Marcin Ciszewski - Mgła.doc

(1418 KB) Pobierz

Marcin Ciszewski

 

 

 

Mgła

 

 

 

 

 

 

 

 

Mgła

 

Mgła miała dopiero nadejść.

Barczysty 96 z niebiesko-czerwonymi oznaczeniami Federacji Rosyjskiej rozpoczął zniżanie zgodnie z poleceniem kontrolera lotów. Approach prowadził go pewną ręką, maszyna stopniowo wytracała prędkość dokładnie według procedury. Trzydzieści mil przed lotniskiem wykonała ostatni skręt, po czym weszła na kurs, który miał zaprowadzić na ścieżkę podejścia. Wszystkie systemy kontrolne działały bez zarzutu, powietrze stało nieruchomo, lekka mżawka unosząca się nad lasem ograniczała widoczność do ośmiuset metrów, co dawało akceptowalny margines bezpieczeństwa,

Nad Kabatami Ił zmniejszył prędkość do stu pięćdziesięciu węzłów, osiągając wysokość tysiąca pięciuset stóp. Pilot ustabilizował maszynę, po czym otrzymał od approacha polecenie nawiązania łączności z wieżą kontrolną. Gdy usłyszał w słuchawkach głos z wieży, był dokładnie na początku ścieżki, dziesięć mil od progu pasa. Podwozie wysunęło się bez zakłóceń, sygnalizując prawidłowe położenie równym blaskiem lampek kontrolnych. Cztery silniki grały zmniejszonym ciągiem.

Wtedy samolot spadł.

 

Rozdział 1

 

Kolumna jechała szybko, właściwie poza granicą bezpieczeństwa. Trzy opancerzone toyoty landcruiser, dwa mercedesy vito z blaszanymi nadwoziami bez okien i zamykająca pochód niezgrabna ciężarówka saperska. Trzydziestu ludzi, dwadzieścia cztery pistolety maszynowe, dwa karabiny snajperskie, dwie śrutowe strzelby, kilkadziesiąt granatów hukowo-błyskowych, taran do rozbijania drzwi. Błyskające na dachach bomby zdmuchiwały opieszałych, ignorując wysyłane w ich kierunku życzenia wszystkiego najgorszego.

Warszawska ulica spieszyła się po swojemu, warszawska ulica miała gdzieś pośpiech policyjnej kolumny.

Na siedzeniu pasażera prowadzącej terenówki siedział potężny, zarośnięty, ogorzały facet. Jego twarz wyglądała jak wyciosana z kamienia przez rzemieślnika mającego kłopoty ze wzrokiem i koordynacją ruchów. Policyjny mundur polowy i kamizelka kuloodporna, które ongiś ledwie dopinały się na potężnej klatce piersiowej, teraz niemal z niej zwisały. W prawym uchu wpatrującego się we wskazania systemu GPS mężczyzny tkwiła słuchawka, przed ustami wisiał niewielki mikrofon cyfrowego systemu łączności. Tylną kanapę zajmowało dwóch operatorów AT w pełnym umundurowaniu taktycznym. Wytłumione pistolety maszynowe spoczywały obok, zabezpieczone, ale gotowe do użycia.

Kolumna minęła skrzyżowanie z Wałbrzyską, po czym niemal nie zwalniając, wjechała na wiadukt prowadzący w stronę Ursynowa. Po kilkuset metrach skręciła w prawo, ignorując czerwone światło oraz wzbudzając popłoch i wściekłość kierowców, znużonych całodzienną pracą i marzących o kolacji w domowych pieleszach czy obejrzeniu ulubionego meczu w ulubionej telewizji.

- Wolniej - powiedział nadkomisarz Stanisław Krzeptowski, nadal wpatrując się w ekran nawigacji satelitarnej. Pierś unosiła się w rytm równego, spokojnego oddechu. Zbliżająca się akcja nie przyspieszała tętna nawet o uderzenie. Krzeptowski od dawna myślał o czymś innym. Przez całą dobę myślał o czymś innym. - W prawo.

Kierowca zdjął nogę z gazu, zjechał na prawy pas, a potem skręcił w boczną uliczkę. Reszta samochodów podążyła jego śladem.

***

Aukcja nie weszła jeszcze w najważniejszą fazę, mimo to każdy znający się na rzeczy bywalec mógłby zaryzykować twierdzenie, że jutrzejsze gazety będą pisać wyłącznie o wielkim sukcesie.

Kilkadziesiąt elegancko ubranych osób sprawiało wrażenie zachwyconych, choć większa część tylko udawała, mając we krwi demonstrowanie wystudiowanych póz. Główna bohaterka wieczoru budziła tyle samo podziwu, co zawiści. Była urodziwa, utalentowana i miała na koncie długie pasmo sukcesów. Gładkie rozmowy, wyszukane komplementy i starannie skonstruowane złośliwości stanowiły dla niej idealną oprawę. Błyszczała na ich tle niczym brylant. Nazywała się Helena Berezowiec. Długa czarna suknia o kosztownie prostym kroju podkreślała proporcjonalną figurę, eksponując wąską talię i szczupłe, choć silne ramiona. Jej uroda należała do nietuzinkowych, niewymagających podkreślenia makijażem czy biżuterią.

Klasyczne tematy wygrywane przez kwartet smyczkowy tak mocno pasowały do tego pomieszczenia i tych ludzi, że były niemal niezauważalne.

Na ścianach i specjalnych sztalugach zainstalowano kilkanaście dyskretnie oświetlonych obrazów namalowanych z ogromnym talentem, nawiązujących stylistycznie do twórczości Zdzisława Beksińskiego, które miały mu pochlebiać i wchodzić zarazem w polemikę za pomocą własnego, niepowtarzalnego charakteru pisma. Barwy, światło, półcienie, perspektywa zostały przez autorkę połączone w sposób, który zachwycał koneserów na całym świecie.

Pośrodku sali znajdowało się podwyższenie, którego centralne miejsce zajmowały sztalugi...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin