za kilkumiesięczną zwłokę. Dla większości zwierząt mamy żarcie tylko na mniej więcej dziesięć dni, ale musimy kupić świeże mięso dla tigerzeli i krokomyszy, bo inaczej pozdychają. Jak zarobimy 2600, jakoś sobie poradzimy, choć będzie ciężko.

Trevin skwitował to podsumowanie grymasem. Dawno już przestał uważać jej dziecięcy głosik i akcent za sympatyczne i miłe, bo prawie zawsze, gdy się odzywała, dźwięczały w nich sarkazm i krytyka. Życie z Caprice przypominało posiadanie własnego adwokata liliputa, który nieustannie podsycał jego brak wiary we własne siły i zdolności. Zmarszczył czoło.

- Będziemy więc potrzebowali 2600 podzielone na cztery i pół dolca...

- Pięciuset siedemdziesięciu ośmiu. Zostanie ci jeden dolar na kubek kawy - stwierdziła Caprice. - Ostatni raz zebraliśmy tyle zeszłej jesieni w Ferriday, ale przyszli dlatego, że Oktoberfest w Natchez skończyło się wcześniej. Dziękować Bogu za prawa dotyczące spożywania trunków w Luizjanie! Powinniśmy przyznać się do tego, że nasz pokaz już się ludziom przejadł, obciąć wydatki na inwentarz, sprzedać sprzęt i spłacić pracowników.

Włączyła lampę do czytania, która wystawała z tablicy rozdzielczej na giętkim ramieniu, i otworzyła swoją książkę.

- Gdybyśmy zdołali dotrwać do Rosedale... - Przypomniał sobie Rosedale, przez które ostatni raz przejeżdżali siedem lat temu. Tam dali pokaz na zamówienie. Radni przysyłali listy i emaile. Spotkali się z nim w Nowym Orleanie - w skład delegacji wchodziła ciemnowłosa piękność, ściskająca go za nogę pod stołem podczas obiadu.

- Nie dotrwamy - stwierdziła Caprice.

Trevin przypomniał sobie, że dłoń na jego udzie była ciepła i miękka. Poczerwieniał wtedy i niewiele brakło, a byłby podskoczył.

- Widzów ściąga festiwal soi. Wszystko z tej soi. Sojowe ciasto. Sojowe piwo. Sojowe lody. - Zachichotał. - Tam wyszliśmy na prostą. Przejechałem nawet na platformie po Main Street z Sojową Królową Rosedale.

- Jesteśmy skończeni. Przestań się roztkliwiać - odpowiedziała, nie podnosząc nawet główki.

Sojowa Królowa Rosedale też była nastawiona przyjaźnie i ogromnie wdzięczna za to, że przywiózł do miasta objazdowe zoo. Zastanawiał się przez chwilę, czy wciąż jeszcze tam mieszka. Mógłby się za nią rozejrzeć.

- Taaa... Gdybyśmy trafili na sojowy festiwal, nieźle byśmy zarobili. Jeden dobry pokaz i płyniemy dalej. Przemalowalibyśmy ciężarówki. Ludziska lubią, jak wjeżdżamy z muzyką do ich miasta. Największe na świecie objazdowe zoo nowych form! Pamiętasz ten artykuł w Newsweeku? Boże, to był dzień! - Ponownie wyjrzał przez okno. Wielki jak plażowa piłka księżyc spoczywał teraz na linii horyzontu tocząc się wraz z nimi niczym ogromny, wypolerowany kołpak ku leżącej dwadzieścia mil na zachód Missisipi. Trevin wyczuwał węchem płynącą ku morzu rzekę. Jak ona śmiała myśleć, że nie zarobią dość forsy? Pokażę jej, pomyślał. Zetrę kpiący uśmieszek z tego jej dziecięcego buziaczka. Pokażę jej w Mayersville, a potem w Rosedale. Na stoły posypią się pieniążki. Będziemy musieli upychać je w workach. Przekona się ta mała jędza. Uśmiechając się szeroko, sięgnął po kolejny plaster suszonej wołowiny i tym razem wcale się nie zastanawiał nad jego smakiem.

Doprowadził wóz do Mayersville o wpół do jedenastej, rozglądając się uważnie za ich plakatami i ulotkami. Dwa tygodnie wcześniej wysłał tu całą paczkę tego towaru i gdyby chłopak, którego wynajął do tej roboty, spisał się jak należy, powinny wisieć na każdej ścianie, ale zobaczył tylko jeden afisz, a i to na poły zdarty. W oczy rzucało się natomiast kilkanaście plakatów witających zespoły przybyłe na Wiosenny Softballowy Regionalny Turniej Środkowego Południa, a na wszystkich hotelach wisiały tabliczki oznajmiające brak miejsc, więc musiały się tu zebrać tłumy. Włączył muzykę, która z rykiem wyrwała się z głośników na dachu wozu. Przybywa objazdowe zoo - pomyślał. Przyjdźcie zobaczyć! Ale oprócz kilku staruszków siedzących przed zakładem fryzjerskim, którzy patrzyli na nich dość obojętnie, nikt chyba nie zauważył ich przyjazdu.

- Nie mogą przez cały dzień grać w piłkę, Caprice. Muszą coś robić pomiędzy meczami.

Dziewczynka skwitowała tę uwagę chrząknięciem. Patrząc na ekran leżącego obok niej na siedzeniu laptopa, wprowadzała do podwójnej księgowości rachunki i kwity.

Jarmarczne tereny leżały na północy miasta, tuż obok boisk. W bramie czekał już na nich dozorca, który wspiął się na schodki do kabiny, tak że jego głowa znalazła się tuż pod dolną krawędzią okna.

- Sto dolców placowego - powiedział. Jego twarz kryła się w cieniu słomkowego kapelusza z szerokim rondem, wyglądającego tak, jakby miał za sobą kilkakrotną podróż dookoła świata.

Trevin kilka razy zabębnił palcami po kierownicy i zachował spokój.

-...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin