Rodowy Sztylet 13 z 16.docx

(45 KB) Pobierz

Strona 25 z 25

 

Rodowy Sztylet

ROZDZIAŁ 13

 

Żona - stworzenie jak mało które narażone na działanie chemii i magii. Najpierw jej wkładasz pierścień na palec, a ona w jakiś dziwny sposób przenika do każdej sfery twojego życia. A ty w jakiś sposób zostajesz uwiązany na krótkiej smyczy.

 

Jarosław Wilk tłumaczy Draniszowi Rychowi, dlaczego tak bardzo nie chce się żenić.

 

Rankiem Jarosława czekała wiadomość, dostarczona za pomocą artefaktu łączności. Żeby Wilk mógł jak najszybciej odebrać informację, sekretarz starego Sowy wyznaczył mu konia, bo droga spod muru, otaczającego plac wojskowy, do zamku, nie była krótka. Kapitan wrócił z zamku ponury, zamyślony i jeszcze bardziej kłująco zimny niż zwykle. Naraz kazał ruszać w drogę.

Gdy był w takim stanie, nikt nie odważył się z nim dyskutować. Z wyjątkiem elfa, który wrócił z zamku późną nocą, niezmiernie zadowolony z siebie i świata, i zaraz zasnął.

– Jarosławie, zostańmy – prosił. – Dzisiaj będzie jeszcze jeden wyjątkowy wieczorek, który tak bardzo chciałbym odwiedzić! ­­­­­­­To bardzo ciekawe i pouczające widowisko.

– Możesz tu zostać sam! – ryknął kapitan. – Zbierać się szybko i nie grzebać się!

Dopiero gdy stanęliśmy na postoju, by przygotować posiłek, troll zapytał ostrożnie:

– Jarek, co się stało?

Kapitan nie odpowiedział od razu. Odpłynął daleko myślami, niewidzącym spojrzeniem obserwując jak po naręczu chrustu powoli rozbiegają się języki płomieni. Trzymałam w rękach trójnóg do kociołka, niezdecydowana czy powinnam go postawić – mogłoby to wyrwać Wilka z myśli i zacząłby wyżywać się na nas. W końcu elf nie wytrzymał, wyrwał mi trójnóg z rąk, ustawił go i zawiesił kociołek.

– Zapomniałaś, że jesteśmy głodni? – sarknął.

Jarosław drgnął, kilka razy zamrugał, by w końcu powrócić do realnego świata i oznajmić:

– Oni, moi rodzice, mnie żenią!

Na polanie nastał grobowa cisza.

– To żart? – wyszczebiotała ledwie słyszalnie Tisa.

– Nie! – Jarosław zerwał się z miejsca i zaczął chodzić po polanie, deptając składniki na zupę, które zdążyłam już przygotować.

– Usiądź, proszę, i wyjaśnij – zdenerwowałam się, wyrywając spod ciężkiego buta posiekana w drobna kostkę marchew. Cebula była już nie do odratowania. Łatwiej było pokroić nowa niż dokładnie obmyć talarki z ziemi. – Inaczej wszyscy zostaniemy bez obiadu.

– Jaki obiad, Mila, o czym ty mówisz? Mnie tu całkiem niespodziewanie rodzice się zdecydowali ożenić, a ty o takim głupstwie…

– Możnaby pomyśleć, że to koniec świata – chrząknął troll. – Już raz miałeś zamiar się żenić, pamiętasz? I co z tego wyszło? Dzięki Czystomirowi włóczysz się wolny po świecie, nie znając problemów… – Spojrzał na mnie, potem na krasnoluda i poprawił: – Twoje drobne problemy z życiem rodzinnym są nieporównywalne.

– Tym razem to na poważnie. Mam możliwość zdobycia domeny – Wilk powiedział to tak, jakby wreszcie zdecydował się właśnie dać nura w lodową przerębel.

– Więc to tak! – sapnął troll. – Świetnie!

– Tak, – kiwnął głową Jarosław – pobierać się oczywiście nie chce, ale mieć własną domenę…

Tisa, dotychczas milcząca, z oszołomieniem pobiegła do furgonu i wróciła z ogromnym, grubym tomiszczem.

– Kapitanie, musiano was oszukać – powiedziała drżącym głosem, kartkując strony. – Nie ma ani jednej niezamężnej spadkobierczyni domeny!

– A co to za książka? – zainteresował się elf.

– „Coroczny informator szlachetnych rodów” – wytłumaczyła dziewczyna. – Są tu wszystkie wiadomości o osobach z krótkimi nazwiskami i ich krewnych.

– Jest jeden Posiadacz, który podzielił domeny i ma córkę na wydaniu – poinformował Wilk, siadając na swoim miejscu i znów utkwił spojrzenie w ogniu.

– A dlaczego kapitanowi tak zależy na własnej domenie – zapytał Persival Dranisza. – Zwłaszcza, kiedy ten tak bardzo nie chce się żenić?

– Jarek to drugi syn w rodzinie – wytłumaczył troll. – Jego starszy brat jest już żonaty i ma spadkobiercę. A Jarkowi całe życie przyszło służyć w wojsku, zająć jakieś wysokie stanowisko w domenie, na przykład burmistrza, albo zostać rektorem szkoły magicznej; nauczycielem nie zostanie, burmistrz – nie na jego ambicje, a w wojsku nuda, jeśli nie będzie akurat wojny, bo tak zostaje tylko uiszczanie należności podatkowych u lokalnych skner. A jeśli pobrałby się ze spadkobierczynią domeny, zostałby Posiadaczem, a to jego marzenie z dzieciństwa. I, co ważniejsze, stworzy on nowa domenę! To znaczy, że Jarek zostanie twórca nowego rodu, król nada mu nowe nazwisko… to wielki zaszczyt, poza tym, droga prawdziwego mężczyzny – też się tym kiedyś zajmę.

– Staniesz się posiadaczem domeny? – zdziwił się elf.

– Nie, założę swoje plemię. My już z Kicią wszystko omówiliśmy, z niej będzie piękna żona wodza plemienia.

Zaczęłam mieszać kaszę w kociołku energiczniej niż zwykle. Oczywiście troll był łagodny, opiekuńczy i, zdaje się, kochał mnie, ale dotąd nie zgodziłam się zostać żona wodza.

– I kto jest tą twoją przyszłą panną młodą? – z trudem wymawiając pojedyncze słowa, powiedziała Tisa. Dziewczyna cała poszarzała i wyglądała jakby jej serce stanęło.

Wszyscy utkwili wzrok w kapitanie z niecierpliwością wyczekując ogłoszenia imienia wybranki.

– Jasnooświecona Kruk – odpowiedział Jarosław.

Troll miał zamiar zaklaskać, ale tu uroczysty charakter chwili zepsuł krzyk. Nóż ześlizgnął się z cebuli i wbił się w dwa palce, a sprawczyni wyrwała się na wolność ukryła w jasnozielonej trawie, szyderczo bielejąc wśród drobnych gałązek.

– Bardzo się skaleczyłaś­? – zaskoczony troll odkładając gratulacje na później i rzucając się do mnie.

– Aj! – nie mogłam powstrzymać łez, mrugając oczami. Cebulowy sok dostał się do ranki, niesamowicie piecząc, a z palców skapywały gęste krople krwi. – Wybaczcie, zasłuchałam się i z roztargnienia, osz

– Przerwała w najciekawszym miejscu! – obruszył się elf, podchodząc do mnie. Kilka chwil między jego dłońmi i ranki zniknęły. Tylko ślady krwi przypominały o tym, że jeszcze przed chwilą były źródłem bólu.

– Mnie tak od razu nie uleczył – obraził się krasnolud.

Ranę zadana przez Czystomira, elf uleczył mu dopiero wczoraj wieczorem, zanim Persival udał się naprawiać artefakt w zamku Sowy. Do tego Persik męczył się z opatrunkami i prawie nie mógł poruszać palcami, stale wspominając Mirika przez zęby i cedząc na niego wszelkie przekleństwa.

– No przecież ci tłumaczyli, żebyś nie ruszał cudzego, to po co mam się wtrącać – odpowiedział elf. – A Mila ucierpiała przygotowując nam obiad. Tak, jeszcze i z winy kapitana… Jarosław, ja nadal nie rozumiem, w czym problem, nad którym ty się tak zastanawiasz? No pobierasz się, będziesz miał tę swoją domenę, co w tym złego? Dziewczyna chociaż sympatyczna?

– Skąd mam to wiedzieć? – odgryzł się kapitan. – Ja jej nie widziałem na oczy. Ona jest z północy, a ja wychowywałem się na południu.

– A pamiętasz, jak jej ojciec kilka lat temu przyjechał? – przypomniał sobie troll. – Wtedy akurat mieliśmy przepustkę i przebywaliśmy na zamku. Taka wysuszona morela z zastraszoną żoną, która bez przerwy się za nim chowała i nic nie mówiła.

W oczach kapitana zabłysło wspomnienie.

– Dokładnie – kiwnął. – Przypomniałem sobie. Kruk bardzo mi się wtedy spodobał. Trzymał się jak król, choć był u nas z prostą wizytą

– Jeśli córeczka poszła w tatusia to ci się kompletnie nie poszczęściło – współczuł Dranisz.

– Ja też sobie przypomniałam – powiedziała wojowniczka. – Pokraczniutki taki, drobny. Jeśli się w niego wrodziła to strasznie brzydka powinna być. A matka…

– Tisa, – zimno przerwał Jarosław – mówisz o moim przyszłym teściu i narzeczonej. Trzymaj język za zębami.

Dziewczyna spojrzała na kapitana z takim smutkiem i Meka, że zachciało mi się ją objąć i jakoś pocieszyć. Wiedziałam jednak, że dumna wojowniczka od nikogo nie przyjmie pociechy i bardzo ja za to szanowałam.

– Czy ona straszna, czy nie, to pozostaje jeszcze pod znakiem zapytania – powiedział troll, w zamyśleniu wypatrując skarbu za paznokciami. – Ale stary Kruk jest bardzo inteligentny, to fakt. Za swoich czasów powiększył domenę dwukrotnie i to na granicy! Jak się na to zgodzili zagraniczni władcy apanaży – nie wiadomo, ale obiło mi się o uszy, że całe wsie chciały się dostać w jago ręce. Porządek w domenie tam taki, że nawet muchy boją się wpaść do zupy, bo nie jest to prawnie uregulowane.

Na północy nasze królestwo graniczyło z drobnymi, samodzielnymi apanażami. Zdobywać nikt ich nie chciał, chociaż ogromne terytorium księstw otaczali z zadowoleniem silni sąsiedzi. Ale na tym terytorium od wieków panowała taka anarchia, że nasi sąsiedzi, królestwo Romidonu, zdobyli dwa księstw, oficjalnie uważane za niepodbite. Tylko pozbycie się ludności, która zrozumiała, że w Romidonie żyje się lepiej niż w ojczystym księstwie, okazało się być dużo trudniejsze. Nowa ludność chętnie osiedlała się w zamożnych miastach Królestwa, kontynuując życie według swego dawanego porządku, a raczej całkowitego jego braku. Rdzenni mieszkańcy lamentowali i przeklinali swego zachłannego króla, łasego na cudze.

Przykład Romidonu posłużył za lekcje dla całej reszty i od tego czasu żadne granice nie były strzeżone tak pilnie jak granice Królestwa z apanażami. Słyszałam, że lombirscy żołnierze ochrony pogranicza (w tym kraju rządy sprawował król-paranoik) zaorali wywłaszczoną strefę i nie wpuszczali nawet białka z terytorium sąsiedniego księstwa.

Kruk stopniowo asymilował ludność należącą do domeny graniczącego księstwa, niekiedy wykorzystując swoja przebiegłość, innym razem ogniem i mieczem zmuszał do podporządkowania się jego prawom. Teraz obszar jego domeny wzrósł o połowę, a Jasnooświecony Kruk wszedł do wszystkich podręczników i nawet postawili mu pomnik w stolicy. Pomnika nie widziałam, z reszta nie byłam nigdy w stolicy, a o całej reszcie opowiadał mi nauczyciel.

– Posiadacz Kruk ma jeszcze syna – powiedział elf z zainteresowaniem kartkując gruby przewodnik po szlacheckich rodach. – Jest żonaty i ma dziecko.

– Chłopiec, czy dziewczynka? – zapytałam.

– Nie wiem. Widać nie SA osobami publicznymi. A na co ci to?

Jeśli to dziewczynka i kapitan się z nią ożeni, ma szansę zarządzać całą domeną. W razie gdyby synowi Kruka coś się przytrafiło.

– Nie myślałem o tym – powiedział poważnie kapitan. – Mi zupełnie wystarczy jedna domena. Nie sprawa domeny jest niejasna a panny młodej.

– Że może się niezgodzie? – zainteresował się troll. – Nie przeżywaj. Oczywiście, że się zgodzi. Z takim ojcem! Oni tam pewnie wszyscy chodzą jak w zegarku i boja się odetchnąć bez pozwolenia.

– Nie. Nie w tym rzecz. Jasnooświecona zaginęła i nikt nie wie gdzie jest.

– Jak to zaginęła? – zdziwił się elf. – Czy córka Jasnoświeconego może tak po prostu zniknąć?

– Też tak myślałem – uśmiechnął się smutno kapitan. – Jednak fakt pozostaje faktem. Jasnooświecona Kruk zaginęła i nikt nie wie gdzie ona jest.

– Tak… Może ona jest już dawno martwa? – zapytała z nadzieja Tisa.

– Nie. Na królewskim gobelinie jej imię nie wyblakło – odpowiedział Jarosław.

– Co to oznacza? – spytałam.

– W dużej sali tronowej jest magiczny gobelin – wytłumaczył Jarosław. – Jak tylko Jasnooświecony się rodzi, jego imię pojawia się na nim. Gdy dziecko się pobiera – jego imię wiąże się z innym imieniem. Jeśli szlachcic umiera, jego imię w tym samym czasie matowieje.

– Król ma niezłą ściągawkę – zachwycił się elf.

– To co teraz? Nie pobierasz się? – spytała Tisa, w jej oczach pojawiła się podszyta obawa nadzieja.

– Rankiem dostałem dwie wiadomości – powiedział Jarosław. – Jedną od rodziców, że zaręczyli mnie z Jasnooświeconą. Drugą od starego Kruka, o zaginięciu córki. Ogłosił, że ten kto ją odnajdzie, otrzyma ogromną nagrodę pieniężną, która pozwoli na dostatnie życie kilku pokoleniom. I ostrzegł, że ostatni wybuch magicznej energii Jasnooświeconej nastąpił w domenie Sowy.

Wow! – sapnął troll, na razie cała reszta gapiła się na kapitana z opadniętymi szczękami. – Znaczy, jeśli znajdziemy tę pannę, zgarniemy niezły kawał grosza! Marzenie o własnym plemieniu się ziści!

– Ty ją najpierw znajdź – ostudziłam jego radość.

– A w ogóle to w czym problem, Jarosław? – nadal nie rozumiał elf. – Zaręczyli cię, narzeczona nie wiadomo gdzie, zdobędziesz własną domenę… Dlaczegoś taki ponury?

– Dlatego, że moi rodzice postanowili mnie zaręczyć, nie zasięgając mojej opinii! Dlatego, że nawet nie znam Jasnooświeconej Kruk! Dlatego, że ożenek przewiduje jeszcze urodzenie i wychowanie spadkobierców, a jak mam to spełnić jeśli moja żona będzie dla mnie obrzydliwa? – eksplodował Wilk. – Tym bardziej, że wiedzą, że… mniejsza o to, powinni byli najpierw porozmawiać ze mną!

– Dlaczego wy od razu musicie zakładać najgorsze? – zapytałam pokojowo, podając mu miskę z zupą, która zdążyła się już ugotować, w czasie gdy omawialiśmy życie prywatne naszego dowódcy. – A jeśli narzeczona się wam spodoba?

– Jasnooświecona nie miała po kim odziedziczyć urody – powiedział troll. – Widzieliście jej rodziców! Tatuś – smardz, mamusia – z końską twarzą, szara jak ćma.

Dranisz! – powiedziałam z wyrzutem. – Ty też jej przecież nie widziałeś , to skąd wiesz? Tym bardziej, czy ma piękną twarz – w końcu to najważniejsza rzecz w narzeczonej. Proponuje wam skoncentrować się na jedzeniu, a nie na obgadywaniu nieznanej dziewczyny. Przecież nie mogła mieć dobrego życia skoro zniknęła! Jeśli porwaliby ja jacyś rozbójnicy to rodzice dziewczyny już dawno by ich wytropili. Znaczy się po prostu uciekła. Może też nie jest zadowolona z małżeństwa z tobą, kapitanie? Ty przecież o tym nie pomyślałeś. Być może gdy ją znajdziesz ona od dawna będzie miała już innego kandydata do stanowiska Posiadacza jej domeny i problem rozwiąże się sam. Szkoda czasu na twoje spekulacje. Chcesz domeny, nie chcesz się żenić. Zdecyduj się.

– Racja, Mila – poparł mnie elf. – Rola pokrzywdzonej przez życie i obrażonej na cały świat istoty przypada… Nie Persik, nie patrz na mnie z taka nadzieją. Ta posada przypada mnie, a ja nie pozwolę, żeby ta przyjemna posadka obrażonego, przypadła Jarosławowi, a już zwłaszcza przez taka bzdurę jak małżeństwo. Moje powody do cierpienia są dużo poważniejsze.

– Czyli…? – spytał troll.

– Niedoskonałość świata! – z patosem oświadczył Daezael. – A brzydka narzeczona, w dodatku zbiegła, to drobiazg. A propos, a nie pomyśleliście, że mogła zbiec do Tomigosta? Jak się okazuje, osobowość to on ma bardzo interesującą, dziewczyny do niego lgną.

– A skąd by go znała? – spytała Tisa i nadzieja w jej zlęknionym spojrzeniu wzrosła. – Cóż, tego nie wiemy. Na każdym balu mogli się spotkać, jeśli dobrze orientuje się w zwyczajach szlachty?

– Tak, a propos, Jarek! – zapalił się troll, nie chcąc rozstawać się z myślą o fortunie. – Tomik po śmierci mamusi wiele podróżował po domenach. A potem panna dowiedziała się o czekającym ją weselu i – migiem! – do ukochanego.

– Jeśli tak, to nie sądzę, żeby Tomigost wam ją wydał i zrezygnował z pieniędzy – zauważyła wojowniczka.

– Podzielimy się – nie dał za wygrana troll. – Albo wykradniemy dziewczynę!

– Jakkolwiek by było, wracamy – postanowił kapitan.

Tomigosta w towarzystwie młodych dam spotkaliśmy niedaleko zamku. Szlachta widocznie wybrała się na polowanie a nasze pojawienie się szczególnie ich nie ucieszyło – furgon spłoszył całą drobną zwierzynę. Na pertraktacje udali się kapitan z trollem, elf wlazł na dach furgonu, żeby nie przepuścić tego widowiska, a my z Tisą weszłyśmy do środka, sadzając krasnoluda na miejscu kierowcy.

Jak tylko zostaliśmy we dwójkę, Tisa głęboko westchnęła, ułożyła się na swojej pościeli i zaszlochała jakby nagle straciła całą rodzinę.

Wiedziałam, że to kiedyś nastąpi i z przerażeniem czekałam na tę chwilę. Przez całą drogę do zamku nie znalazłam odpowiednich słów, a Tisa siedziała w milczeniu, wpatrując się niewidzącym spojrzeniem w książeczkę z ćwiczeniami gramatycznymi. Z resztą, koniec końców, co ja jej mogłam powiedzieć? Że wszystko będzie dobrze? Że narzeczona Jarosława się nie znajdzie? A może, że dojdzie do niego, że posiadanie własnej domeny nie jest warte poślubiania nieznajomej kobiety? Ale ponieważ oboje wiedziałyśmy, że charakter i uroda Jasnooświeconej Kruk, nie spowodują, że Jarosław zrezygnuje z bycia Posiadaczem.

Więc po prostu usiadłam obok i pogłaskałam, wstrząsana szlochem Tisę, aż po płaczu pozostała tylko czkawka. Przyniosłam wodę w czajniku i pomogłam jej się napić.

– Jak ja jej nienawidzę – syknęła, obejmując kolana. – Jeśli teraz znajdą ją u Tomigosta i zabiorą ze sobą, to uduszę ją poduszką pierwszej nocy, przysięgam!

– Nie sądzę, by Jarosław docenił ten gest.

– Ale on się ze mną nie ożeni!

I weź ty dyskutuj z tak żelazną logiką.

– Tisa, jeśli rodzice kapitana postanowili, że ma się ożenić, to prędzej czy później znajda mu inną żonę.

– Jarosław ich nie obchodzi! Troszczą się tylko o to, żeby zdobył domenę i żeby ich wpływ rozszerzył się na pogranicze. Ty tego nie wiesz, ale oboje zawsze nim gardzili!...

 

Jarosław Wilk był niechcianym synem. Po urodzeniu pierwszego dziecka Jasnooświecona Gronisława bardzo długo nie mogła zajść w ciążę. Syn rósł zdrowy i mądry. Już kiedy miał dziesięć lat zainteresował się sprawami domeny i pilnie uczył. Ale dumni i próżni rodzice bardzo chcieli mieć córkę. Żyli intrygami i władzą, często bywając w królewskim pałacu, biorąc udział we wszystkich zebraniach szlachty, nawet gdy omawiano na nich mało istotne zagadnienia. W końcu córka jest towarem, który można korzystnie sprzedać, by skonsolidować i wzmocnić swoja pozycję. Przede wszystkim należałoby ją poprawnie wychować, żeby wzięła małżonka pod obcas i słuchał się tylko teściów.

Ale nikt, ani magowie, ani szamani czy elficcy uzdrowiciele, nie mogli pomóc. Całkiem zrozpaczona para zaczęła szukać synowi żony, tym bardziej, że chłopiec skończył już szesnaście lat, gdy nagle okazało się, że pani Wilk jest przy nadziei. Było to ogromnym szczęściem. Dopóki położna nie powiedziała: „Gratulacje, masz syna!”. Jak to syna? Po co nam jeszcze jeden chłopiec? Ród Wilków nie był jakąś magiczna potęgą, pozwalającą młodszemu synowi po zakończeniu nauki, zająć miejsce na wierzchołku magicznej hierarchii, a kluczowe stanowiska w królestwie zostały zajęte na kilka pokoleń naprzód, a żeby dostać się do koryta, trzeba było włożyć wiele wysiłku. Także chłopca czekała rola albo doradcy starszego brata, albo pracownika administracji państwowej. Podsumowując, niemowlę było rodzicom całkowicie zbędne.

I tak dziecko żyło, wychowywane przez obojętnych nauczycieli, pod opieką leniwych guwernerów. Do czasu gdy na zamku pojawił się syn wodza trollów – w owym czasie bardzo popularnym było wychowywanie swoich dzieci wspólnie z dziećmi innych szlachetnie urodzonych, a Złydnobój Krzywy posiadał bardzo duże plemię i lubił postępowe rozwiązania, czym zasadniczo wyróżniał się od większości trollich wodzów. Korzystnie było mieć w nim sojusznika.

Tylko mały Dranisz mógł obudzić w Jarosławie dziecko. Chłopcy razem wagarowali, co kiedyś Wilkowi w ogóle by przez myśl nie przeszło, bawili się z dziećmi z pobliskiej wioski, razem psocili i odbierali zasłużone kary.

Tisa poznała chłopców, gdy skąpy do niemożliwości młynarz trzepał im skórę, po tym jak dzieci ukradły parę worków mąki do jakichś swoich wybryków. Młynarza nie obchodziło, że tłucze syna Posiadacza, tym bardziej, że wszyscy wiedzili jaki Wilk ma stosunek do syna. Tisa zakochała się w chłopcu od pierwszego wejrzenia, gdy ten bez zająknięcia znosił uderzenia bata. Nie mysląc długo, rzuciła się na młynarza, zawiesiła na jego ręce, wczepiając się w nią zębami, a kiedy rozwścieczony młynarz odrzucił ja jak nieszkodliwego kociaka, pomknęła do zamku po pomoc.

Potem wydarzyło się kilka rzeczy. Po pierwsze, dwaj chłopcy długo leczyli się po okrutnej chłoście, a kapitanowi Dotą zostały na plecach paskudne blizny. Po leczeniu trzymali psotników o chlebie i wodzie, żeby następnym razem dwa razy pomyśleli zanim znów coś zmajstrują. Po drugie młynarza i wszystkich jego współpracowników poćwiartowano na oczach całej wsi. Młynarza – za to, że ośmielił się podnieść rękę na czystej krwi szlachcica, a pracowników – bo nie powstrzymali swego gospodarza. A po trzecie, Tisa podjęła się nauki, by zostać osobistym ochroniarzem i postawiła sobie cel, by koniecznie wyjść za mąż za Jarosława.

Wszystko ku temu prowadziło. Wydawało się, że dumny i ambitny młody Wilk całkowicie pogodził się ze swoim losem i przestał piąć się do władzy, poświęcając więcej uwagi Tisie. Jednak potem przydarzyło się nieszczęście. W czasie gdy miał otrzymać kolejne bojowe doświadczenie, Jarosław odwiedził Posiadacza przygranicznej domeny. I tam zakochał się w córce Jasnooświeconego, z całym zapałem towarzyszącym pierwszej miłości. Wilk doświadczenie z kobietami miał właściwie żadne. Tisa wstydziła się za ukochanego kapitana – wyglądał w pobliżu Niegosławy Pies na mamroczącego głupca. A piękność, rozpieszczona przez uwagę szlachetnych oficerów, tylko śmiała się z nieśmiałych prób wyznań. Tisa jednocześnie męczona była przez zazdrość i żal, że Niegosława nie widzi licznych zalet Jarosława. Pewnego razu przydybała nawet dziewczyne i próbowała z nią szczerze porozmawiać, ale jej wartownicy po prostu wyrzucili ją na bruk. Scena była okropna, i gdyby Niegosława nie opowiedziała o niej Wilkowi, pewnie poszłaby w niepamięć. Jarosław wpadł we wściekłość i wtedy, pierwszy i ostatni raz, uderzył człowieka, poddając się emocjom: pamięć o młynarzu była na tyle silna, że bez względu na wszystko, Wilk nie stosował przemocy fizycznej. A teraz uderzył Tisę Wymierzył jej policzek, tak, że przez kilka dni nosiła opuchliznę. Ale ból policzka był niczym w porównaniu z bólem serca! Wtedy dziewczynę pocieszał troll, zawsze lekko odnoszący się do wszelkich związków, w owym czasie miał duże doświadczenie w relacjach z kobietami.

– Nie przeżywaj – mówił Tisie, przykładając jej do siniaka zamrożoną kurza nóżkę. – Nic z tego ni...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin