DOBRY PASTERZ CZ 034 - CZY LUDZIE ŚWIECCY MOGĄ NAKŁADAĆ RĘCE NA GŁOWĘ.docx

(1221 KB) Pobierz

CZY LUDZIE ŚWIECCY MOGĄ NAKŁADAĆ RĘCE NA GŁOWĘ ?

W ostatnim czasie wkładanie rąk staje się popularne. Można mówić o pewnej „modzie" na ten gest - i chwała Bogu! Ale wkładanie rąk na ludzi było w Kościele raz mocniej podkreślane, raz mniej, ale zawsze obecne. Ananiasz, ten człowiek Boga, wkłada ręce na Pawła, żeby się za niego pomodlić. Paweł nie mógł przyjść na modlitwę wstawienniczą. Jeszcze był za słaby, jeszcze ślepy. Nie mógł przyjść sam, poprosić Ananiasza: „Słuchaj, pomódl się za mnie, to mi wszystko przejdzie". Nie. Bóg wysyła Ananiasza, żeby ten włożył na niego ręce i się pomodlił. Ten gest włożenia rąk jest bardzo, bardzo wymowny, bo to jest gest Jezusa. To Jezus, chodząc po ziemi, wkładał na ludzi ręce. Wkładał ręce na chorych i opętanych. W kościele ten gest przede wszystkim jest obecny przy udzielaniu sakramentu święceń, kiedy jest przekazywana tak zwana sukcesja apostolska. Wierzymy, że od momentu, kiedy apostołowie włożyli ręce na swoich następców, ten gest włożenia rąk i przekazanie władzy, której Jezus udzielił apostołom, trwa w Kościele nieprzerwanie. Jest nawet taka strona internetowa, która pokazuje to, w odniesieniu do biskupów. Możecie wybrać dowolnego biskupa i zobaczycie tam drzewko, jak poszczególni biskupi byli święceni przez poprzedników - aż do apostołów. Tak można udokumentować sukcesję apostolską. Jak to odkryłem, to rozczytywałem się, to było fascynujące! Naprawę niewiele nas dzieli od Jezusa! To, że ja mam święcenia, wynika z tego, że od Pana Jezusa to udzielanie władzy święceń nie zostało przerwane. Znakiem przekazania władzy, której Jezus udzielił apostołom, jest właśnie przede wszystkim nałożenie rąk.

Ten gest wkładania rąk towarzyszy też Kościołowi w modlitwie o Ducha Świętego. Często wkładamy czy wyciągamy ręce, modląc się o Ducha Świętego. W czasie każdej mszy świętej, kiedy jest tak zwana epikleza, ksiądz wyciąga ręce nad chlebem i winem i prosi: „Panie, ześlij swego Ducha na ten chleb i wino, aby się stały Twoim Ciałem i Twoją Krwią". Ten gest towarzyszy także Kościołowi przy modlitwie o uzdrowienie i uwolnienie czy przy sprawowaniu sakramentów. Wkładamy ręce przy bierzmowaniu, przy chrzcie, przy udzielaniu sakramentu chorych. Czynimy tak również w trakcie egzorcyzmu większego. Egzorcysta wkłada ręce na osobę opętaną i modli się tak zwaną litanią, która jest częścią tego rytuału. Kościół wkłada ręce wtedy, kiedy chce pokazać, że jest wspólnotą. Kiedy modlimy się jeden za drugiego i chcemy pokazać, że jesteśmy z tym człowiekiem.

Dzisiaj mamy dwie skrajności, jeśli chodzi o wkładanie rąk. Pierwszą z nich jest bagatelizowanie, spychanie na margines tego gestu. Drugą zaś przekonanie niektórych, że jak im ktoś ręki nie położy, to modlitwa jest nieważna. W różnych wspólnotach spotyka się sytuacje, że jak ksiądz kogoś nie dotknie, to ludzie uważają, że to się nie liczy. Organizujemy nabożeństwa, w trakcie których błogosławimy ludzi Najświętszym Sakramentem, ale później ludzie przychodzą po poprawkę do zakrystii, bo Pan Jezus to jest za mało. Jak Pan Jezus pobłogosławi, to jest kicha, ale jak ksiądz Iksiński, który jest „uzdrowicielem", pobłogosławi, no to takie błogosławieństwo, że hej! Traktuje się wtedy modlitwę wstawienniczą i gest nakładania rąk jak jakąś magię, jakieś czary. Niestety tak się czasem zdarza w Kościele.

Trzeba zachować równowagę w podejściu do tego gestu wkładania rąk. Trzeba też odróżnić włożenie rąk na znak wspólnoty od nałożenia rąk, które jest związane ze święceniami kapłańskimi. Powiem wam tak: Jeśli kogoś nie znacie i nie jest on wyświęconym księdzem, to nie pozwólcie sobie wkładać rąk!

Kiedyś na szkole wstawienników modliłem się nad pewnym człowiekiem, który był liderem wspólnoty od dwudziestu chyba łat. Nakładam na niego ręce, on traci przytomność, po czym zaczyna szczekać jak pies. Biedaczyna był opętany. Zanim się nawrócił, parał się bioenergoterapią. Nakładał później na ludzi ręce przez dwadzieścia lat w ten sam sposób, jak robił to wcześniej jako bioenergoterapeuta. Nie przeszedł żadnej drogi uwolnienia.

Więc jak nie znacie miejsca, wspólnoty, ktoś przypadkowy się trafia i od razu chce na was ręce nakładać, to nie pozwalajcie na to. Jeżeli to jest ksiądz, to co innego. On nosi kapłaństwo urzędowe. Jego ręce są namaszczone w wyniku święceń i przeznaczone do tego, by je nakładał i przekazywał błogosławieństwo, którego udziela wam Jezus. Kiedy ksiądz nakłada na was ręce i was błogosławi, to robi to Jezus, więc tego się nie bójcie.

Różne jest podejście do nakładania rąk przez świeckich. Jedni mówią, że nie ma przeszkód, inni są przeciwni. Ja sceptycznie podchodzę do nakładania rąk przez świeckich na głowę. Natomiast jeżeli jest grupa ludzi, która jest przygotowana przez wspólnotę do modlitwy wstawienniczej, posłana przez lidera, przez pasterza wspólnoty, który jest księdzem do tego, by się modlić za ludzi, to nie ma się co bać. Problemem jest sytuacja, którą często spotykamy dziś w Polsce ze względu na ruch pielgrzymkowy w poszukiwaniu jakichś spotkań, modlitw charyzmatycznych i tak dalej, kiedy często ludzie jeżdżą od spotkania do spotkania i trafiają na przypadkowych ludzi. W takim wypadku bądźcie ostrożni, ale też nie bójcie się, żeby nie popadać w drugą skrajność.

Na jednym ze spotkań młodzieżowych parę tygodni temu spotykam siostrę zakonną, która mówi: „Proszę księdza, pracuję za granicą i mamy w parafii panią, która spotyka się z ludźmi i modli się za nich, a oni podobno odzyskują zdrowie. Czy ona jest jakąś szarlatanką?". Pytam: „Ale co ona robi?". „Nic, tylko się modli: na różańcu, czasami mówi komuś, że mszę świętą ofiaruje za niego i tak dalej." „To raczej - mówię - wszystko w porządku, skoro się modli za ludzi". „Ale mamy, proszę księdza, jeszcze jeden problem". „Jaki?". „Z księdzem wikariuszem". „Co się dzieje?". „Niech ksiądz sobie wyobrazi, że do niego to pielgrzymki na plebanię przychodzą. Pielgrzymki! On to już jest jakiś znachor, jakiś czarodziej, on na nich ręce wkłada. Uzdrowiciel się znalazł. Już nie wiemy z proboszczem, co robić". Ja mówię: „Proszę siostry, ja robię to samo, co ten wikary, od lat". „A to dziękuję bardzo".

Balansujemy pomiędzy skrajnościami: niedouczeniem i fanatyzmem. Z jednej strony musimy dziękować Bogu za przebudzenie ewangelizacyjne w Polsce, przebudzenie cha-ryzmatyczne. Trzeba dziękować za to, że charyzmaty rozlewają się szeroko. Z drugiej zaś mamy do czynienia z nadużyciami oraz magicznym podejściem do wiary.

W pewnej parafii, gdzie głosiłem kazania, zaprosiły mnie babcie na zmianę tajemnic różańcowych. To było w górach, w wiosce, w które mieszkało może tysiąc ludzi. Babcie się wymieniły tajemnicami, odmówiły dziesiątkę i jedna mówi: „To teraz pomódlmy się w językach!". Myślę: „Jak tu doszła modlitwa w językach, to znaczy, że charyzmaty już się mocno rozlewają na Kościół - i chwała Bogu".

Ale zachowajmy w tym rozsądek. Żebyśmy w tym, co się dokonuje, kiedy jakiś Ananiasz nakłada ręce na jakiegoś Szawła, przede wszystkim widzieli miejsce spotkania z Panem Bogiem, a nie szukali fajerwerków. By Bóg działał, nie trzeba nakładać rąk. Bóg może działać bezpośrednio.

Ojciec Antoncllo z Przymierza Miłosierdzia opowiadał, że pewna dziewczyna modliła się za swojego chłopaka, który był ileś tam setek kilometrów od niej. Ten chłopak doświadczył wtedy spoczynku w Duchu Świętym.

Więc nie trzeba nakładać rąk. Pan Bóg może sobie poradzić bez tego, ale z drugiej strony nie można sprowadzić na margines życia wspólnoty gestu, który od zawsze w Kościele był i który jest naśladowaniem tego, co robił Jezus. Gest nałożenia rąk buduje poczucie wspólnoty, wskazuje na Jezusa przez naśladowanie Go oraz jest widzialnym znakiem zgody na Boże działanie. Jeśli przychodzimy na modlitwę i pozwalamy nałożyć na siebie ręce, to pokazujemy też Panu Bogu, że zgadzamy się na to, by On uczynił z nami wszystko, co zamierza. Ale modlitwa wstawiennicza, jeszcze raz to powiem, nie może być traktowana jak magia i czary.

Zdarza się, że wierni przyjeżdżają na spotkania modlitewne ze zdjęciami. „Proszę księdza, bo mój syn nie chodzi do kościoła". Ludzie myślą, że jak ksiądz zamacha nad zdjęciem, to będzie wszystko w porządku. Ja zawsze mówię: „Pani, zlituj się... Jak on ma na imię?". Jacek, dajmy na to. „To módlmy się za Jacka". Wtedy wkładam ręce na mamę, która z tym zdjęciem przyszła, i modlę się nad nią w intencji Jacka, ale nie odprawiam hokus pokus nad zdjęciem. Oczywiście, nie urządzam afery, kiedy ci biedni ludzie wystawiają te zdjęcia. Robię wtedy krzyżyk w kierunku osoby, która trzyma zdjęcie, a nie zdjęcia.

Ksiądz Włodzimierz Cyran, założyciel wspólnoty Przymierza Rodzin Mamre, powiedział, że jak ktoś przychodzi ze zdjęciem na spotkanie modlitewne, to wielce prawdopodobne jest, że wcześniej już był z tym samym zdjęciem u wróżki.

 

 

 

 

 

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin