Przypadkowy detektyw - Maciej Sluzynski.pdf

(849 KB) Pobierz
Spis treści
Strona redakcyjna
ROZDZIAŁ PIERWSZY „A chciałem się tylko oderwać...”
ROZDZIAŁ DRUGI „Zapraszamy na wieczorek zapoznawczy...”
ROZDZIAŁ TRZECI „Morderstwo to dość niespodziewany finał
imprezy...”
ROZDZIAŁ CZWARTY „Ty jesteś głównym podejrzanym!”
ROZDZIAŁ PIĄTY „Kto z was go zabił?”
ROZDZIAŁ SZÓSTY „Natychmiast się wyprowadzamy!”
ROZDZIAŁ SIÓDMY „...ona spadła ze schodów...”
ROZDZIAŁ ÓSMY „Jesteś przemytnikiem i mordercą...”
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY „No to kto nam pozostał?”
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY „...to chyba nie była twoja deska...”
Oficyna wydawnicza RW2010 proponuje
MACIEJ ŚLUŻYŃSKI
PRZYPADKOWY DETEKTYW
Oficyna wydawnicza RW2010 Poznań 2017
Redakcja: Joanna Łukowska
Korekta: Robert Wieczorek
Redakcja techniczna: zespół RW2010
Copyright © Maciej Ślużyński 2017
Okładka Copyright © Mateusz Ślużyński 2017
Zdjęcie na okładce © XtravaganT / Fotolia.com
Zdjęcie na okładce © grandfailure / Fotolia.com
Copyright © for the Polish edition by RW2010, 2017
Wydanie I
ISBN 978-83-7949-219-0
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie całości albo fragmentu –
z wyjątkiem cytatów w artykułach i recenzjach – możliwe jest tylko za
zgodą wydawcy.
Aby powstała ta książka, nie wycięto ani jednego drzewa.
RW2010, os. Orła Białego 4 lok. 75, 61-251 Poznań
Dział handlowy:
marketing@rw2010.pl
Zapraszamy do naszego serwisu:
www.rw2010.pl
ROZDZIAŁ PIERWSZY
„A chciałem się tylko oderwać...”
Dwa dni przed końcem roku dostaliśmy z żoną propozycję nie do odrzucenia.
Dystrybutor książek, z którym współpracowaliśmy od kilku lat, chciał kupić
nasze wydawnictwo, żeby rozbudować swój portfel, w którym były już
drukarnia, hurtownia, centrum logistyczne oraz sieć księgarni, i zająć kolejny
kawałek rynku. My doskonale pasowaliśmy do jego nowej układanki, znał
nas, nasz styl pracy i naszą ofertę, wiedział, jak działamy i jakie mamy
obroty, przynajmniej u niego w hurcie, więc zakładał, że gorzej raczej nie
będzie. A własna marka wydawnicza to była dla niego jakaś tam nobilitacja,
może nawet większy prestiż, i zarazem nowe szanse na rozwój w kierunkach
do tej pory niedostępnych.
Zaproponowana suma była jak na polskie standardy całkiem niekiepska,
warunki akceptowalne, do tego gwarancja zatrudnienia przez trzy lata dla nas
obojga i dla całego zespołu, plus duża samodzielność w podejmowaniu
decyzji. W zasadzie nic by się nie zmieniło, poza oczywiście jednym:
przestalibyśmy być właścicielami, stając się dobrze opłacanymi, ale jednak
pracownikami. Przynajmniej przez najbliższe trzy lata, bo na tyle opiewały
kontrakty menadżerskie, przygotowane przez prawników naszych
ewentualnych przyszłych partnerów. Co potem? Wolność albo bezrobocie –
zależy, jak na to spojrzeć.
Przez cały styczeń kursowaliśmy między Poznaniem, Łodzią i Warszawą,
ustalaliśmy szczegóły, negocjowaliśmy warunki, przedstawialiśmy plany
i określaliśmy obszary, w których moglibyśmy się ewentualnie pokłócić,
w sensie biznesowym rzecz jasna. W połowie lutego w zasadzie wszystko
zostało dopięte, ale poprosiliśmy o dodatkowy tydzień do namysłu przed
podjęciem ostatecznej decyzji. Tydzień bez rozmów, bez sal
konferencyjnych, wykresów i tabelek, rzucanych na ekran i komentowanych
zawzięcie przez każdego, kto uważał, że ma coś do powiedzenia.
Wyjechaliśmy na ten tydzień w góry, żeby z dystansu spojrzeć na
wszystko, co się działo przez ostatnie sześć tygodni, ale tak naprawdę żeby
w ciągu dnia zmęczyć się porządnie na stoku, a wieczorami obgadywać różne
Zgłoś jeśli naruszono regulamin