Bracia Pachnący Jaśminem.doc

(2455 KB) Pobierz

Bracia Pachnący Jaśminem

 

 

Gregorianie. Inaczej zwani Braćmi Pachnącymi Jaśminem lub Jaśminowymi Braćmi.

Ukryty głęboko w leśnym zaciszu przed ciekawskimi oczami mieszkających w pobliżu wieśniaków, a zarazem otwarty na ludzi i ich problemy, klasztor gregoriański to miejsce, gdzie rozpoczęła się moja historia. Trwająca od piętnastu lat, powtarzana w kółko jednym i tym samym, wciąż niezmiennym rytmem, nigdy jednak nie była moim życiem.

Bo moje życie rozpoczęło się tego jednego dnia, gdy Jaśmin na dobre zakwitł. Nie w klasztornym ogrodzie, choć tam również.

W moim sercu zakwitł.

Nie udało mi się go potraktować jak chwast i wyrwać bezlitośnie. Zakorzenił się tam na stałe. I nawet nie pielęgnowany, sam nigdy nie chciał zwiędnąć.

 

 

Dan. Dan! Obudź się!

Kornel… czego?

Nie „czego”, tylko „kogo”! Nowego przysłali!

No iii?

To „iii”, że chcę go zobaczyć, a przecież nie pójdę sam! Ubieraj się, i to migiem! Bo sam cię zacznę ubierać!

Dwudziestodwuletni, niski, ciemnowłosy człowieczek zwany Kornelem bezceremonialnie ściągnął starszego mężczyznę z łóżka na podłogę wraz z kołdrą. Popołudniowa drzemka Dana pomiędzy jednym obowiązkiem a drugim zakończyła się dzisiaj nie dość, że guzem na czole, to jeszcze wyjątkowo wcześnie, bo zaledwie po trzynastu minutach. Powstrzymując się przed przeklinaniem na wszystko co święte i nie święte na tym świecie, ubrał się w swój codzienny strój i pędząc za bratem skrótami, czyli między innymi przez okno w kuchni na parterze, szybko znalazł się na głównym dziedzińcu. Szczęście, że był w Zakonie głównym kucharzem i nigdy nikt z jego pomocników nie ważył się na niego donieść.

Na dziedzińcu tłoczyło się już ze trzydziestu braciszków, którym akurat chciało się poświęcać przerwę na coś tak trywialnego i nieeleganckiego jak podglądanie.

Właściwie o co to zamieszanie? To coś niezwykłego, że nowy do nas zawitał? – Dan klepnął w ramię stojącego najbliżej Andrzeja, wysokiego bruneta o wiecznie pesymistycznym nastawieniu i skrzywionych brwiach, jednego z jego najlepszych przyjaciół, jednego z tych, którzy zacnie przymykali oko na jego „wybryki”, a nawet w nich pomagali.

Że nowy to nic niezwykłego, ale wiesz. To ponoć paniczyk z dobrego domu. Prawie arystokrata – odparł Andrzej, ponurym głosem, marszcząc brwi i zakładając rękę na rękę. – Bój się Boga, jeśli ci go przydzielą do pokoju, mój drogi Danielu. Jesteś jednym z nielicznych, którzy wciąż mają własny pokój, wiesz?

Kornel tymczasem podskakiwał na jednej nodze, próbując dojrzeć coś ponad zebranym tłumem. Dan w końcu zlitował się, kucnął i wziął kolegę na barana.

Teraz coś widzisz?

Widzę! Dzięki! Tylko mnie nie upuść, dobrze? Za tego dzisiejszego guza.

Nie przypominaj, to może nie upuszczę. Co tam widzisz?

Yyy… Zdaje się, że chłopak żegna się ze swoimi rodzicami. Teraz rozmawia z Konstantym.

Bracie Kornelu, mówi się z „ojcem przeorem Konstantym” – poprawił go Andrzej odruchowo.

Wiesz coś o nim, Andrzej? – zapytał Dan z czystej ciekawości, jak wiele ten klasztorny plotkarz zdołał się już zawczasu dowiedzieć.

„Bracie Andrzeju”.

Dobrze, dobrze! – Machnął ręką. „Bracie Andrzeju”, wiesz coś o tym nowym?

Niewiele. Ale wystarczająco, by z miejsca wyrobić sobie złe zdanie. Będą z tym chłopakiem kłopoty, już ja to wam mówię.

Po czym to poznajesz?

Po czym? Po buźce.

Ja poważnie pytam.

A ja poważnie odpowiadam.

Z tego co ja słyszałem… wtrącił się z góry Kornel, robiąc sobie z dłoni daszek, bo słońce mu przeszkadzało. …to najmłodszy syn jednej bogackiej rodziny. Wiecie, tej której właściwie zawdzięczamy byt, bo składa największe datki.

O, i o tym właśnie mówię! Chłopak pewnie ma fiubździu w głowie, jest rozpieszczony jak na najmłodsze dziecko przystało, gorzej niż jedynak, nic nie wie o miłości Bożej, ani tym bardziej o surowym, klasztornym życiu. Jak znam takich, to tylko kaprys z jego strony i po góra dwóch miesiącach mu się znudzi. A do tego czasu sprawi nam tyle kłopotów, co nasz drogi braciszek Dan za młodu.

Ja wam sprawiałem kłopoty? – ironicznie zdziwił się tenktóryrobiłzadrabinę.

Przepraszam, dziecko. Sprawiasz nadal. – Andrzej z jeszcze bardziej widoczną w uśmiechu ironią poklepał Daniela po ramieniu, omijając zwisające nogi Kornela.

Bracie Andrzeju, przypominam, że jestem od ciebie trzy lata starszy.

Nie szkodzi, bracie Danielu, nie szkodzi.

Ej! Idzie w naszą stronę! – krzyknął podekscytowany Kornel, robiąc sobie z głowy Dana bębenek.

Ała. – powiedział całkiem poważnie Daniel, by oznajmić, że go bolało.

O, przepraszam. Ale Dan, odsuń się trochę, bo trzeba przejście zrobić!

Łatwo ci mówić, krasnalu! Ciężki jesteś jak na półtorametrowego krasnala!

By...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin