McCaffrey Anne T3 Kryształowa Więź A5.pdf

(2112 KB) Pobierz
Anne McCaffrey
Kryształowa Więź
Trylogia: Śpiewacy kryształu Tom 3
Tłumaczenie: Teresa Tyszowiecka-Tarkowska
Tytuł oryginału Crystal Line
Wydanie oryginalne 1994
Wydanie polskie 1995
Killa, wraz ze swym partnerem, Larsem, zostaje wysłana w
misję na planetę Opal - odkryto tam substancję, podobną, a
jednocześnie różną od ballybrańskiego kryształu. Tym razem
jednak, nietypowo, książka jest w większości opisem przeżyć
Killashandry po tym, gdy jej kochanek i partner zostaje
Cechmistrzem Cechu Heptyckiego, czyli osobą, która zawsze
pracuje i niemal cały swój czas musi spędzać na rodzimej planecie
Cechu. Czy nasza bohaterka pozbiera się po takim ciosie? Czy
Lars poradzi sobie z kierowaniem najważniejszym Cechem w
Galaktyce? Odpowiedzi na te, i inne pytania znajdziecie w
ostatnim tomie trylogii o Śpiewakach Kryształu.
-2-
Rozdział I.
- A na drogę niech jej gwiazdka świeci! - zawołała Killashandra
Ree do siebie, gdyż jej słowa poprzez ryk rozbijających się o
dziób „Anioła" fal i dudnienie wiatru o wydęte żagle i naprężone
sztagi nie miały najmniejszych szans dotrzeć do Larsa Dahla.
Wycelowała palec w horyzont, na którym wschodziła pierwsza
wieczorna gwiazda. Obejrzała się, czy Lars patrzy w jej stronę.
Skinął głową z uśmiechem, a w jego ogorzałej twarzy błysnęły
śnieżnobiałe zęby. Po opłynięciu głównego kontynentu
Ballybranu była niewiele mniej opalona od niego, jednak to Lars z
nich dwojga zawsze wyglądał na prawdziwego wilka morskiego,
zwłaszcza kiedy stał, tak jak teraz, z kołem sterowym w mocnych
dłoniach i balansował wysokim, smukłym ciałem na szeroko
rozstawionych, bosych stopach. Łódź halsowała prawą burtą przy
pełnych żaglach. Włosy Larsa, spłowiałe od słońca i nasączone
solą, rozwiewały się jak rytualny pióropusz.
Od postrzępionej, kamiennej linii brzegu dzieliła ich jeszcze
chwila żeglugi, jednak lada moment - o wiele za wcześnie,
zdaniem Killashandry - mieli dobić do lądu i zarzucić kotwicę w
porcie obsługującym bazę Cechu Heptyckiego.
Killashandra westchnęła. Gdyby to od niej zależało, rejs nigdy
by się nie skończył, choć kojące działanie morskich fal nie
wystarczało, żeby oczyścić jej krew z kryształu. Lars, który
śpiewał krócej od niej, był w lepszej formie. Wiedzieli jednak, że
podczas następnego wypadu w Pasmo muszą wydobyć
wystarczającą ilość kryształu, żeby wyrwać się z planety na czas
zbliżającego się znów nieuchronnie Przejścia. Modliła się w
duchu, żeby ich sanie były już po remoncie, gotowe do odlotu w
Pasmo.
-3-
Na wspomnienie kamiennej lawiny, która pogrzebała ich
pojazd, zgrzytnęła zębami z upokorzenia. Trzeba było wysyłać po
nich ekspedycję ratunkową! Sprowadzenie zdruzgotanych sań do
bazy nieźle nadwerężyło ich kredyty. Przed wypadkiem zdążyli
naciąć dosyć kryształu, który, dzięki odpornym pojemnikom,
wyszedł z katastrofy cało. Stać ich było więc na pokrycie
wysokich kosztów napraw, nie starczyło jednak na wypad poza
planetę na czas remontu sań. Kolejny raz pozwolili, by „Anioł" i
zew ballybrańskich wód zagłuszyły wezwanie kryształu i
uwolniły ich od nudy pobytu w bazie.
Killashandra przysięgła sobie jednak na wszystkie świętości, że
teraz wyśpiewają kryształ w najlepszym gatunku o ile uda im się
ponownie trafić na tamtą, pechową, żyłę. Kryształ komunikacyjny
zawsze był w cenie. Oby tylko udało im się za jednym zamachem
wyciąć cały zestaw nie brzmiący żadnym fałszywym tonem. Była
zdecydowana wyjechać z planety; tym razem nie da się Larsowi
namówić na poznawanie kolejnych mórz. Istnieją planety równie
interesujące jak wody Ballybranu. Gdyby Lars nie zostawiał jej od
czasu do czasu prawa do decyzji - poważnie zastanawiałaby się
nad zmianą partnera. Na przykład na tego młodego, barczystego
rudzielca o niepokojących oczach i łobuzerskim uśmiechu, który
tak bardzo kogoś przypominał. Wiatr wiał jej teraz w twarz.
Skrzywiła się. Coraz częściej musiała zasięgać porad „programu
osobistego". Śpiewała kryształ od wielu lat i doskonale zdawała
sobie sprawę z tego, że ma coraz poważniejsze luki w pamięci,
choć nie wiedziała ani czego nie pamięta, ani jak wiele
zapomniała. Wzruszyła ramionami. Cóż, dopóki jeszcze nie
zapomniała o Larsie Dahlu, a on o niej...
„Anioł" opływał teraz masyw przylądka, zza którego wyłaniała
się wschodnia elewacja sześciennej bryły bazy Cechu
Heptyckiego. Budynek stał kilka kilometrów w głąb lądu, lecz
-4-
nawet z takiej odległości prezentował się groźnie. Dobry humor
Killashandry gwałtownie prysnął.
- Koniec laby - mruknęła niechętnie, z góry wiedząc, co powie
Lars.
- Koniec laby! - wrzasnął, przekrzykując wiatr.
Zatrzęsło nią z irytacji.
Tylko nie to - pomyślała wznosząc oczy do nieba. Byli ze sobą
tak długo, że mogła z góry przewidzieć każde jego słowo. A może
po prostu trzeba im jakiejś odmiany? Larsowi ich morskie wypady
najzupełniej wystarczały do szczęścia, ale ona odkryła nagle, że
potrzebuje czegoś więcej. Skrzywiła się. Więcej, to znaczy ile?
Lars krzyczał i machał do niej, wzywając, by zeszła do niego do
kokpitu. Uchylając twarz przed spienionym rozbryzgiem
przelatujących przez burtę fal, ostrożnie, niemniej z wprawą,
ruszyła w stronę rufy, walcząc z wiatrem i przechyłami pokładu
„Anioła".
Kiedy podeszła do Larsa na wyciągnięcie dłoni, przygarnął ją
do siebie, a uśmiech, którym ją obdarzył, wyrażał najwyższe
zadowolenie z wiatru, fali, jachtu, mimo że zbliżali się do kresu
podróży. Oparła się o wysokie, muskularne ciało Larsa. Znała go
tak dobrze. Cóż, wśród śpiewaków kryształu coś takiego może
być nawet pewnym plusem, zwłaszcza kiedy pamięć zaczyna
szwankować. Podniosła wzrok na twarz partnera. Nawet
łuszczący się nos nie był w stanie zachwiać wytworności jego
profilu. Lars Dahl, stały czynnik w jej życiu!
- Lars, Killa! Lanzecki kazał się wam stawić, jak tylko
zawiniecie do doku! - zawołał kapitan portu, chwytając cumę,
wprawnie rzuconą przez Killashandrę, i metodycznie okręcając ją
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin