Droga Dziewiątego - Całość.pdf

(85781 KB) Pobierz
PITTACUS LORE
DROGA DZIEWIĄTEGO
PRZEŁOŻYŁ MICHAŁ JUSZKIEWICZ
Dziedzictwa planety Lorien.
Księga trzecia
WYDARZENIA OPISANE W TEJ KSIĄŻCE SĄ PRAWDZIWE.
IMIONA OSÓB I NAZWY MIEJSCOWOŚCI ZOSTAŁY ZMIENIONE, BY
CHRONIĆ ZAKONSPIROWANYCH LORYJCZYKÓW
INNE CYWILIZACJE NAPRAWDĘ ISTNIEJĄ.
NIEKTÓRE USIŁUJĄ WAS ZGŁADZIĆ.
1
6A Poważnie? Oglądam kartę pokładową, na której olbrzymią czcionką
wydrukowano tę cyfrę i literę, i zastanawiam się, czy Crayton specjalnie
wybrał dla mnie takie miejsce. Mógł to być zbieg okoliczności, ale zważywszy
na to, co działo się ostatnio, jakoś nie chce mi się wierzyć w przypadki. Nie
zdziwiłabym się wcale, gdyby Marina usiadła tuż za mną, w siódmym rzędzie,
Ella trzy siedzenia dalej, w dziesiątym. Ale nie: obie bez słowa zajmują fotele
obok mnie. Razem obserwujemy wszystkich, którzy wchodzą na pokład. Gdy
na ciebie polują, masz się nieustannie na baczności. Mogadorczycy mogą
pojawić się w każdej chwili.
Crayton wejdzie ostatni, kiedy już na własne oczy zobaczy każdego,
kto ma bilet na podróż tym samolotem, i uzna, że jest całkowicie bezpiecznie;
w przeciwnym wypadku nie zdecyduje się na to.
Unoszę przesłonę w oknie. Pod brzuchem samolotu krząta się obsługa
naziemna. W oddali majaczy niewyraźnie Barcelona.
Kolano Mariny podskakuje nerwowo, ocierając się o moje udo. Trudno
dziwić się dziewczynie: nie dalej jak wczoraj w bitwie nad górskim jeziorem
musiała stawić czoło całej armii Mogadorczyków, widziała śmierć swojej
Cepan, odnalazła swój loryjski kuferek - a dziś po raz pierwszy opuściła
miasteczko, w którym spędziła dziesięć lat życia, całe dzieciństwo. Denerwuje
się.
Wszystko w porządku? - pytam.
Świeżo przefarbowane na blond włosy opadają mi na twarz; widok
nieznajomego koloru wciąż jest zaskakujący. Zapominam, że
przefarbowałam się dziś rano; to tylko jedna z wielu zmian, jakie nastąpiły w
ciągu ostatnich czterdziestu ośmiu godzin.
Wszyscy wyglądają normalnie - odpowiada szeptem Marina,
przesuwając
wzrokiem po ludziach stłoczonych w przejściu pomiędzy siedzeniami. -
jesteśmy bezpieczni, przynajmniej na moje oko.
Cieszę się, ale nie o to mi chodziło.
Delikatnie opieram stopę na jej bucie. Podskakujące kolano
nieruchomieje, a Marina uśmiecha się przepraszająco, po czym wraca do
czujnej obserwacji pasażerów wchodzących na pokład. Nim minie kilka
sekund, jej kolano znów zaczyna drgać. Mogę tylko potrząsnąć głową.
Szkoda mi tej dziewczyny. Zamknięta w odosobnionym przyklasztornym
sierocińcu pod opieką Cepan, która nie chciała jej szkolić. Strażniczka Mariny
zupełnie zapomniała, w jakim celu przybyliśmy na Ziemię. Zrobię, co będę
mogła, aby pomóc jej wyrównać braki. Pokażę, jeśli tylko zechce, jak
panować nad swoją mocą i kiedy należy używać rozwijających się
Dziedzictw, ale najpierw muszę ją przekonać, że może mi zaufać.
Mogadorczycy zapłacą za to, co zrobili. Za śmierć tak wielu naszych
bliskich, ukochanych osób, zarówno na Lorien, jak i tutaj, na Ziemi. Wybić ich
do ostatniego - to moja misja. Dopilnuję też, aby Marina pomściła swoje
krzywdy. W bitwie nad jeziorem straciła najlepszego przyjaciela, człowieka
imieniem Hector, ale to nie wszystko: tak samo jak ja widziała na własne oczy
śmierć swojej Cepan. I tak samo jak ja nigdy tego nie zapomni.
Hej, Szósta, jak tam na dole? - pyta Ella, pochylając się nad ramieniem
Mariny.
Odwracam głowę z powrotem do okna. Pracownicy obsługi naziemnej
powoli zabierają sprzęt, trwają już ostatnie kontrole.
Na razie wszystko gra — odpowiadam.
Mam miejsce nad samym skrzydłem, co znacznie poprawia mi nastrój. Nie
raz i nie dwa musiałam wyciągać pilotów z opałów, używając swoich
Dziedzictw. Kiedyś nad południowym Meksykiem telekinetycznie przesunęłam
dziób samolotu o kilkanaście stopni w prawo; jeszcze parę sekund i
roztrzaskalibyśmy się o górę. A w zeszłym roku przeprowadziłam samolot przez
paskudną burzę z piorunami szalejącą nad Kansas, otaczając go nieprze-
puszczalną chmurą chłodnego powietrza; na pokładzie było stu dwudziestu
czterech pasażerów. Przeszliśmy przez tę burzę jak kula z pistoletu przez balon.
Kiedy ekipa obsługi naziemnej rusza w kierunku ogona, odwracam wzrok
tam, gdzie Ella, która obserwuje wejście do przedziału pasażerskiego. Obie z
niecierpliwością czekamy na Craytona. Jego pojawienie się będzie
oznaczało, że przynajmniej na razie wszystko jest w porządku. Zostało już tylko
jedno wolne miejsce — za fotelem Elli. Gdzie on się podziewa? Jeszcze raz
wyglądam przez okno ponad skrzydłem samolotu, wypatrując jakichkolwiek
podejrzanych znaków.
Potem pochylam się, aby wsunąć plecak pod fotel. Jest praktycznie
pusty, więc składa się bez problemu. Crayton kupił mi go na lotnisku.
Powiedział, że musimy wyglądać jak trzy normalne nastolatki, jak licealistki na
naukowej wycieczce. Stąd wziął się też podręcznik do biologii, który Ella
trzyma na kolanach.
Szósta... — zagaduje Marina, raz po raz nerwowo zapinając sprzączkę
pasa bezpieczeństwa.
Tak?
Leciałaś już kiedyś samolotem, prawda?
Marina jest ode mnie starsza tylko o rok, ale poważne, zamyślone
spojrzenie i nowa elegancka fryzura - włosy tuż poniżej linii ramion — nadają
jej zupełnie dorosły wygląd. Łatwo można się pomylić. Tyle że teraz ta niby
dorosła osoba gryzie paznokcie i podciąga kolana pod brodę jak
wystraszone dziecko.
Tak. - Kiwam głową. — Nie jest najgorzej. A jak przestaniesz się
denerwować, to robi się wręcz niesamowicie.
Wodząc wzrokiem po wnętrzu samolotu pasażerskiego, powracam
myślami do mojej Cepan, Katariny. Nigdy w życiu nigdzie nie leciałyśmy, ale
kiedy miałam dziewięć łat, zdarzyło się nam w Cleveland bliskie spotkanie z
Mogadorczykiem; najadłyśmy się strachu i musiałyśmy się potem długo
czyścić z grubego, ziarnistego popiołu. Po tym zajściu Katarina zarządziła
przeprowadzkę i rzuciło nas aż do południowej Kalifornii, gdzie
zamieszkałyśmy w piętrowej ruderze nad morzem, praktycznie płot w płot z
międzynarodowym lotniskiem LAX. O każdej porze dnia i nocy niebo nad
naszymi głowami trzęsło się od ryku setek silników odrzutowych. Ten hałas
przeszkadzał mi i w nauce z Katariną, i w zabawie z jedyną przyjaciółką, jaką
tam miałam, chudą jak patyk córką sąsiadów imieniem Ashley.
Przez siedem miesięcy żyłam w cieniu samolotów. Wycie silników tuż
nad moją poduszką o wschodzie słońca wyrywało mnie ze snu niczym
budzik, a nocą było głosem złowrogich duchów, które nie pozwalały mi
zasnąć, raz po raz powtarzając, że w każdej chwili muszę być gotowa, aby
zerwać się z łóżka i Wskoczyć do samochodu. A ponieważ Katarina nie
pozwalała mi oddalać się od domu, samoloty były także nieodłącznym
echem moich popołudni.
Pewnego dnia, właśnie po południu, kiedy nad naszymi głowami
przeszedł monstrualnie wielki odrzutowiec, trzęsąc plastikowymi kubeczkami z
lemoniadą, Ashley powiedziała:
W przyszłym miesiącu lecę z mamą do dziadków. Już nie mogę się
doczekać! Leciałaś kiedyś samolotem?
Bez przerwy gadała o tym, gdzie była i co robiła ze swoją rodziną.
Wiedziała, że ja i Katarina nie ruszamy się nigdzie dalej z domu, i lubiła się
przechwalać.
Właściwie nie — odpowiedziałam.
Co to znaczy: właściwie nie? Albo leciałaś, albo nie leciałaś. Przyznaj
się. Nie leciałaś.
Pamiętam dobrze rumieniec wstydu palący mi policzki. Trafiła tą
zaczepką w dziesiątkę. Wreszcie musiałam wymamrotać: „Nie, nigdy nie
leciałam samolotem”, mając przy tym wielką ochotę dodać, że leciałam
czymś znacznie większym i bardziej imponującym niż maleńki samolot. Bardzo
chętnie poinformowałabym ją, że przybyłam tutaj na pokładzie statku
kosmicznego, z planety o nazwie Lorien, odległej od Ziemi o ponad sto
sześćdziesiąt milionów kilometrów. Nie zrobiłam tego jednak, bo wiedziałam,
że Lorien jest objęta tajemnicą, której muszę dochować.
Ashley wyśmiała mnie i poszła sobie bez słowa pożegnania. Wolała
czekać w domu, aż jej tata wróci z pracy.
Dlaczego nigdy nie leciałyśmy samolotem? - zapytałam wieczorem
Katarinę,
kiedy wyglądała przez zasłonięte żaluzjami okno mojego pokoju.
Szósta... — zaczęła, odwracając się, ale szybko się poprawiła: — To
znaczy,Veronico. Podróż samolotem jest dla nas zbyt niebezpieczna.
Będziemy tam jak w potrzasku. Wiesz, co by było, gdyby kilka tysięcy metrów
nad Ziemią nagle się okazało, że na pokładzie są Mogadorczycy?
Wiedziałam dokładnie, co by wtedy było. Łatwo mogłam wyobrazić
sobie piekielne zamieszanie, wrzaski pasażerów chowających się za
oparciami foteli przed olbrzymimi żołnierzami nieziemskiej rasy biegnącymi
przejściem z mieczami w dłoniach. Mimo to nie mogłam przestać marzyć o
czymś tak normalnym, tak ludzkim jak podróż samolotem z miasta do miasta.
Od naszego przybycia na Ziemię nie mogłam robić nic z tych rzeczy, które
Zgłoś jeśli naruszono regulamin