– Nie ma już najmniejszych wątpliwości, ojcze – powiedział ksiądz Anzelm prężąc się jak struna przed biurkiem ojca dyrektora. – Mężczyzna potrącony przez taksówkę w Warszawie, to Jezus Chrystus. Watykan właśnie to potwierdził na podstawie badania krwi.
– Ciekawe skąd to wiedzą? Wzięli próbkę ze świętego Graala? – mruknął pod nosem redemptorysta, a widząc, że młody kapłan głowi się nad odpowiedzią, odprawił go niecierpliwym gestem.
Następnie zdjął okulary, pomasował nasadę nosa i zaczął rozmyślać. Graal, prawda odnośnie całunu z Turynu, chusta Weroniki... Tak wiele wciąż było tajemnic, których stolica apostolska nie ujawniała nawet najbardziej zaufanym żołnierzom Pana. Czy powinien się o to na nich obrazić?
Z drugiej strony czy był sens? Zwłaszcza teraz? Od kiedy na papieskim stolcu zasiadł Niemiec, Watykan wyraźnie przestał być bliski Panu. Dowód? A czy Bóg ojciec nie pokazał właśnie, który kraj jest teraz najbliższy jego sercu? To tu, do Warszawy zesłał powtórnie swojego syna, a więc to Polacy a nie żadne unijne Żydy z Izraela czy innej Ugandy byli kolejnym Narodem Wybranym.
Z zamyślenia wyrwał redemptorystę terkot interkomu.
– Tak, siostro Małgorzato? Słucham.
– Ojcze dyrektorze, czy to prawda? Czy nasz pan...
– Tak twierdzi Watykan, a ja właśnie lecę to sprawdzić. Proszę przygotować helikopter.
* * *
Ku wielkiemu niezadowoleniu ojca dyrektora nie udało mu się jednak spotkać ze swym Panem.
Powstrzymali go od tego dwaj aniołowie w czarne garniturach, którzy pojawili się podobno z chwilą, gdy Watykan podał do wiadomości opinii publicznej swoją rewelację. Jak twierdził personel szpitala, zmaterializowali się wtedy w jednej chwili i natychmiast zaanektowali nie tylko salę, w której leżał Jezus, ale w ogóle całe piętro. Zachowywali się przy tym zupełnie jakby w szpitalu leżała filmowa gwiazda pokroju Johnny’ego Deppa, a nie zwyczajny zbawiciel. Legitymowali nawet ordynatora żądając indeksu z religii i karteczki z potwierdzeniem dwóch spowiedzi w ostatnim kwartale.
Z redemptorystą natomiast w ogóle nie chcieli rozmawiać. Tylko jeden skrzydlaty rzucił coś enigmatycznie, że zanim Pan będzie obcował z tymi co się źle mają, sam musi wcześniej wydobrzeć.
Kłótnie nie zdały się na nic, więc ostatecznie kapłan nic nie wskórawszy, znalazł się na przyszpitalnym parkingu.
– I jak spotkanie, ojcze? – zapytał nieopatrznie szofer.
Ojciec dyrektor zmierzył go wzrokiem, a z jego twarzy biła wściekłość Samsona po wizycie filistyńskich fryzjerów.
– Nijak – burknął. – Ale już ja pokażę tym żydowskim podlotkom.
– Żydowskim, ojcze? – nie zrozumiał kierowca.
– A jak ...
renfri73