Magdalena Zimniak - Pokoj Marty.pdf

(1303 KB) Pobierz
1
Zimniak Magdalena
Pokój Marty
Intrygująca powieść o zakazanej miłości, podszyta
dreszczykiem i trzymająca w napięciu do samego
końca, zmuszająca do wiary w podszepty, przeczucia i
znaki. W niej nic nie jest takie, jakim się wydaje…
Marta i jej ojciec, Karol, po śmierci matki i żony,
postanawiają rozpocząć wszystko od nowa. Życie
młodej kobiety diametralnie zmienia się w momencie
przeprowadzki. Nowy dom, nowi znajomi, i… miłość,
która budzi kontrowersje otoczenia.
2
Część pierwsza
3
Drzwi garażu zamknęły się i Karol spojrzał z uśmiechem na
córkę.
- Wreszcie - powiedział. Wciągnął głęboko powietrze i oparł
głowę na siedzeniu fotela. Marta też nie ruszała się z miejsca,
patrząc na twarz siedzącego obok mężczyzny, przejęta cichą
radością. W końcu nigdzie się nie spieszyła. - Nie miałaś
wrażenia, że ta przeprowadzka trwa wieki?
Marta roześmiała się.
- To tylko tydzień, tatusiu - powiedziała słodko. - Poza tym
chciałam ci przypomnieć, że nie napracowałeś się aż tak ciężko.
Ekipa zajmowała się wynoszeniem i ustawianiem rzeczy bardzo
sprawnie.
Ojciec westchnął.
- Marta, ile razy mogę ci tłumaczyć, że najcięższą pracą jest
organizacja?
- Przecież to ja za każdym razem z nimi rozmawiałam -
przypomniała dziewczyna.
- Ale to ja wybrałem ekipę. - Karol upierał się przy własnych
zasługach.
- O tak, dopiero kiedy przedstawiłam ci trzy najlepsze. A
później widziałeś ich chyba tylko za pierwszym razem i za
ostatnim, żeby zapłacić. Mówiłam, gdzie co wstawić…
- No dobrze, dobrze, wyrodna córko - przerwał ojciec ze
śmiechem. - Gadane to ty masz.
4
W tym momencie rozległo się szczekanie Groma. Pies wy-
raźnie się niecierpliwił. Karol westchnął.
- Widzisz, nawet pies nie może wytrzymać - powiedział,
otwierając drzwi i wypuszczając owczarkopodobnego mie-
szańca. - Chodź wreszcie do domu.
Marta uśmiechnęła się szeroko i podążyła za ojcem. Dom, ich
dom, pierwszy. Nie będą już tułać się po blokowiskach. To takie
miłe uczucie: mieć dom z ogrodem. Nawet posiłki można jeść na
powietrzu.
- Zjemy na werandzie? - spytał ojciec, jakby odgadywał jej
myśli.
- A co będziemy jeść? - odpowiedziała przytomnie.
- Zadzwonię po pizzę.
- Dobry pomysł.
Wystawili krzesła i nakryli stolik. Lekki wiatr rozwiewał jasne
włosy Marty. Powiodła wzrokiem po ogrodzie. Równo skoszona
trawa i parę drzewek owocowych. Żadnych kwietników,
widocznie ogrodnik zaglądał tu rzadko. Teraz będą robić
wszystko sami. Wprawdzie pieniędzy było dosyć, ale umówili
się, że nie będą ich trwonić.
- Nasz dom - powiedziała, siadając.
Ojciec przystawił krzesło, aby usiąść obok, i ścisnął jej rękę.
- Tak - potwierdził. - Gdyby… - urwał.
- Powiedz to - zażądała Marta stanowczo.
- Chciałem powiedzieć, że gdyby mama była z nami, byłaby
bardzo szczęśliwa. Zawsze marzyła, żebyśmy zamieszkali w
domu z ogrodem.
- Yhm - przytaknęła Marta. Wspomnienie o mamie już dawno
przestało boleć. - Myślę, że w pewien sposób jest z nami i jest
szczęśliwa.
5
- Tak - potwierdził szybko Karol. - Dzwonię po pizzę - dodał,
wyciągając komórkę.
Ojciec rozmawiał, Marta ponownie patrzyła na ogród. Drzewa
owocowe wyglądały na stare. Wiedziała, że dom był wiekowy,
został pobudowany kilkanaście lat przed drugą wojną. Ciekawe,
czy te dostojne jabłonie i grusze pamiętały pierwszych
właścicieli? Wiatr szumiał w koronach, a Marta uśmiechnęła się z
rozmarzeniem. Jakie tajemnice skrywał ten ogród? Jakie historie
mógłby opowiedzieć dom?
- Hej, córeczko, obudź się. - Ojciec szturchnął ją delikatnie i
roześmiał się. - Pizza zaraz będzie.
Zwróciła na niego wzrok.
- Zastanawiałam się, kto tu kiedyś mieszkał.
- Teraz mieszkamy my.
Tak, teraz mieszkali oni i to było piękne.
Pizza przyjechała po piętnastu minutach. Siedzieli teraz nad
ostatnimi dwoma kawałkami.
- Nie mogę już, tato - stwierdziła Marta, odstawiając talerz… -
Chciałabym… - zawahała się. - Chciałabym coś ci pokazać.
Nie patrząc na ojca, przeszła do domu po torebkę. Otworzyła
ją nieco drżącymi dłońmi i wyjęła kilka kartek złożonych na
cztery. Przez chwilę trzymała je, nie mogąc zdecydować się na
wręczenie ich ojcu. Karol nie poganiał.
- Co to jest? - spytał w końcu łagodnie.
- Moje wiersze. - Marta szybko wyciągnęła rękę, nadal nie
patrząc na niego. - Wydrukowałam parę z komputera. Przeczytaj,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin