Judith i Garfield Reeves-Stevens - Icefire znaczy zagłada.pdf

(1763 KB) Pobierz
Judith i Garfield Reeves-Stevens
ICEFIRE ZNACZY ZAGŁADA
Murrayowi Kingsburghowi, wspaniałemu szwagrowi
który aż nadto poznał co to mokra aura.
Chytrym, kto wroga ogniem pędzi,
mocarzem, kto powódź nań sprowadza.
Sun Tsu, Sztuka wojny
Początek
Środa, 24 listopada
Siedem godzin przed.
Lód tu zlegał, trwał i potężniał od ponad dziesięciu milionów lat. Wieczny mróz,
dotkliwszy niźli ten, co zniweczył życie na Marsie, skuł tu 70 procent ziemskich zasobów
słodkiej wody. Warstwa lodu wokół bieguna południowego osiąga miejscami pięć
kilometrów grubości i ciągle rośnie, bo z każdym obrotem Ziemi wokół Słońca, gdy
nastaje tu długa, zimowa noc, przybywa śniegów, które nigdy nie topnieją. Przez wieki
Antarktyka zawłaszczyła 90 procent wszystkich lodów z całej kuli ziemskiej.
Bywało, gdy Słońce skąpiło ciepła bądź gdy Ziemia nieco zmieniała kąt nachylenia
względem ekliptyki, że Lód wędrował dalej, a mrozy skuwały znaczne połacie globu. Gdy
Słońce było łaskawsze, Lód cofał się, topniał w oceanach, a Ziemia oddychała
swobodniej. I taksie działo przez wieki. Cykle następowały po sobie w wolnym, zgodnym
rytmie.
A potem nastali ludzie i jęli brać Ziemię w posiadanie, zmieniając to, co natura
stworzyła i hołubiła od zawsze.
Z czasem zaczęli docierać także tu.
Wielu zostało tu na zawsze. Lód zazdrośnie bronił swoich tajemnic. Wiał mrozem,
pędził sztormami, sypał śniegiem. Ale ciągnęło tu coraz więcej ludzi, gotowych zapłacić
każdą cenę za wydarcie sekretu wiecznych lodów.
A Lód trwał i potężniał jak przez miliony lat i nie chciał się poddać woli przybyszów.
Aż do nieuchronnego dnia, gdy na Antarktydzie zjawili się ludzie w mundurach.
Rozdział pierwszy
Lód
Na trzy minuty przed zawrotem Antarktydę wchłonęła pustka.
Kontynent znikł, a wraz z nim ostatnia nadzieja na pomyślne wykonanie zadania, co
oznaczało, że operacja „Shadow Forge” nie ma już żadnych szans. Drugi raz w czasie
służby w Marynarce Wojennej Mitch Webber stanął w obliczu tak nieuchronnej klęski w
grze o tak wysoką stawkę i jak za pierwszym razem nie przyjął tego do wiadomości.
Stał pośrodku kabiny Irokeza UH-1N, znak wywoławczy Gentle Two Five. Maszyna
chybotała, łopaty wirnika pracowicie mieliły mroźne powietrze nad Morzem Rossa.
Dwójka i piątka widniały na jaskrawo pomarańczowym kadłubie śmigłowca. Nazwy
„Gentle”, „Łagodny” nie słyszano na Antarktyce od lat, od czasu, gdy 6 Eskadrę Sił
Powietrznych Marynarki Wojennej wycofano do Stanów i oddano do dyspozycji 109
Skrzydła Gwardii Narodowej Stanu Nowy Jork z zadaniem wspierania misji pokojowych.
Ale pokój się skończył i eskadra wróciła na Lód.
O 17.15 czasu uniwersalnego Gentle Two Five leciał ma pułapie 500 stóp, 1500
kilometrów od bieguna południowego i 5000 kilometrów od Christchurch w Nowej
Zelandii. Wiosenna burza śnieżna, wspomagana porywistym wiatrem, mąciła wszystko. W
zamieci nie było widać, gdzie jest góra, gdzie dół. Tylko daleko na wschodzie błękitniała
cienka kreska rozświetlonego horyzontu, świadcząc, że jednak istnieje ziemia, że istnieje
niebo, ale gdzie są, wskazywały tylko instrumenty na konsoli, bo siódmego kontynentu i
nieba nad nim po prostu nie było.
Mitch Webber latał już w gorszych warunkach, choćby nad iracką pustynią czy nad
kolumbijską tropikalną dżunglą, a zdarzyło mu się także prowadzić śmigłowiec ulicznymi
wąwozami między drapaczami chmur w SanFrancisco, i to pod ogniem. Bo tak wyglądały
tamte misje i operacje oznaczane kryptonimem „Forge”, „Kuźnia”.
W marynarce służył od piętnastu lat, a gdyby kazano mu powiedzieć jednym słowem,
co właściwie robi, rzekłby, że kradnie, że jest złodziejem w służbie państwowej. Nim
NAVSPECWARCOM — Naval Special Warfare Command, Dowództwo Operacji
Specjalnych Marynarki Wojennej — zwerbowało go do służby, był mechanikiem
pokładowym i pilotem, bo tego się wyuczył i tak się ułożyło. Ale werbunek nie był
przypadkowy. Mitch pragnął służyć w SEAL — oddziałach specjalnych Marynarki
Wojennej. Przeszedł szczególnenawet jak na SEAL — przeszkolenie i obecnie należał do
garstki wybitnych specjalistów, skierowanych tajnym rozkazem do pracy w służbie
cywilnej, konkretnie w Departamencie Energetyki, który ma to do siebie, że mało kto się
nim interesuje. W nowym miejscu nie nosił munduru, lecz garnitur, krawat i aktówkę.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin