Kazimierz Radowicz - ZADANIE DOMOWE.rtf

(1430 KB) Pobierz

 

Kazimierz Radowicz

ZADANIE DOMOWE

 

 

Rozdział pierwszy

w którym zastanawiamy się nad wyglądem Dali oraz poznajemy

USPO

Ulubionym dniem tygodnia Dali był, niewątpliwie, piątek. Głównie z tego powodu, że jej

stale zapracowani rodzice mieli wtedy nareszcie czas dla niej i że tego wieczoru była prawdziwa

kolacja. A po piątku następowały, oczywiście, sobota i niedziela, i zaczynały się dziać

cudowne rzeczy. Udawali się całą trójką do ogromnego centrum rozrywkowego, gdzie pływali

w basenie, jeździli na wrotkach i łyżwach, szaleli w wesołym miasteczku, grali w badmintona,

bawili się piłką albo strzelali z łuków do kolorowych tarczy.

Czy ktoś może się więc dziwić, że Dala, ciesząc się tak bardzo na piątkowe popołudnie i

wieczór, na sobotnią i niedzielną zabawę, zasmuciła się bardzo, stwierdziwszy po powrocie ze

szkoły do domu, że nie ma w nim rodziców.

Zawiadomiło ją o tym, już w przedpokoju, zielone światełko palące się nad klawiszami

magnetofonu. Przycisnęła więc jeden z nich i po chwili usłyszała głos ojca.

Musimy jeszcze dodać, że kładąc palec na klawiszu, Dala sądziła, iż stracony zostanie tylko

wieczór, że rodzice muszą skończyć jedynie pilną jakąś pracę i wrócą. Nawet późno, ale

przecież wrócą, bo to zdarzyło się już kilka razy, ale że sobotę i niedzielę spędzą, jak zawsze,

razem. Dowiedziała się jednak, ku swemu wielkiemu zdumieniu, że zostaje na kilka dni sama.

Bardzo nam przykro, córeczko, mamie i mnie – mówiła taśma głosem taty – ale musieliśmy

zostać w pracy. Będziemy naprawiali poważne uszkodzenie i to może potrwać do środy

późnego wieczora...

Tata mówił dalej, że na pewno Dala patrzy w tej chwili z niedowierzaniem na magnetofon

i miał rację; dziewczynka zawołała nawet – do środy?! – jakby rodzice mogli ją usłyszeć. A to

tylko pozostawiony na taśmie głos mówił:

To bardzo długo. Wiemy o tym dobrze z mamą. Zostawiamy ci więc do towarzystwa

Uspo, żeby nie było ci smutno. On czeka na ciebie w twoim pokoju. Idź tam zaraz i przywitaj

się z nim.

Dala była, na ogół, posłuszną córką, tym razem jednak nie wykonała natychmiast polecenia

ojca. Wyłączyła magnetofon i powtórzyła dwa razy:

Uspo? Uspo?

Nie. Nie znała nikogo o tym imieniu i zupełnie nie mogła się domyślić, kogo rodzice przeznaczyli

jej na towarzysza tych kilku dni i dlaczego właściwie to zrobili. Wiedzieli dobrze, że

dałaby sobie radę sama. Nie zostawiali jej wprawdzie dotąd tak długo bez opieki, ale wracali

przecież w ciągu tygodnia o najróżniejszych porach do domu. Dala była do tego przyzwyczajona

i jeśli z czymś czekała na rodziców, to czasem ze szkolnym dzienniczkiem tylko, aby

go przejrzeli, zobaczyli i podpisali uzyskane w ciągu dnia oceny. Zapraszając więc do domu

tego jakiegoś Uspo, chcieli zapewne, aby się z nią bawił i to przypuszczenie nie wprawiło

Dali w zachwyt. Zmarszczyła nosek, zsunęła brwi i zrobiła już nawet krok w stronę drzwi

swego pokoju, ale zaraz się zatrzymała. I powiedziała półgłosem do siebie:

Zaraz, zaraz... Muszę się chwilę namyślić...

Skorzystajmy z tej chwili: Dala stoi pośrodku przedpokoju i nad czymś się zastanawia,

więc jest okazja, aby dobrze się jej przyjrzeć, a może nawet narysować?

Patrzę teraz, jak nad kartką papieru pochyla się moja córeczka, Małgorzata (tak na nią

wołamy z jej mamą na co dzień, Daniela bowiem to niejako imię „od święta”). Wybiera z

 

5

pudełka kredkę i wysuwa koniuszek języczka, co jest znakiem, że zabiera się do poważnej

pracy. Nieoczekiwanie jednak podnosi głowę i oświadcza, że właściwie nic nie wie o Dali i

nie potrafi jej narysować.

