To_nie_tak__1_.pdf

(1026 KB) Pobierz
Rozdział 1
Budzik brutalnie wyrwał ją ze snu. Wyłączyła irytujące urządzenie szybkim wytrenowanym ruchem, aby
hałas niepotrzebnie nie obudził Kamila. Blanka zawsze wstawała pierwsza. Potrzebowała więcej
czasu, by zebrać się do pracy, przygotować zdrowe drugie śniadanie, bo oboje nie cierpieli żarcia ze
stołówki, i ogarnąć się w łazience na tyle, żeby móc się pokazać ludziom. Robiła też kawę i niosła mu ją
do łóżka – to był taki codzienny miły gest na rozpoczęcie dnia.
Usiadła i dopiero wtedy sobie uświadomiła, że już nie musi tak szybko uciszać budzika. Miejsce
Kamila na łóżku było zimne i puste, a jego część pościeli nietknięta i równo ułożona. Wyprowadził się
w piątek, tak na rozpoczęcie weekendu. Precyzyjnie to zaplanował, tego była pewna. Zawsze działał
w sposób przemyślany i bezwzględny. Nie spodziewała się jednak, że jego zimne wyrachowanie obróci
się kiedyś przeciw niej. Ciekawe, czy zrobił to w piątek zgodnie z zasadami korporacyjnymi, stosując
socjotechnikę wyuczoną na szkoleniach i mityngach z trenerami kariery? Właśnie w piątki najlepiej jest
wyrzucać ludzi z pracy, by w weekend przetrawili poniżenie, a ich gniew na firmę się wypalił. Wtedy
w poniedziałek rozpoczęliby dzień nie od planowania zemsty, ale od poszukiwania nowej pracy. Czyżby
ten sam trik zastosował wobec niej? W weekend miała się wypłakać, a w poniedziałek rozpocząć
szukanie nowej miłości?
Kamil wpadł po pracy zabrać swoje rzeczy, głównie ubrania, książki i ulubiony kubek. Aż dziwne, że
przez siedem lat wspólnego mieszkania zgromadził tak mało osobistych przedmiotów. Zostawił jej
wszystko, co wspólnie kupili – meble, ozdoby i sprzęt elektroniczny, a nawet kuchenny. Miał w nosie
rupiecie, zależało mu tylko na tym pieprzonym kubku. No i jeszcze na domu, który budował. Miał uwić
w nim dla nich gniazdko, gdzie będą mogli w spokoju odpoczywać poza miastem. Zabrał klucze
i dziennik budowy, nawet jej nie informując, że przejmuje nieruchomość. Machnęła na to ręką, niech go
cholera, razem z jego domem i nową kochanką.
Blanka powlekła się do łazienki i spojrzała w swoje odbicie. Ze zgrozą spostrzegła, że ma upiornie
podkrążone i przekrwione oczy. Wcale nie wyglądała tak z powodu niewyspania i przepłakania całej
nocy, bo nie uroniła ani jednej łzy, a spała jak zabita. Wygląd zombie zawdzięczała dwóm wypitym
w samotności butelkom wina. W samotności, bo jedyna przyjaciółka, Ada Milewska, nie mogła wesprzeć
jej swoim towarzystwem. Uczepiła się nowego faceta i gdy ten zaproponował jej wspólny wypad nad
jeziora, wyjechała z nim, bez chwili wahania porzucając przyjaciółkę w potrzebie. Trudno mieć o to do
niej pretensję, facet był naprawdę przystojny i sprawiał wrażenie porządnego gościa, nie jakiegoś
wariata, których Ada przyciągała niczym magnes. Blanka wybaczyła jej zatem tę próbę ułożenia sobie
życia, chociaż w głębi duszy oczekiwała, że przyjaciółka będzie trzymała ją za rączkę i ocierała łzy. Ada
tyle razy przeszła porzucenie, że nie robiło to na niej większego wrażenia, ale dla Blanki był to jednak
wielki debiut. Żyła z Kamilem jak dobre małżeństwo, choć przez siedem długich lat nie zdążyli wziąć
ślubu. Zapomniała już, jak to jest być samej.
Krople do oczu trochę pomogły, tak samo makijaż. Wcześniej wzięła prysznic i połknęła dwie aspiryny.
I tak krok po kroku doprowadziła się do ładu, choć do pracy wyszła już spóźniona. W dodatku musiała
pognać do tramwaju, czego też od lat nie praktykowała. Zwykle jeździła z Kamilem jego służbowym
wozem. Wiózł ją pod samą firmę, gdzie na parkingu czekało na niego menedżerskie miejsce. Tak się
bowiem składało, że pracowali razem, a dokładnie – Kamil był bezpośrednim przełożonym Blanki.
Weszła do gmachu z duszą na ramieniu. Nie miała pojęcia, co takiego naszykował dla niej niedawny
kochanek. Tego, że coś przyszykował, była bowiem pewna. Skinęła głową znudzonemu strażnikowi, który
odprowadził ją wzrokiem. Czuła jego spojrzenie, pełne współczucia czy może raczej pogardy? Trudno
powiedzieć, w każdym razie wszyscy pracownicy już z pewnością doskonale wiedzieli, że laska
kierownika w końcu utraciła pozycję. Może część koleżanek przyjęła to z autentycznym współczuciem,
ale Blanka zdawała sobie sprawę, że inne mniej lub bardziej otwarcie się z niej śmiały i cieszyły z jej
życiowej porażki. Trudno było im się dziwić. Niestety, Blanka nigdy nie dawała powodów do tego, by ją
szczerze lubiły. Bez najmniejszych skrupułów wykorzystywała pozycję konkubiny szefa, co siłą rzeczy
budziło zawiść i niechęć do jej osoby.
Wydawało się jej, że nigdy z Kamilem nie przesadzali z nepotyzmem. Kiedy się jednak zastanowiła, jak
musiało to wyglądać z boku, aż nią wstrząsnęło. Czy była ślepa? Chyba raczej zadufana w sobie, skoro
sądziła, że wszystko jest w porządku.
Doktora Kamila Nachowiaka poznała w Zakładzie Chemii PAN, gdy przyjęto ją na doktorat. Starszy od
niej kilka lat naukowiec o ugruntowanej pozycji, który przygotowywał właśnie habilitację, z własnej
inicjatywy wziął ją pod swoje skrzydła. Od razu zaimponował młodej chemiczce, był opiekuńczy i czuły,
ale też dominujący, bardzo męski i zdecydowany. Szybko zostali parą. Kamil dbał o to, by praca naukowa
poszła jej szybko i sprawnie, część eksperymentów zrobił za nią i przygotował całą dokumentację do jej
pracy doktorskiej. Kiedy znalazł dodatkową robotę poza instytutem, natychmiast pociągnął Blankę za
sobą. Po jakimś czasie objął kierownictwo zakładu w firmie i dopilnował, by jego dziewczyna też się
w niej znalazła, i to z pensją trzy razy wyższą niż ta, którą mogłaby uzyskać na uczelni jako adiunkt.
W firmie też się nie przepracowywała, co musiała teraz ze skruchą przyznać. Kamil pilnował, by
dostawała zadania niewymagające specjalnego wysiłku, jako szef zawsze wystawiał jej najwyższe oceny
na kwartalnych podsumowaniach i przyznawał wysokie premie uznaniowe. Wszystko to musiało kłuć
w oczy całą załogę, szczególnie nagrody i uznanie, które Blanka dostawała za rutynowo przeprowadzone
analizy i robienie zwykłych raportów z badań. Pozostali musieli harować w pocie czoła i gęsto się
tłumaczyć z każdego niepowodzenia czy opóźnienia. Doktor Nachowiak był bowiem pobłażliwy
wyłącznie wobec swoich ulubieńców, czyli dla kochanki oraz asystentki Joasi, sekretarki, którą można by
nazwać śliczną, gdyby nie szpecił jej nieco rozbieżny zez i okulary z grubymi szkłami.
Rozmyślając z rosnącą pokorą nad swoją dotychczasową karierą, opartą wyłącznie na jechaniu na
plecach Kamila, oraz nad swoją wyniosłą postawą wobec koleżanek i kolegów z pracy, Blanka
otworzyła drzwi kartą magnetyczną i powędrowała przez korytarz do szatni. Była spóźniona już ponad
godzinę. Wcześniej zdarzało się to, gdy Kamil miał gorszy dzień, ale wtedy oboje przyjeżdżali spóźnieni.
Nie musieli się z tego tłumaczyć, bo niby komu? Dział HR w osobie dwóch pań siedzących w gabinecie
na ostatnim piętrze nie zajmował się kontrolowaniem godzin pracy menedżerów. Natomiast zarząd firmy
pokładał w kierownikach, a zatem i w doktorze Nachowiaku, pełne zaufanie i nie interesował się tym, co
się dzieje w poszczególnych zakładach. Liczyły się wyłącznie efekty pracy. Zlecenia wykonane
w terminie, do tego bezbłędnie i na najwyższym poziomie.
Blanka założyła biały fartuch i pomaszerowała do labu. W jasno oświetlonym pomieszczeniu szumiała
pracująca aparatura, jaśniały włączone monitory komputerów i brzęczało radio. Unosił się zapach
alkoholu, widocznie niedawno któryś z pracowników coś dezynfekował. Za szybą, w części biurowej,
gdzie przygotowywano dokumentację, nikogo nie zastała. Biurka były puste, choć na jednym stała
niedopita kawa. Znaczy wszyscy wywędrowali całkiem niedawno.
– Zebranie! – wrzasnęła, łapiąc się za głowę.
Zapowiadano je od tygodnia, ale przez problemy osobiste całkiem wyleciało Blance z głowy. Do tej
pory nie musiała się kłopotać zapamiętywaniem takich rzeczy, nawet nie wpisała sobie spotkania do
terminarza w telefonie. Kamil często zwalniał ją z obecności w posiadówach, na których
obsztorcowywał, motywował i zagrzewał do pracy załogę. Zwykle po prostu rozdysponowywał na
zebraniach zadania na nadchodzący okres i wyznaczał cele do realizacji. Takie tam korporacyjne pranie
mózgów, by zmusić ludzi do harowania dłużej i szybciej. Kto by się przejmował podobnymi bzdurami?
Teraz jednak wiele się zmieniło. Powinna być na spotkaniu, jak każdy pilny pracownik. Już nie była
gwiazdą, chyba że upadłą. Ruszyła więc do sali konferencyjnej, po drodze mijając boks, w którym
pracowała sekretarka szefa Joasia Kowalska. Dziewczyna siedziała przy komputerze i pilnie stukała
w klawiaturę. Blanka zmierzyła ją jadowitym spojrzeniem. Starała się pohamować emocje, zapanować
nad gniewem, ale przyszło jej to z wielkim trudem. Udało jej się tylko powstrzymać przed odezwaniem
się do dziewczęcia. Joasia spojrzała na nią przez swoje mocne szkła, a może gdzieś obok, trudno
powiedzieć przez tego zeza.
– Ślepa flądra – syknęła pod nosem Blanka. – Kameleonica w pinglach jak denka od słoików! Obyś
zdechła…
Dziewczyna zupełnie ją zignorowała, tym razem nawet nie udając przychylności. I pomyśleć, że do tej
pory były sojuszniczkami, stojącymi po tej samej stronie barykady. Z jednej strony była załoga, z drugiej
one dwie i szef. Joasia do tego stopnia się spoufaliła, że traktowała Blankę jak starszą siostrę, robiła jej
herbatki i przynosiła do biurka, by przy okazji pogadać o babskich sprawach. Pytała o rady, zwierzała się
i dzieliła najnowszymi plotkami. Niedawno Blanka domyśliła się po nieco przygaszonym zachowaniu
dziewczyny, że coś się z nią dzieje, i zapytała wprost, czy nie ma jakichś problemów.
– Zakochałam się chyba, i to w chłopaku przyjaciółki – przyznała zezowata ślicznotka. – I nie wiem, co
robić. Jak wybrnąć z tej sytuacji, by kogoś nie skrzywdzić?
Blanka pocieszyła ją i z uśmiechem oznajmiła, że rozumie jej rozterki, ale Joasia nie powinna mieć
skrupułów. Najważniejsze to zabiegać o swoje szczęście. Człowiek ma życie takie, na jakie sobie
zapracował. I nie ma co oczekiwać na dary losu, na to, że wszystko się samo ułoży. Powinna walczyć
i na nic się nie oglądać. Skoro kocha jakiegoś szczęściarza, to niech mu to okaże i się nie przejmuje
konkurentką.
Nawet przez myśl jej nie przeszło, że gówniara ma na myśli Kamila, a owa przyjaciółka to właśnie
Blanka. Powinna wcześniej spostrzec, że dzieje się coś złego, przeanalizować to, ile czasu ta dwójka
spędza razem. Doktor Nachowiak coraz częściej bowiem zabierał asystentkę w teren, na spotkania
i konferencje. Tylko że był od niej starszy niemal dwadzieścia lat! Ona była tylko chudą zezowatą
pokraką, niemal jeszcze dzieckiem!
Blanka znów spojrzała na dziewczynę, która zastyg​ła z posągową miną. Trzeba jej przyznać, że trzymała
nerwy na wodzy, i choć się bała rozwścieczonej baby, której odbiła faceta, nie dała tego po sobie poznać.
W dodatku wcale nie jest taką pokraką. Te wielkie okulary nawet dodają jej uroku, a do zeza można się
przyzwyczaić lub wysłać ją na operację korekcyjną. W dodatku ma piękne lśniące blond włosy i długie
nogi, a dziś założyła bluzkę z kuszącym dekoltem.
Blanka poczuła, że policzki zapalają się jej rumieńcami. Pchnęła drzwi sali konferencyjnej, by wśliznąć
się do środka. I prawie się zderzyła z wychodzącym mężczyzną. Wysoki chudzielec w rozchełstanej
wygniecionej koszuli omal jej nie stratował. Uśmiechnął się przepraszająco, ale nie raczył powiedzieć
nawet słowa, tylko bezczelnie przestawił ją w bok jak przedmiot i poszedł sobie. Blanka poczuła od
niego przykry słodki zapach.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin