Antoni Armand - Człowiek z lustra.pdf
(
691 KB
)
Pobierz
ANTONI ARMAND
(KAZIMIERZ KOŹNIEWSKI)
CZŁOWIEK Z LUSTRA
WYDAWNICWO MINISTERSTWA OBRONY NARODOWEJ WARSZAWA 1958
I
Poznań, piątek, 31 maja 195… r.
— Proszę bardzo!
Dr Janusz Żukrowski otworzył drzwi przed wychodzącą pacjentką i szybkim rzutem
oka zlustrował mały przedpokój służący za poczekalnię. Jeszcze dwie osoby. Oczywiście
—
inżynierowa! Ta się lubi leczyć, choć w gruncie rzeczy nic jej nie jest. Znowu będzie
rozta-
czać obraz swej „chorej duszy”, który lekarz zna już na pamięć. Ale kim jest ten
nieznajomy,
szpakowaty brunet w okularach? Czyżby z polecenia profesora?
„Ciekawe!” — zdziwił się w myśli lekarz, ponieważ mężczyźni odwiedzali go raczej
rzadko. Większość jego, nielicznych zresztą, prywatnych pacjentów stanowiły kobiety.
Kole-
dzy żartowali z doktora Żukrowskiego, że pacjentki wymyślają sobie urojone choroby,
byle
mieć pretekst do wizyty u tak młodego i przystojnego psychiatry-neurologa. Uśmiechał
się
cierpko słysząc te żarty. To prawda — był młody, zdolny, przystojny. Mówiono, że stoi u
progu wielkiej kariery. Ulubiony słuchacz, potem asystent, a wreszcie po ukończeniu
studiów
współpracownik znakomitego psychiatry, profesora M., istotnie miał większe szanse od
innych młodych lekarzy. Jak dotąd jednak, stale krążył w orbicie sławy swego mistrza.
Nie
liczył na to, by w bliskiej przyszłości nazwisko jego zaczęło świecić już nie odbitym, ale
wła-
snym blaskiem. Ileż to jeszcze lat ciężkiej pracy w poradni zdrowia psychicznego, w
sanato-
rium dla umysłowo chorych, ileż dni — jak dzisiejszy — powszednich, trudnych dni,
zanim
zaświta nadzieja tak upragnionej docentury! A katedra! Janusz Żukrowski oczyma
wyobraźni
nieraz już widział siebie jako profesorską sławę. Niestety, na tym wymarzonym obrazie
miał
już siwe włosy i za wiele zmarszczek na twarzy.
Ostatnio profesor M., coraz poważniej zapadając na zdrowiu, niektórych pacjentów
prywatnych przekazał swemu asystentowi. Żukrowski jednak zauważył z goryczą, że
profesor
ciekawsze przypadki rezerwuje dla siebie, jemu odsyłając „tuzinkowe”.
I teraz też, przepuszczając uprzejmie przed sobą inżynierową, pomyślał z irytacją i
żalem, że jeszcze ciągle zdolności jego i ambicje większe są niż i możliwości. Już miał za-
mknąć drzwi, gdy nieznajomy brunet podniósł głowę znad gazety. Wzrok pacjenta spotkał
się
z oczami lekarza. Doktora ogarnęło dziwne uczucie: oczy, patrzące na niego spoza
grubych
szkieł, były jednocześnie znajome i obce, przyciągające i odpychające. Było w nich coś,
co
przykuło uwagę Janusza.
Mniej uważnie niż zazwyczaj wysłuchiwał relacji pacjentki o objawach, które wystąpiły
od czasu ostatniej wizyty. Zadając pytania, słuchając rozwlekłych wywodów, nie mógł
ode-
rwać myśli od czekającego pacjenta. Pragnął, by znalazł się on przed nim jak najszybciej,
aby
w pełnym świetle móc skontrolować swoje nieuchwytne, a silne pierwsze wrażenie.
W pewnym momencie kobieta zamilkła. Psychiatra patrząc na nią ujrzał przed sobą
wyraźnie niepokojące go oczy tamtego. Pacjentka zarumieniła się i powiedziała:
— Przed panem doktorem nic się nie ukryje.
Żukrowski ocknął się i powtórzył machinalnie:
— Nic się przede mną nie ukryje!
Kobieta opuściła głowę.
— Po prostu czuję to. Kiedy pan doktor zaczyna patrzeć takim wzrokiem, wiem, że
odczytuje pan wszystkie moje myśli, te właśnie, które chcę przemilczeć.
Lekarz z pewnym wysiłkiem powstrzymał uśmiech. Już niejednokrotnie zdarzało mu
się, że akurat w chwili, gdy absorbowały go myśli w niczym nie dotyczące chorej —
pacjent-
ki zaczynały mówić o jego „wszechwidzącym” wzroku.
„Jeżeli tak dalej pójdzie, wyrobię sobie mimowolną sławę jasnowidza” — pomyślał z
humorem.
Wizyta dobiegała końca. Jeszcze w progu inżynierowa żądała jakichś nowych lekarstw.
Wreszcie wyszła.
Plik z chomika:
uzavrano
Inne pliki z tego folderu:
Antoni Armand - Człowiek z lustra.pdf
(691 KB)
Antoni Armand - Człowiek z lustra.mobi
(314 KB)
Inne foldery tego chomika:
A. V. Geiger
A.& B.Strugaccy
A.F. Brady
A.J. Finn
A.J. Kazinski
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin