dzieci-z-fatimy-pikna-pani-znow-przybywa.pdf

(309 KB) Pobierz
Rodzina katolicka - Dzieci z Fatimy. Piękna Pani znów przybywa
piątek, 20 lutego 2009 16:28
Następnego ranka trochę zaniepokojona mama rodzeństwa wybrała się do domu Łucji. Od
śniadania Franciszek i Hiacynta nie mówili o niczym innym, tylko o wizycie pięknej Pani. I to
jeszcze nie wszystko. Twierdzili, że ma zamiar ukazać się im znowu trzynastego czerwca, na
świętego Antoniego.
– Co za bzdury! – myślała dobra kobieta. – Gdy bratowa usłyszy te głupoty, naprawdę się
zdenerwuje.
Mama Łucji faktycznie zdenerwowała się, gdy usłyszała całą historię i postanowiła natychmiast
ukarać córkę, za, jak sądziła, wierutne kłamstwo.
– Nie próbuj nawet więcej kłamać! – zawołała ze złością. – Tej jednej wady moje dzieci nigdy
nie posiadały!
Łucja na próżno tłumaczyła przez łzy, że jest niewinna. Wcale nie kłamała. Wraz z kuzynami
naprawdę widzieli piękną Panią.
– To jak się nazywała? I jeśli jest taka piękna, to co robiła na zwykłym pastwisku dla owiec?
Dzieci wytarły zapłakane oczy.
– Pani nie wyjawiła nam swojego imienia... ma to zrobić w październiku... i nie wiem dlaczego
przyszła do Cova da Iria. Ona... po prostu... przyszła!
Wtedy mama Łucji podjęła stanowczą decyzję: jej dziesięcioletnia córka była bardziej uparta niż
myślała. Jedyne, co mogła w takiej sytuacji zrobić, to zaprowadzić ją do księdza proboszcza
Marquesa Ferreiry. Może po rozmowie z nim...
1 / 10
Rodzina katolicka - Dzieci z Fatimy. Piękna Pani znów przybywa
piątek, 20 lutego 2009 16:28
– To dobry pomysł – poparła ją bratowa. – I nie zapominaj o Franciszku i Hiacyncie. Też
zaprowadzę ich do księdza. Ciekawe, co jemu powiedzą!
Niebawem Łucja została więc zaprowadzona do księdza, najpierw sama, a potem z
Franciszkiem i Hiacyntą. Dzieci, choć bały się ogromnie, cały czas upierały się przy swojej
historii. Nawet gdy rodziny groziły im kolejnymi karami, nie chciały przyznać się do kłamstwa.
– Dobry Boże! Co z nami teraz będzie? – rozpaczała mama Łucji. – Co ludzie powiedzą, gdy
usłyszą, co wygadujecie?
Ksiądz Ferreira uśmiechnął się ciepło. Znał te dzieci bardzo dobrze. Choć sam nie wierzył w ich
opowieść o pięknej Pani, nie sądził, żeby naumyślnie kłamały. Według niego cała ta sytuacja
dawała się bardzo prosto wyjaśnić. Przecież dzieci były pastuszkami i spędzały długie godziny
na wzgórzach ze swoim stadem. Zupełnie zrozumiałe jest więc, że czasem czuły się samotne,
marzyły o nowych przyjaciołach, ekscytujących przygodach. Zupełnie nieświadomie wymyśliły
sobie najcudowniejszego i najbardziej zaufanego przyjaciela z możliwych: piękną Panią, całą w
bieli i złocie, która mówiła im o Niebie, o odmawianiu Różańca, o ocaleniu dusz.
– Dzieci po prostu wmówiły sobie, że ich Pani jest prawdziwa – stwierdził przyjaźnie. – Nie
miały jednak zamiaru kłamać i, oczywiście, nie powinny być za to więcej karane.
Słowa księdza przyniosły obu mamom wyraźną ulgę. Do domu powróciły już w znacznie
lepszym nastroju.
– Ksiądz Ferreira to mądry człowiek – rzekła mama Łucji. – Myślę, że powinnyśmy go
posłuchać.
– Tak, masz rację – odparła jej bratowa pokrzepiającym tonem. – Przecież to nie jest tak, że
dzieci umyślnie nas okłamały. Nic z tych rzeczy. Po prostu wmówiły sobie to wszystko.
– Tak. Ale co my teraz zrobimy?
2 / 10
Rodzina katolicka - Dzieci z Fatimy. Piękna Pani znów przybywa
piątek, 20 lutego 2009 16:28
– Nic, oczywiście.
– Nic? Czy chcesz przez to powiedzieć, że mamy pozwolić im wrócić do Cova za miesiąc
trzynastego?
– Tak. Gdy zobaczą, że nie zwracamy uwagi na tę ich zabawę, samym im się odechce dalej to
ciągnąć. Poczekaj, a zobaczysz, że mam rację.
Jednak mama Hiacynty nie miała racji. Z każdym dniem dzieci coraz więcej myślały o pięknej
Pani. Odmawiały Różaniec, ale tym razem właściwie. Już nie ograniczały się tylko do
pierwszych dwóch słów modlitw ojcze nasz i zdrowaś Maryjo. Zrozumiały bowiem, że
grzesznicy zostaną ocaleni, a straszna wojna dobiegnie końca tylko dzięki prawdziwej, szczerej
modlitwie i poświęceniu.
Dwunastego czerwca Łucja niespodziewanie oznajmiła zaskoczonym kuzynom, że nie wybiera
się do Cova na drugie spotkanie z Panią. Zamiast tego uda się z mamą na odpust z okazji dnia
św. Antoniego, który odbędzie się w sąsiedniej wiosce Porto-de-Mos.
– Myślę, że powinniśmy uczcić to święto, jak co roku – wyjaśniła. – Może też pójdziecie?
Propozycja ta przeraziła Franciszka i Hiacyntę.
– Jak możesz mówić coś takiego? – zawołali. – Przecież wiesz, że Pani poprosiła nas, żebyśmy
byli jutro w Cova!
– Pani! A wiecie co myślę?
3 / 10
Rodzina katolicka - Dzieci z Fatimy. Piękna Pani znów przybywa
piątek, 20 lutego 2009 16:28
– Co?
– Myślę, że Ona przybywa z piekła!
– Łucjo!
– Tak. Może tak naprawdę to diabeł przybrał Jej postać i powinniśmy trzymać się od Niej z
daleka.
Dla siedmioletniego serduszka Hiacynty było to zdecydowanie za dużo. Dziewczynka wybuchła
głośnym płaczem. Ktoś tak piękny nie może być diabłem! Jak w ogóle można powiedzieć coś
takiego!?
Łucja objęła czule małą kuzynkę.
– Hiacynto, nie płacz, proszę. Powiedziałam tylko, że Pani może być diabłem, a nie, że nim jest.
A jeśli jutro o mnie zapyta, powiedz Jej, że nie przyszłam, bo się bałam.
Hiacynta nie dawała się jednak uspokoić i w końcu Franciszek postanowił się odezwać.
– Łucjo, przecież wiesz, że nie możemy tam pójść bez ciebie.
– Dlaczego nie?
4 / 10
Rodzina katolicka - Dzieci z Fatimy. Piękna Pani znów przybywa
piątek, 20 lutego 2009 16:28
– Bo piękna Pani nie przemawia do nas, tylko do ciebie. Och, my po prostu nie możemy pójść
tam sami!
Jednak ani łzy Hiacynty, ani argumenty Franciszka nie były w stanie zmienić decyzji Łucji.
– Jeśli chcecie iść jutro do Cova, będziecie musieli pójść sami – powiedziała stanowczo.
Następnego dnia, na drodze wiodącej z Fatimy do Porto-de-Mos już bladym świtem roiło się
wprost od turkocących chłopskich wozów. Na każdym z nich piętrzyły się piękne owoce i
warzywa, a odświętnie ubrani mieszkańcy wsi szli obok nich śmiejąc się i śpiewając. Tak, całą
okolicę ogarnął świąteczny nastrój, gdyż tego jasnego i słonecznego dnia obchodzono święto
narodowe, uroczystość wielkiego świętego Antoniego, który, mimo że zmarł w Padwie w 1231
roku, wciąż należał do Portugalii, gdyż urodził się w Lizbonie w roku 1195.
Choć Łucja planowała pójść z innymi na odpust, w ostatniej chwili zmieniła zdanie. Powoli, a
nawet z pewnym lękiem, udała się do domu kuzynów, gdyż wiedziała już, że mimo wszystko
uda się do Cova. Coś podpowiadało jej, że jeśli tego nie zrobi, popełni ogromny błąd. Wkrótce
nowina została obwieszczona Franciszkowi i Hiacyncie.
Rodzeństwo, którego rodzina już dawno wyruszyła na uroczystości do Porto-de-Mos, nie
posiadało się z radości na widok kuzynki. Dzieci prawie rozchorowały się bowiem ze strachu na
myśl, że miałyby iść do Cova bez Łucji, a jednocześnie obawiały się zostać w domu, by nie
rozczarować Pani.
– No a teraz pójdziemy wszyscy razem – powiedziała Łucja pocieszająco. – I nie będziemy się
martwić, że inni też idą do Cova.
– Inni? – zawołał zdumiony Franciszek. – Myślałem, że wszyscy ze wsi poszli na odpust!
Łucja pokręciła przecząco głową.
5 / 10
Zgłoś jeśli naruszono regulamin