Spogląda na mnie wyczekująco. Zaraz mi zada to pytanie, które, jak przypuszczam,

chciałyby mi zadać wszystkie te dziewczynki, które dotarły do tego miejsca książki. A może

nawet chłopcy, jeśli zechcieli wziąć ją do ręki. Moja córeczka więc pyta za Was wszystkich:

Dlaczego, tatusiu, nie opisałeś nam tej Dali? Czy ma warkoczyki, czy krótko ostrzyżone

włosy? I jakiego koloru? Tak samo oczy. Niebieskie? Brązowe? Szare? A buzię? Okrągłą, z

pełnymi policzkami? Pociągłą? I czy jest szczupła? Czy może to trochę tłuścioszek? I w ogóle

ile ma lat? To jest przecież bardzo ważne! Zapomniałeś o tym wszystkim?

Patrzy moja Małgorzatka na mnie uważnie, a ja kręcę głową na znak, że wcale nie zapomniałem.

I widzę, że mojej córeczce marszczy się teraz nosek. Wreszcie mówi:

Nie rozumiem cię. Jeżeli nie wiem nawet tego, ile Dala ma lat, to jak mogę ją narysować?

Ma chyba rację i tu muszę ustąpić.

Dziesięć – wyjaśniam. – A może jedenaście.

Nosek mojej córki marszczy się jeszcze mocniej.

Dlaczego mówisz: „może” i „chyba”? Przecież musisz wiedzieć dokładnie, skoro piszesz

o tej dziewczynce.

Znów kręcę głową i wyciągam z szuflady biurka gumę do żucia, żeby zyskać na czasie.

Mam teraz coś ważnego do powiedzenia, a jeszcze nie wiem, jak to powiedzieć. Pozostaje mi

na zastanowienie się nad tym parę zaledwie chwil. Tyle, ile Małgosi zajmie odwinięcie gumy

z papierka i obejrzenie wydrukowanych na nim obrazków.

Tu wszystko pokazane jest dokładnie – zaczynam wreszcie – Kaczor Donald, który kopie

piłkę, ma żółty dziób, marynarską czapeczkę, niebieską kurtkę i czerwone porteczki. Gdybyś

go miała teraz narysować, nie miałabyś kłopotów, prawda?

Małgosia skwapliwie potakuje, więc staram się jej teraz wyjaśnić, że ja wcale nie chcę tak

opisać Dali, kiedy stoi w przedpokoju i zastanawia się co powie temu jakiemuś Uspo, który

na nią czeka. Nie chcę jej tak dokładnie opisywać: że miała takie włosy, taką sukienkę, czy

takie to buciki. Przeciwnie. Pragnę, aby dzieci, które będą czytały tę książeczkę, same wyobraziły

sobie tę dziewczynkę. W ten sposób będziemy niejako razem tworzyli jej postać i

razem opisywali jej przygody.

Moja córeczka ma jeszcze pewne wątpliwości. Pyta:

Czy to znaczy, że ja mam narysować Dalę z głowy?

Oczywiście – odpowiadam – spróbuj.

A Dala właśnie śpiewa. Wpadła bowiem na taki pomysł: nie wejdzie zaraz do swojego pokoju

i nie powie temu Uspo pierwsza „dzień dobry”, ale zacznie śpiewać. Wtedy on na pewno

otworzy drzwi i wyjrzy do przedpokoju. I jeżeli jest grzeczny, będzie musiał się odezwać. I

pierwszy powiedzieć „dzień dobry” lub co najmniej „cześć”!

Tu właśnie tkwiło sedno sprawy: czy Uspo będzie grzeczny...?

Myśląc o swoich kolegach z klasy, nie była wcale tego pewna. Jeżeli Uspo jest do nich podobny,

może zażądać na przykład zabawy w porywaczy, przywiąże ją mocno do krzesła i

będzie karmił tylko raz na dzień. Nie uśmiechało się to Dali wcale i zaczęła śpiewać, aby

wywabić Uspo do przedpokoju.

W domu nic się jednak nie poruszyło. Nie otworzyły się drzwi jej pokoju i nie ukazał się w

nich ten nieznośny Uspo. Udaje pewnie, że nie słyszy, więc niech sobie udaje!

Dala ruszyła zdecydowanym krokiem przed siebie, ale na progu swego pokoju zatrzymała

się niepewnie. Nikogo w nim nie dostrzegła...

 

6

Gdzie on się schował?! – wykrzyknęła moja córeczka i chyba to samo zrobiła Dala. Każde

zresztą z Was, stojąc na progu swego pokoju, w którym ma ktoś czekać i nie widząc nikogo,

zawołałoby:

Gdzie on jest?

A może po prostu:

Gdzie jesteś, Uspo? Wyłaź!

Nic. Żadnej odpowiedzi. Dala rozejrzała się jeszcze raz, uważnie, ale w pokoju naprawdę

nikogo nie było. Dostrzegła natomiast, postąpiwszy trzy kroki ku jego środkowi, stojące za

zielonym biureczkiem, dość duże pudło. Nie mogła go zobaczyć zaraz po otwarciu drzwi,

więc teraz podeszła szybko do niego i z niezmiernym zdumieniem przeczytała wypisane na

wieku ogromnymi literami: U.S.P.O.

A niżej mniejszymi: Tu pociągnąć.

I jeszcze dodana była strzałka. Z obu zaś stron pudła wydrukowane były takie ostrzeżenia:

Transportować ostrożnie! Nie przewracać!

Nie rozumiała nic tego wszystkiego. Zupełnie nic!

Ja również niczego nie rozumiem – oświadczyła moja córeczka. – Przecież z pudłem nie

można się przywitać? Pudło nie może przecież czekać! A Dali tata powiedział wyraźnie:

Uspo czeka na ciebie w pokoju. Idź i przywitaj się z nim”... I dlaczego mówił „USPO”, skoro

po każdej literce jest kropka?

Jak więc miał powiedzieć? – zapytałem.

Oczywiście: USyPyO – wyjaśniła Małgosia. – I co w ogóle znaczą te litery? Dala manipuluje

już przy wieku pudla, więc zaraz chyba się dowiemy. W miejscu wskazanym strzałką

znajduje uchwyt, unosi przy jego pomocy wieko i w tym momencie cztery ściany pudła opadają

na boki... Rozszerzonym z ciekawości oczom Dali ukazuje się duży sześcian, złożony z

mnóstwa kolorowych, mniejszych sześcianików. Na jego wierzchu leży książeczka z nadrukiem:

Instrukcja obsługi U.S.P.O. Oto, co było wydrukowane na pierwszej stronie:

Uniwersalny Samodzielny

Przyjaciel i Opiekun

Uruchamia się przez przesunięcie przełącznika X

z pozycji A do pozycji B.

 

7

Rozdział drugi

w którym USPO otrzymuje imię

Co zrobilibyście teraz, będąc na miejscu Dali? Ponieważ nie mogę każdemu z Was zadać

osobno tego pytania, spróbuję dowiedzieć się czegoś od mojej córeczki. I Małgosia nie zastanawia

się długo nad odpowiedzią.

Bałabym się trochę – wyznaje szczerze. – Nigdy przecież takiego czegoś nie widziałam.

Oczywiście. Nie mogła widzieć. Najbardziej skomplikowanym urządzeniem jakie posiada

jest mały kalkulatorek, który tak ma się do USPO, jak powiedzmy latawiec do odrzutowca,

albo kajak do statku pasażerskiego. I dlatego Małgosia oglądałaby długo tajemniczy przedmiot.

Dala jednak nie czuła zbytniego respektu przed kolorowym sześcianem. Po prostu przesunęła

biały przełącznik X z pozycji A do pozycji B i natychmiast usłyszała:

Dzień dobry, Dalu. Bardzo się cieszę, że mnie uruchomiłaś i mam nadzieję, że będziesz

ze mnie zadowolona.

Twarz Dali jakby nieco się wydłużyła. Zapytała z wyraźnym rozczarowaniem:

Jesteś tylko magnetofonem? Czy umiesz chociaż sam się obsługiwać?

Jestem Uniwersalnym Samodzielnym Przyjacielem i Opiekunem – odpowiedział USPO,

kładąc nacisk na każde słowo, Dala jednak wzruszyła tylko ramionami.

Umiem czytać – oświadczyła. – I to nawet dobrze. Nie widziałam jednak dotąd magnetofonu

o takiej długiej nazwie.

Nie jestem magnetofonem! – krzyknął niemal USPO i Dala zauważyła, że na moment

zrobił się prawie fioletowy. – Proszę mnie nie porównywać... – urwał w połowie zdania i po

chwili dokończył spokojnym niemal, a w każdym razie opanowanym już głosem – posiadam

tyle tytułów, ponieważ mam zaszczyt być prototypem. Zostałem niedawno skonstruowany i

ty pierwsza poznasz moje możliwości. Co, na przykład, chcesz, żebym teraz zrobił?

A co potrafisz? – zapytała Dala.

Bardzo wiele.

USPO udzielił tej informacji z dużą pewnością siebie. Dala jednak spojrzała na niego z

wyraźnym niedowierzaniem.

Co może potrafić taki sześcian? – pomyślała i postanowiła od razu postawić przed nim,

niewykonalne zadanie.

Narysuj mi coś – zaproponowała z niemal drwiącym uśmieszkiem. Oczekiwała, że

USPO będzie musiał przyznać teraz, że to jego „bardzo wiele” jest zwyczajną przechwałką.

USPO jednak powiedział najnaturalniejszym w świecie głosem:

Podaj mi, proszę, papier i ołówek.

Ma tupet – pomyślała znów Dala, ale wykonała polecenie. Położyła na wierzchu sześcianu

niewielki arkusz i zieloną kredkę, a wtedy stała się rzecz nieoczekiwana i zdumiewająca; z

obu boków sześcianu wysunęły się dwa mniejsze sześciany, które z kolei zaczęły jakby wypuszczać

z siebie jeszcze mniejsze, końcowy zaś wyrzucił z błyskawiczną szybkością maleńkie

sześcianiki w kształcie sprężystych i elastycznych chwytaków, przypominających niemal

palce. Jednocześnie z przedniej ściany USPO wysunęła się błyszcząca płytka, na którą przeniesiony

został papier i kredka.

 

8

Co mam ci narysować?

Dala zaledwie zrozumiała pytanie. Była zupełnie zaskoczona tym, co zobaczyła i odpowiedziała

dopiero po chwili:

Kota.

Zielona kredka zaczęła szybko poruszać się po papierze. USPO naprawdę rysował kota i

był to kot zupełnie podobny do tego, którego Dala miała w swoim atlasie zwierząt. Z puszystym,

wygiętym ogonem i podniesioną przednią, prawą łapką.

A teraz psa – zażądała i położyła na płytce nowy arkusz papieru. Pojawił się na nim

wkrótce wizerunek pięknego jamnika z długim pyskiem, krzywymi nóżkami i cienkim ogonem.

Coś jeszcze? – zapytał USPO i Dala sięgnęła po trzeci arkusz. Było to może bardzo

dziwne, ale dziewczynka nie podskoczyła z radości na widok wspaniałych rysunków. Pomyślała

jedynie, że dała USPO zbyt proste zadanie i postanowiła teraz wymyślić coś znacznie

trudniejszego. Pragnęła bowiem, nie wiadomo właściwie dlaczego, udowodnić temu zarozumialcowi

tak go już w myślach nazywała – że nie potrafi narysować wszystkiego. Powiedziała:

A teraz... a teraz...– powtórzyła, przerzucając w pamięci stronice atlasu – narysuj mi

glizdę.

Pod bardzo prostym do narysowania, różowym wałeczkiem, widniała w atlasie właściwa,

oczywiście, nazwa, czyli dżdżownica. Tu właśnie tkwiła pułapka i USPO, jak przewidywała,

został w nią złapany. Kredka nie poruszyła się. We wnętrzu sześcianu zachrobotało coś krótko

i suchy, metaliczny głos oznajmił:

Pojęcie nieznane.

Dala kiwnęła głową z satysfakcją i powiedziała:

Mówiłeś, że potrafisz bardzo wiele, a nie umiesz narysować zwyczajnej glizdy...

Zawiesiła znacząco głos, a przez sześcian przepłynęła jakby fala różowego światła i USPO

zapytał:

Co to jest glizda?

Dziewczynka wydęła lekko wargi i oświadczyła, że tłumaczenie tego zajęłoby jej zbyt

wiele czasu.

Masz tak ograniczony zasób wiadomości... – westchnęła z ubolewaniem, a USPO znów

zaróżowił się i zapewnił pospiesznie:

Mogę go uzupełniać. Będę się starał.

Po co?

Głos Dali był chłodny, USPO jednak zdawał się tego nie słyszeć, ponieważ tłumaczył:

Jestem przecież uniwersalny...

Nie dokończył, gdyż Dala przerwała mu krótkim ruchem ręki.

Jesteś samochwałem – oznajmiła i USPO na moment zrobił się fioletowoczerwony. Wykrzyknął:

Wypróbuj mnie jeszcze raz!

Dala odczuła głębokie zadowolenie i powiedziała słodziutko:

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin