McKenzie Sophie - River i Flynn 04 - Miłość na krawędzi.pdf

(1029 KB) Pobierz
McKenzie Sophie
River i Flynn 04
Miłość na krawędzi
Książkę dedykuję Nancy, Celii i Monice — oraz
opowiadanym przez nie historiom.
„Maż to być prawdą? Drwię sobie z was, gwiazdy!"
Romeo
i Julia
(Akt 5. Scena l)
*William Szekspir,
Romeo i Julia,
tłum. Józef Paszkowski, Państwowy Instytut
Wydawniczy, Warszawa 1975
1.
Tata obudził mnie w środku nocy.
Otworzyłam oczy i ujrzałam nachylającą się nade mną
ogorzałą od wiatru i słońca twarz, na której malował się nie-
pokój. W pomieszczeniu panowała ciemność, chociaż przez
okno wpadało już do środka blade, słabe światło.
- River?
Na wpół przytomna, zamrugałam oczami.
- Która jest godzina? Co się stało?
- Przed chwilą minęła czwarta - odparł tata. - Potrzebuję
twojej pomocy.
Usiadłam na łóżku, zaniepokojona.
- Co się stało? Chodzi o Gemmę?
Gemma, dziewczyna taty, była w ciąży, ale termin porodu
miała dopiero za sześć tygodni.
- Nie, z Gemmą wszystko w porządku. Po prostu nie chcę jej
budzić. Chodzi o tę ostatnią owcę Jacoba. Rodzi od godziny.
Wysiadł generator prądu i chcę cię prosić, żebyś przyniosła
kilka lamp. Ja muszę do niej wracać. Dobrze?
- Pewnie. Zaraz przyjdę.
Tata zniknął. Przez chwilę siedziałam na łóżku, zbierając się
do tego, aby wyskoczyć spod kołdry i znaleźć ubranie. W nocy
w komunie było zawsze zimno, nawet kiedy za dnia świeciło
słońce.
Wzięłam głęboki oddech i odrzuciłam na bok kołdrę. Zimne
powietrze owiało moje ramiona i stopy, kiedy wciągałam bluzę
na piżamę, na stopy wkładałam dwie pary skarpetek, do tego
polar i kurtkę. Na dole wsunęłam stopy w buty, a na głowę
włożyłam jedną z wełnianych czapek taty, która leżała na stole
w kuchni. Nie jest to ostatni krzyk mody - pomyślałam,
wyjmując z szafki przy drzwiach kuchennych trzy lampy
sztormowe.
Starałam się jakoś wyglądać, jak przystało na uczennicę
szóstej klasy szkoły ponadpodstawowej - przed wyjściem za-
wsze pamiętałam o założeniu kolczyków i odrobinie makijażu.
Robiłam to po to, żeby pokazać innym - w tym także mojemu
tacie - że dałam już sobie spokój z Flynnem. Nasz związek
zakończył się w ubiegłym roku, gdy Flynn dowiedział się o nic
nieznaczącym, dwusekundowym pocałunku, jaki miał miejsce
wieki temu między mną a jego najlepszym kumplem Jamesem.
Od tamtej pory widziałam się z Flynnem tylko raz — kilka
tygodni później, kiedy Flynn odnalazł mnie i przeprosił w
trakcie kilkuminutowej rozmowy za to, że uniósł się gniewem i
zniknął tak znienacka. Przed tym spotkaniem nienawidziłam
samej siebie, ale po nim jakoś pozbierałam się i żyłam dalej.
To było dokładnie siedemnaście tygodni, dwa dni i trzy i pół
godziny temu.
Napełniłam lampy sztormowe parafiną, zapaliłam je, po czym
ruszyłam w kierunku stodoły. Powietrze przed świtem było
wilgotne i zimne, a trawa pod moimi stopami skrzyła się od
rosy. Kiedy przybyłam na miejsce, stodoła była praktycznie
pogrążona w ciemności — nie licząc pojedynczej pochodni
taty, która rzucała migotliwe cienie na ściany. Owca leżała na
boku, a jej ciałem wstrząsały skurcze, kiedy młode ruszało się
w jej brzuchu. Tata gładził ją po boku, mrucząc do niej cicho.
- No dalej, mała, dasz radę. - Gdy weszłam do stodoły,
podniósł głowę. - Riv, myślę, że już niedługo. Cud narodzin w
naszej własnej stodole - co ty na to?
Przewróciłam oczami. Tata był kimś w rodzaju roman-
tycznego hipisa, jeśli chodziło o porody i cykl życia. Komuna
była jego żywiołem. Przez ostatni rok ja też ją polubiłam, cho-
ciaż z całą pewnością nie wyobrażałam sobie, że mogłabym
zamieszkać tu na stałe. Nie wiedziałam jeszcze, dokąd pójdę
ani co zrobię ze swoim życiem. Właściwie to o niczym nie
myślałam jeszcze w takich poważnych kategoriach. Od
rozstania z Flynnem nic nie było w stanie zająć mojej uwagi do
tego stopnia.
- Postaw lampy tutaj - zarządził tata.
Zrobiłam to ostrożnie, po czym kucnęłam u jego boku. Mijały
kolejne minuty. Niebo na zewnątrz zrobiło się tymcza sem
różowe, ale wciąż nie było widać jagnięcia, mimo że naj-
wyraźniej owca czuła się coraz mniej komfortowo.
- Chyba musimy jej trochę pomóc - stwierdził tata.
Przytrzymałam owcę, podczas gdy on wymacywał młode,
cały czas nie przestając przemawiać do jego matki. W prze-
rwach, kiedy akurat nie dodawał otuchy owcy, ekscytował się
tym, jakie to wspaniałe doświadczenie być świadkiem takich
narodzin. W komunie mieliśmy około piętnastu owiec i jak do
tej pory w tym roku tylko dwie z nich potrzebowały pomocy z
wydaniem na świat potomstwa.
Tata miał w oczach łzy, kiedy wyciągnął za nogi małe
jagniątko.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin