Wolny najmita Wąską ścieżyną , co wije się wstęgą, Między pólkami jęczmienia i żyta Szedł blady, nędzną odziany siermięgą, Wolny najmita. I nigdy wyraz nie był dalszym treści, Jak w zestawieniu takim urągliwym! Nigdy nie było tak głuchej boleści W jestestwie żywym. Rok ten był ciężki, ulewa smagała Srebrnym swym biczem wiosenne zasiewy, I ziemia we łzach zaledwie wydała Słomę z plewy. Z chaty, za którą zaległy podatki, Wygnany nędzarz nie żegnał nikogo… Tylko garść ziemi zawiązał do szmatki I poszedł drogą. W powietrzu ciche zawisły błękity, Echo fujarki spod lasu wschód wita… Stanął i otarł łzę połą swej świty, Wolny najmita. Wolny, bo z więzów, jakimi go przykuł Rodzinny zagon, gdzie pot ronił krwawy, Już go rozwiązał bezduszny artykuł Twardej ustawy… Wolny, bo nie miał dać już dzisiaj komu Świeżego siana pokosu u żłoba Wolny, bo rzucić mógł dach swego domu, Gdy się podoba… Wolny, bo nic mu nie cięży na świecie Kosa to chyba co zwisła z ramienia, I nędzny łachman sukmany na grzbiecie, I ból istnienia… Wolny , bo jego ostatni sierota, Co z głodu opuchł na wiosnę, nie żyje… Pies nawet stary pozostał u płota I z cicha wyje… 1008 ...
P.Kuba-47