DOBRY PASTERZ CZ 120 - CZYM SĄ SUKUBY I INKUBY.docx

(1070 KB) Pobierz

 

 

Czym są sukuby i inkuby?

 

Istnieje tradycja literacka, według której niektórym mężczyznom zjawiają się demony sukuby, z którymi można odbywać stosunki seksualne. Natomiast kobietom zjawiają się demony inkuby, demony odpowiednie po temu, by odbywać stosunki seksualne z kobietami.

Również według tejże tradycji literackiej celem su-kubów było zdobycie męskiego nasienia, żeby potem za pośrednictwem inkuba zapłodnić kobietę.

Idea ciąż demonicznych jest zupełną fikcją literacką, nie znam żadnego takiego przypadku, ani obecnie, ani w historii. Mimo że jest to fizycznie możliwe. W tym sensie, że nie ma żadnej fizycznej przeszkody, by demon nie mógł uzyskać w ten sposób męskiego nasienia i umieścić go w kobiecie za pośrednictwem inkuba. Ale, powtórzmy, nie zdarzył się żaden taki przypadek, który miałby chociaż cień wiarygodności.

Wyjaśnijmy, że istnienie duchów inkubów, to znaczy takich, które mogą odbywać stosunki z kobietami, jest faktem. Jak również, choć znacznie rzadziej, występują duchy sukuby odbywające stosunki z mężczyznami. Czy te duchy są demonami czy też duszami, które nie weszły do nieba, trudno stwierdzić. Osoby, które doświadczyły tego zjawiska, mówią, że czują te duchy ciałem, ale ich nie widzą.

Sądziłem, że demony inkuby są fikcją, dopóki nie zgłosiła się do mnie kobieta, która opowiedziała mi przypadek bardzo ciekawego zjawiska demonicznego, o określonych cechach charakterystycznych, o jakim jeszcze dotąd nie czytałem. Ponieważ wiedziałem, że jest to kobieta rozsądna i o zdrowych zmysłach, przyjąłem relację za dobrą monetę, ale nie nadawałem jej większego znaczenia. Jednak po roku zetknąłem się z kolejnym przypadkiem. I ten drugi przypadek dał mi już wiele do myślenia, ponieważ szczegóły idealnie odpowiadały pierwszej relacji. A gdy spotkałem się z trzecim takim przypadkiem, zdałem sobie sprawę, że takie zjawisko demoniczne może rzeczywiście istnieć.

Wszystkie trzy kobiety opowiadały, że czuły, jak ktoś ich dotykał, że nawet je penetrował. Jednak nie mogły się poruszyć, chciały krzyczeć, ale nie mogły. Choć obok w tym samym łóżku spał mąż, nie mogły uczynić ani jednego gestu, który mógłby go obudzić. Poza tym w opowieściach tych trzech kobiet (i wielu kolejnych, których wysłuchałem w kolejnych latach) nie było zbyt wielu szczegółów, nie było żadnych wrażeń wzrokowych, nie było bogatych opisów, były to relacje bardzo wstrzemięźliwe. Znając dobrze te kobiety i będąc pewnym ich roztropności, zacząłem myśleć, że może być to coś więcej niż tylko fenomen literacki.

Zjawisko tego rodzaju jest wpływem zewnętrznym, nie można z pewnością stwierdzić, że jest oznaką opętania. Któraś kobieta może doświadczyć tego zjawiska raz w życiu i nigdy więcej się ono nie powtórzy. Jeżeli demon inkub pojawia się często, będzie trzeba taką osobę dokładnie zbadać, modląc się za nią, żeby stwierdzić, czy chodzi o wpływ, czy o opętanie.

 

Duch sukub występuje dużo rzadziej niż inkub, to znaczy mężczyźni dużo rzadziej niż kobiety odczuwają obecność ducha tego rodzaju. Mimo to, by podać jeden przykład, słyszałem o przypadku księdza, którego pewnej nocy dotknęło to zjawisko w czasie, gdy był seminarzystą. Nigdy więcej nie wróciło, ale jest on najzupełniej pewny, że to, co zdarzyło się tamtej nocy, miało miejsce naprawdę. Poczuł nad swoim łóżkiem czyjąś obecność, zorientował się, że to kobieta, mógł jej dotknąć, była kobietą o bujnych kształtach. Kleryk, który zawsze zachowywał zupełną czystość, nie odzywał się, lecz pozwolił, by się zbliżyła. Z otwartymi ustami czuł, jak ów duch połączył się z nim. Nigdy więcej nie przeżył takiego doświadczenia.

NA PYTANIE ODPOWIADAŁ  HISZPAŃSKI KS. EGZORCYSTA  JOSE ANTONIO FORTEA

Oto świadectwo ks. egzorcysty ks. Michała Olszewskiego

Osoby opętane, zarówno kobiety, jak i mężczyźni często są np. fizycznie gwałcone przez złe duchy. Egzorcyzmowałem kiedyś kobietę, która musiała być ginekologicznie zszywana w szpitalu po nocy, w trakcie której była gwałcona przez złe duchy. Więc ona używała np. oleju egzorcyzmowanego przed pójściem spać na miejsca intymne. I wtedy duchy nie podchodziły. Bały się.

 

Świadectwo Bartosza – straszne noce, paraliże senne, ataki złego ducha, potem spowiedź, przebaczenie i trzy najpiękniejsze słowa „Jezu ufam Tobie”

Wszystko zaczęło się w grudniu 2012. Wtedy byłem pewien że to koszmar. Obudziłem się w nocy, chwilę po obudzeniu moje łóżko zaczęło tak dygotać i reagować jakby ktoś bardzo duży bardzo mocno w nie kopał (sam to później testowałem). Trwało to chwilę, po czym poczułem jakbym „drugi raz się obudził” jednak w tej samej pozycji, w tym samym miejscu i z sercem które biło mi z tysiąc razy na minutę.

 

Kolejna noc – podobne okoliczności. Tym razem łóżko zaczęło się wręcz się kołysać – tak jakby to była bujana ławeczka, jakaś huśtawka – i to mocno. Znowu efekt „kolejnego przebudzenia”, zlany potem i zdruzgotany starałem się z zamkniętymi oczami udawać że nic nie pamiętam, że nic się nie stało – tak też było poprzedniej nocy.

 

Stopniowo te „przygody” zaczynały coraz bardziej mnie niepokoić. Pojawiło się zjawisko, które niektórzy określają „paraliżem sennym” (jak się później dowiedziałem), coś co się stało nieodłącznym elementem moich wielotygodniowych nękań nocnych. Jak sama nazwa wskazuje, człowiek nie jest w stanie się ruszyć, mimo że jest w pełni świadom i chce to uczynić. Reszta już zależy od naszej modlitwy i wiary. U mnie ten paraliż na początku wyglądał tak, że po przebudzeniu miałem uczucie napierania jakiejś siły dosłownie do wnętrza moich uszu – zupełnie jakby jakiś potężny strumień powietrza był kierowany w twoją twarz. Jak gdyby ktoś ci dmuchał w uszy tyle że sto razy mocniej. Po prostu jakaś energia, jakby wiatr pod dużym ciśnieniem który dosłownie napiera – o różnym natężeniu – raz zwalniając, raz przyspieszając do granic wytrzymałości psychicznej, do granic strachu. Pokój w którym sypiam jest w nocy bardzo oświetlony przez lampy uliczne (czasem świecą dwie naraz, obok siebie), przez co nieraz mam problemy z zaśnięciem. Podczas paraliżów natomiast, gdy się budziłem, w pokoju było bardzo ciemno, czarno wręcz. Na początku były „tylko” paraliże + „wiatr” + ciemność. Cały czas łudziłem się, że to powtarzający się koszmar o podobnym scenariuszu i w końcu uda mi się go pokonać o własnych siłach. Później zaczynało być gorzej.

 

Po kilku nocach, gdy już przebudziłem się, czując że nadchodzi ten sam „koszmar”, wszystkim opisanym wyżej zjawiskom zaczęła towarzyszyć zawsze jakaś postać wchodząca do mojego pokoju. Wyglądała naprawdę różnie: raz niczym zjawa lewitująca nad ziemią, jak jakiś cień, który wsuwał się na moje plecy i powodował że ten sam „wiatr” który czułem w uszach napierał również na moje ciało z całej siły, innym razem jakby jakieś dziecko bardzo małe, które szybko wbiegało do mojego pokoju i wskakiwało na mnie. Cały czas zaznaczam – byłem pod wpływem paraliżu, nie byłem w stanie się ruszyć choć bardzo chciałem, a im bardziej chciałem i się starałem tym bardziej odczuwałem nieraz śmiech tej istoty i jej siłę. Widzisz, słyszysz, czujesz, serce ci bije jak oszalałe, jesteś spocony na maksa, ale nie możesz się ruszyć, jest tylko twoja świadomość. Nawet oczy ledwo można zamknąć, gdy się próbuje, zdajesz się widzieć „przez powieki”, albo widzisz jeszcze inne rzeczy np. jakieś diabelskie twarze roześmiane, tuż przy twojej głowie. Czasem wręcz niemożliwe było u mnie zamknięcie oczu, bo jakaś siła mi je z powrotem otwierała. Z mową jest identycznie: chciałem krzyknąć, powiedzieć coś, cokolwiek – nie dało rady. Bardzo cichy jęk – to jedyne co raz czy dwa wydobyłem z siebie. Zupełnie jakbym był „roślinką”.

 

Taki scenariusz regularnie się powtarzał przez kilkanaście, może kilkadziesiąt nocy. Raz nawet pomyślałem: „a może jak prześpię się w innym pokoju, to to coś tam nie wejdzie?” – myliłem się, nic bardziej naiwnego. Po każdej kolejnej nocy czułem się coraz bardziej niewyspany, zmęczony, do tego wcześnie rano zajęcia, wstawałem nad ranem, ciemne zimowe ranki… Straszliwie dawało mi się to we znaki. Nie miałem nocy wytchnienia, to następowało codziennie, zaczęło dochodzić do mnie że to jakieś nękanie (miałem nadzieję że nie opętanie).

 

Któregoś razu po przebudzeniu nad ranem, przyśniło mi się że coś mnie uniosło i rzuciło z całej siły o odległy kąt pokoju. Zupełnie jakbym był niczym. Byłem pewien że to sen, bo inaczej byłbym połamany, a przynajmniej posiniaczony.

 

Najgorszego razu doświadczyłem gdy nad ranem znów odczułem całą tę ciemność, energię i poddźwięki w uszach – podobne wrażenie mamy gdy w jakimś sąsiednim pokoju ktoś ogląda ściszony telewizor kineskopowy albo jak ktoś ma nadciśnienie, tyle że tutaj kilka razy intensywniej, no i u mnie nikt tv wtedy nie oglądał, a już napewno nie na kineskopie, nadciśnienia też nie mam. Wtedy udało mi się podnieść, ale nie mogłem oderwać mojej dłoni od łóżka – była jakby przytwierdzona, jakby jakiś magnes ją ciągnął w dół, czułem że waży z 500 kilo i nie byłem w stanie jej podnieść, pomagałem sobie drugą ręką i ciągnąłem z całych sił. W pewnym momencie już czułem, że ta cała ręka nie należy do mnie, że nie mam w niej władztwa jakby była sparaliżowana, leżała bezwładnie, nie była moja ani zależna ode mnie. Myślałem że może przygniotłem ją podczas snu i teraz nie mam krążenia czy coś ale to zupełnie co innego nigdy przed i potem mi się to nie przytrafiło. Gdy już ta ręka oderwała się od łóżka, uniosła się bezwiednie w moją stronę z dziwnie wygiętymi palcami w geście chwytania/łapania. I tak chwilę „lewitowała” naprzeciwko mojej twarzy poruszając powoli palcami. Do dzisiaj nie wiem czy ta sprawa z ręką mogła się rzeczywiście wydarzyć, ale wtedy nie miałem wątpliwości, byłem przerażony – od 5 nad ranem nie spałem, wstałem do laptopa wchodząc na stronę mojej parafii i szukając najbliższej mszy. Była dopiero o 6.30 ale przeczekałem. Poszedłem do spowiedzi, trafiłem do wspaniałego ojca jezuity, niesamowicie charyzmatycznego, mądrego i poczciwego. Ale nie powiedziałem mu o tych przygodach. Wyznałem mu grzechy a on podsunął mi obraz Jezusa „Ufam Tobie” i kazał go wziąć. Powiedział abym codziennie rano budząc się, nawet na leżąco, mówił sobie, albo przynajmniej myślał: „Jezu daj mi wszystko co trzeba, abym przeżył ten dzień w przyjaźni z Tobą – Jezu ufam Tobie”. Powiedział mi, że kiedyś któremuś świętemu Jezus wyznał, że gdy ktoś modli się do Niego tymi słowami („Jezu ufam Tobie”), On nie potrafi niczego odmówić. Wiedząc że jestem zaledwie studentem, o tak wczesnej porze w kościele, powiedział: „Widzisz, bo wcale nie musiałeś tu przychodzić a jednak tu jesteś, jednak coś cię tu sprowadziło”.

 

Zacząłem sypiać z różańcem na szyi, modląc się przed snem. Także dzięki wam drodzy Bracia i Siostry – bo to tutaj przeczytałem liczne świadectwa, napisaliście też że Różaniec Św. jest potężnym egzorcyzmem sam w sobie. Nękania trwały, ale były krótsze, słabsze, a ja silniejszy i odważniejszy niż przedtem. Zacząłem w myślach powtarzać podczas ich trwania: „W imieniu Jezusa Chrystusa rozkazuję wam odejść”. Pomagało. Gdy czułem napięcie, strach – odmawiałem różaniec. Bardzo pomagało. Nie wiem czy w tym też udział miał Szatan, ale koraliki od różańca często mi się rozrywały podczas snu i budziłem się rano z urwanym różańcem pode mną, za każdym razem go naprawiając. Codziennie rano oddawałem się Matce Bożej w opiekę i prosiłem Chrystusa, aby wstąpił w moje życie i kierował nim wg. Swojego uznania. Przepraszałem za grzechy, chociaż nie wiedziałem że jeden z nich, w którym dalej trwałem, również jest grzechem. Do dzisiaj się z nim zmagam, ale przynajmniej od kiedy dowiedziałem się że to grzech, regularnie zacząłem się z niego spowiadać i z nim walczyć. Po prawie roku już nie mam tych nękań, jeśli pojawi się cokolwiek – wiem że Jezus chce mi przypomnieć że ulegam słabościom, z którymi powinienem walczyć z Jego pomocą. Zawsze śpię z różańcem na szyi, wiem jak zmagać się z tego typu przygodami. Jednego jestem pewien: to Jezus pragnie żebyśmy byli odważni w duchu, jedynie Szatan zrobi wszystko żebyśmy się bali. Strach jest na początku naturalny, panika również, ale jeśli uzbroimy się w modlitwę i wiarę – staniemy się niezwyciężeni i poradzimy sobie z najstraszniejszymi nękaniami. Jeśli dodamy do tego naszą miłość, Szatan nigdy nie wróci. Jak ktoś tu kiedyś napisał: „tam gdzie jest miłość, tam nie ma miejsca dla Złego”. To prawda. Gdy bowiem po długiej przerwie znów czułem tę „energię” w nocy, oprócz modlitwy i wiary która rozwścieczała tego demona, z uśmiechem myślałem o wszystkich ludziach do których żywiłem nienawiść a nieraz chęć zemsty – wyobrażałem sobie ich przed sobą i po kolei z całego serca im wszystko przebaczałem oraz prosiłem, aby i oni mi wybaczyli. Nigdy wcześniej nic nie było tak efektywne jak tamto przebaczenie – nękania zniknęły w mgnieniu oka. I czułem, że dosłownie NIE CHCIAŁY już do mnie wrócić. Skapitulowały totalnie.

 

Czasem myślałem czy aby to nie były tylko koszmary: absolutnie. Koszmary nie powtarzają ci się TAK DŁUGO, CODZIENNIE i rzadko kiedy są do siebie TAK BARDZO PODOBNE a właściwie identyczne. Pamiętajmy też że sny są bardzo ulotne i nawet ktoś z bardzo dobrą pamięcią nie jest w stanie pamiętać snów w takich szczegółach. Jak każdy z nas miewałem koszmary w życiu, ale nigdy nie byłem tak sparaliżowany. Podczas koszmaru jeśli wprawimy się w tzw. „świadomy sen” możemy wszystko w tym śnie, dobrze o tym wiem. Podczas nękań natomiast, nie możemy NIC. Możemy tylko myśleć i czuć, tylko nasz mózg jest aktywny.

 

Teraz pewnie myślisz: musiał być z ciebie BARDZO ZŁY i BARDZO GRZESZNY człowiek skoro coś takiego ci się przytrafiło. Wychowałem się w bardzo pobożnej rodzinie, jestem ochrzczony, bierzmowany. Nigdy nie wątpiłem w swoją wiarę, nigdy nie wątpiłem Kościół Św. Uczęszczałem co niedziela do kościoła, spowiadałem się i przyjmowałem komunię św. Jednak dobrze wiemy, że Szatan nękał samego Jezusa na pustyni. A skoro i samego Jezusa nawiedzał, to tym bardziej może nawiedzić nawet najbardziej pobożnego katolika. Chronią nas jednak nasze sakramenty. I znowu, jak to tu kiedyś ktoś napisał, sakramenty stanowią taki „firewall”, naturalną zaporę przed Złem. Możesz popełnić najstraszliwszy grzech z grzechów którego potem będziesz żałować do końca życia nie doświadczywszy takich złych przygód, ale wystarczy że jakiś „mały”, w twoim mniemaniu nieszkodliwy grzech stanie się twoją rutyną, uzależnieniem, aby diabeł zaczął nas nawiedzać. I tak było w moim przypadku. To wystarczyło.

 

Dzisiaj dziękuję Panu Bogu, że mnie to spotkało. Czasem trzeba ludziom cudu, żeby uwierzyli w Boga. Czasem jednak potrzeba nękań, aby uwierzyli w grzech. Jeśli komuś kto to czyta, zdaje się, że przeżywa podobne rzeczy – pamiętaj że nie jesteś opętany. Opętanie to stan najgorszy, do którego dojdzie jeśli świadomie oddasz się Szatanowi, jeśli świadomie wyrzekniesz się Boga w życiu. Przy nękaniu nie potrzeba egzorcysty – potrzeba naszej odnowy w wierze i w miłości. Nękania mają nas uczynić odpornymi i odważnymi.

 

Przepraszam, że tak rozlegle się rozpisałem, ale nie mogłem inaczej. Mam nadzieję, że ta historia pomoże przynajmniej jednemu bliźniemu w potrzebie. 

PS. Jeśli dopuściłem się jakichkolwiek błędów teologicznych, proszę o poprawienie i wyrozumiałość.

                                                              Jezus jest Panem !

 

str. 3

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin