Ambler Eric - Maska Dmitriosa.doc

(1103 KB) Pobierz

Eric Ambler

Maska Dimitriosa

przełożył Patryk Gawron

1. Źródło obsesji

Francuski myśliciel Chamfort powiedział kiedyś, iż każdy przypadek to dzieło opatrzności.

Jego słowa są tylko jednym z setek aforyzmów, które przeczą niepopularnej tezie, iż zdarzenia losowe są nierozerwalną i często najważniejszą częścią naszego życia. Co więcej, w prostej myśli Chamforta odnajdziemy ziarno prawdy. Na ścieżce życia każdy z nas doświadczył przypadków, które przy odrobinie dobrej woli mogłyby być uznane za dzieło opatrzności.

Historia Dimitriosa Makropoulosa to przykład działania przypadku.

Sam fakt, iż człowiek pokroju Latimera dowiedział się o istnieniu mężczyzny pokroju Dimitriosa wydaje się zaskakujący. Latimer widział zwłoki Dimitriosa, a później przez wiele tygodni zgłębiał mroczne tajniki jego historii i ostatecznie zrozumiał, iż to, że żyje, zawdzięcza wyłącznie osobliwym upodobaniom przestępcy. Splot zdarzeń, które ukształtowały los Latimera był tak niecodzienny, iż przez wielu mógłby zostać uznany za wymysł szaleńca i to o wyjątkowej wyobraźni.

Jednak, gdy przyjrzeć się wszystkim faktom i przeanalizować historię Latimera wspólnie z całością materiału dowodowego, który zebrano w toku śledztwa zauważymy, iż poszczególne części skomplikowanej układanki pasują do siebie jak ulał. Logika i chronologia wydarzeń opowieści sprawiają, iż w przypadku Dimitriosa i Latimera nie sposób posłużyć się słowami „zdarzenie losowe” czy zbieg okoliczności”. Dla wszystkich sceptyków, którzy czytają niniejszą historię istnieje tylko jedno logiczne wyjaśnienie zagadki losów jej głównych bohaterów: jeżeli światem rządzi nieuchwytna opatrzność, jej działania nacechowane są licznymi błędami i ogólną nieudolnością. Jeżeli życiem

Latimera kierowała opatrzność, to jej zdolność do obierania właściwej ścieżki dla każdego człowieka stoi pod wielkim znakiem zapytania.

Przez pierwsze piętnaście lat swego dorosłego życia Charles Latimer wykładał ekonomię polityczną na niewielkim, angielskim uniwersytecie. Przed ukończeniem trzydziestego piątego roku życia opublikował również trzy książki. Pierwsza z nich opisywała wpływ myśli naukowej Proudhona na polityczne dzieje Włoch w XIX wieku. Kolejna nosiła tytuł „Program Gotha w 1875 roku”. W swej trzeciej książce Latimer skupił się na politycznych implikacjach myśl Rosenberga zawartych w dziele zatytułowanym „Der Mythus des zwanzigsten Jahrhundrets”.

Charles Latimer napisał pierwszy kryminał wkrótce po ukończeniu korekty swej czwartej rozprawy naukowej. Latimer przystąpił do pracy nad kryminałem w nadziei, iż odejście od naukowej dysputy pozwoli mu zapomnieć o wyrzutach sumienia, które trapiły go od czasów przejściowej fascynacji doktryną narodowego socjalizmu i jej czołowym przedstawicielem - Dr Rosenbergiem.

Zakrwawiony szpadel” był nadspodziewanym sukcesem. Kolejne kryminały autorstwa Latimera: „Ja, rzekła mucha” i „W objęciach mordercy” nie ustępowały popularnością pierwszej, beletrystycznej publikacji. Latimer był jednym z wielu profesorów uniwersyteckich, którzy w swym wolnym czasie pisali rozrywkowe powieści, jednak w odróżnieniu od kolegów po fachu, jago działalność na rynku literatury pięknej przynosiła mu niemałe dochody. Zachęcony pierwszymi sukcesami Latimer postanowił poświęcić cały swój czas pisaniu kryminałów. Decyzja o rezygnacji z działalności naukowej była dodatkowo związana z innymi wydarzeniami. Po pierwsze, Latimer popadł w konflikt z władzami macierzystej uczelni. Kością niezgody była różnica zdań odnoście zasad i priorytetów. Drugą przyczyną zmiany profesji była niespodziewana choroba autora. Trzecią przyczyną było to, iż Latimer wciąż był kawalerem. Wkrótce po opublikowaniu powieści zatytułowanej

Bez wyjścia” i kolejnych nawrotach uciążliwej choroby, której leczenie dotkliwie nadszarpnęło budżet autora, Latimer bez dłuższego wahania zrezygnował z posady na uniwersytecie i udał się za granice kraju, by w pełnym słońcu ukończyć pracę nad piątym kryminałem w swojej karierze.

Latimer wyjechał do Turcji w tydzień po ukończeniu szóstej po-wieści. Przed wyjazdem do Turcji spędził przeszło rok w słonecznej Grecji i z niecierpliwością oczekiwał zmiany otoczenia. Stan zdrowia jego uległ znacznej poprawie, jednak widmo dżdżystej i chłodnej angielskiej jesieni powstrzymało go przed powrotem w rodzinne strony. Za namową znajomego Turka Latimer udał się statkiem parowym z Pireusu do Stambułu.

Latimer po raz pierwszy usłyszał o Dimitriosie w Istambule, z ust pułkownika Haki.

List polecający był przydatnym, lecz niezwykle delikatnym dokumentem. Autorzy i okaziciele listów polecających związani byli zazwyczaj jedynie pobieżną znajomością. Adresaci takiej korespondencji pozostawali z równie luźnych relacjach z autorami listów. Posługiwanie się listami było powszechne i popularne, jednak nie-zwykle rzadko przysparzało przyjaciół którejkolwiek z trzech stron zaangażowanych w wymianę korespondencji.

Przebywszy do Stambułu, Latimer dysponował licznymi listami polecającymi. Pośród nich znajdowała się korespondencja kierowana do Madame Chavez, która mieszkała w willi nad Bosforem. Trzy dni po przyjeździe do Turcji Latimer napisał do Madame Chavez i wkrótce otrzymał zaproszenie na czterodniowy piknik organizowany w posiadłości Madame. Po krótkiej chwili wahania Latimer przyjął zaproszenie.

Przelotny pobyt Madame Chavez w Buenos Aires uczynił z niej zamożną kobietę. Madame Chavez urodziła się w Turcji. Jako dojrzała kobieta wyszła za bogatego, argentyńskiego przedsiębiorcę. Wkrótce rozwiodła się z mężem, a za ułamek uzyskanego zadość-uczynienia nabyła niewielki pałac, który w przeszłości był jedną z posiadłości tureckiej rodziny królewskiej. Posiadłość zlokalizowana była w oddaleniu od innych zabudowań, nad niezwykle piękną zatoką. Pomimo ciągłych niedoborów słodkiej wody, licząca dziewięć łazienek posiadłość Madame Chavez była niepodważalnym świadectwem pozycji społecznej i nieprzeciętnego bogactwa kobiety. Latimer uznałby swój pobyt w ogromnej posiadłości za całkowity sukces, gdyby nie osobliwy zwyczaj gospodyni i pozostałych gości, który polegał na bezpardonowym policzkowaniu służby, ilekroć ta wykonywała polecenia niezgodnie z oczekiwaniami przełożonych (co, nawiasem mówiąc, miało miejsce nad wyraz często).

Wśród gości zaproszonych na piknik znalazła się para hałaśliwych mieszkańców Marsylii, trzech Włochów, dwóch oficerów tureckiej marynarki wojennej w towarzystwie „wybranek serca" i kilku przedsiębiorców ze Stambułu w towarzystwie nobliwych małżonek. Goście spędzali znaczną część dni na opróżnianiu ko-lejnych butelek holenderskiego ginu, które pochodziły z nieograniczonych zapasów ukrytych w piwnicach posiadłości Madame Chavez. Okazjonalne przerwy w konsumpcji upływały na tańcach w rytm muzyki płynącej z gramofonu obsługiwanego przez nie-strudzonych tureckich służących. Już na samym początku Latimer zdołał umknąć rozbawionej grupce hulaków pod pozorem złego samopoczucia. W kolejnych dniach uczestnicy zabawy wydawali się ignorować tajemniczego Brytyjczyka.

Podczas ostatniego dnia pikniku u Madame Chavez, Latimer usiadł na skraju porośniętego winoroślą tarasu, z dala od hałaśliwej muzyki płynącej z gramofonu. Nagle spostrzegł, że w stronę posiadłości zmierza samochód. Samochód z impetem wtargnął na dziedziniec willi. Tylne drzwi pojazdu otworzyły się, a z jego wnętrza energicznie wyskoczył pasażer.

Na dziedzińcu stanął wysoki mężczyzna o pociągłej twarzy. Z oddali opalona skóra nieznajomego była doskonałym uzupełnieniem srebrzystych, przyciętych na pruską modłę włosów. Ostre kości policzkowe i haczykowaty nos sprawiały, iż mężczyzna roztaczał wokół siebie aurę niepokoju. Latimer ocenił wiek nieznajomego na około pięćdziesiąt lat i mimowolnie skupił wzrok na jego talii w nadziei, iż pod nieskazitelnym mundurem dostrzeże chociażby nieznaczny ślad staranie skrytego gorsetu.

Latimer obserwował jak oficer sprawnym ruchem ręki dobył z rękawa jedwabną chusteczkę i równie szybko starł z wojskowych, lśniących butów najmniejsze drobinki osiadłego na nich kurzu. Następnie, tajemniczy przybysz naciągnął na czoło wojskową czapkę i wykonawszy kilka sprawnych ruchów zniknął z dziedzińca. Latimer usłyszał dźwięk dzwonka w głębi wili.

Anglik dowiedział się, że nowy gość Madame Chavez to pułkownik Haki. Haki dołączył do rozbawionych gości i błyskawicznie przejął rolę duszy towarzystwa. Kwadrans po przyjeździe oficera Madame Chavez z wyraźnie nieszczerym zakłopotaniem wprowadziła pułkownika na rozległy taras, do upojonych alkoholem gości. Madame Chavez robiła co mogła, by wszyscy zebrani dostrzegli, iż jest ze wszech miar zaskoczona wizytą dostojnego towarzysza. Pułkownik z gracją godną wytrawnego bywalca salonów słał w kie-runku zebranych uśmiechy, kłaniał się, całował dłonie młodych partnerek kolegów po fachu i odwzajemniał pożądliwe spojrzenia leciwych żon bogatych, tureckich przedsiębiorców. Latimer był ze wszech miar pochłonięty obserwacją osobliwego zdarzenia. Nagle usłyszał Madame Chavez, która zgodnie z wymogami protokołu wypowiedziała jego imię przedstawiając go pułkownikowi.

-              Szalenie miło pana poznać, stary przyjacielu. - odrzekł pułkownik.

-              Monsieur le Colonel parle bien anglais. - wtrąciła Madame Chavez.

-              Quelques mots. - odparł pułkownik Haki.

-              Cała przyjemność po mojej stronie! - zapewnił Latimer wpatrując się w szare oczy rozmówcy.

Życzę wszystkiego najlepszego! - odpowiedział Haki niezwykle dostojnym tonem i podążył w kierunku tęgiej kobiety w kostiumie kąpielowym, która z wyciągniętą do pocałunku dłonią oczekiwała swoich pięciu minut w towarzystwie pułkownika.

Kolejna szansa na wymianę zdań z rozchwytywanym gościem nadeszła dopiero późnym wieczorem. Przybycie pułkownika na piknik Madame Chavez wyraźnie ożywiło atmosferę w nadmorskiej posiadłości. Haki był duszą towarzystwa, zabawiał zebranych licznymi anegdotami, śmiał się w głos, z odpowiednią dozą dystansu zalecał się do leciwych żon przedsiębiorców i tracił wspomniany dystans podczas rozmów z młodymi towarzyszkami tureckich dygnitarzy. Od czasu do czasu ukradkiem spoglądał na Latimera wzrokiem, który wydawał się mówić: „Niekiedy muszę zachowywać się tak, aby wszyscy myśleli, iż jestem głupszy, niż w rzeczywistości, jednak nie oznacza to, iż czuję się z tym dobrze.” Kilka godzin po kolacji, gdy goście Madame Chavez zmęczyli się tańcem i piciem, a skupili się na grze w rozbieranego pokera, pułkownik zbliżył się do Latimera i położywszy rękę na ramieniu towarzysza zaproponował spacer w kierunku tarasu.

-              Proszę o wybaczenie przyjacielu, - powiedział po francusku - lecz chciałbym zamienić z panem słówko. Mam dość zebranych tu kobiet i ich niedwuznacznych spojrzeń. - dodał wyciągnąwszy z kieszeni srebrną papierośnicę - Ma pan ochotę na papierosa?

-              Dziękuję.

-              Po tamtej stronie tarasu nie będzie nam nikt przeszkadzał! - pułkownik rozejrzał się dokoła i zaprowadził towarzysza w obranym kierunku - Zdaje pan sobie sprawę, iż przyjechałem tu wyłącznie po to, aby spotkać się z panem. Klika dni temu podczas telefonicznej rozmowy Madame wspomniała, iż spodziewa się pana pośród swych gości i jako wielbiciel pana książek nie mogłem odmówić sobie przyjemności rozmowy z mym ulubionym pisarzem.

Latimer podziękował za komplement ściszonym głosem. W istocie nie wiedział jak zareagować, ponieważ nie był pewien, czy pułkownik mówi o dziełach naukowych, czy historiach detektywistycznych jego autorstwa. Wciąż miał w pamięci niezręczną rozmowę z nauczycielem akademickim, który wyraził zainteresowanie jego „ostatnią pracą”. Założywszy, iż rozmówca miał na myśli kryminały, Latimer bez wahania spytał, czy jego zdaniem ofiary przestępców opisywanych w kryminałach powinny ginąć od kuli pocisku, czy może od ostrza noża. W tej sytuacji wahał się, czy zapytać pułkownika, które z książek jego autorstwa szczególnie przypadły mu do gustu. Jednak pułkownik Haki nie dał mu czasu na spekulacje i dodał:

-              Znajomi przysyłają mi wszystkie ciekawe romans policiers wprost z Paryża. W istocie nie czytam książek innego gatunku. Uznałbym to za wielki honor, gdyby zechciał pan rzucić okiem na moją kolekcję. Szczególnie cenię angielskich i amerykańskich autorów. Najlepsze książki z owych krajów są tłumaczone na język francuski. Mym zdaniem kryminały francuskich autorów nie oddają właściwej atmosfery zbrodni. Wydaje mi się, iż ze względu na specyficzną kulturę, Francuzi nie są zdolni do tworzenia wytrawnych romans policiers. Właśnie skończyłem czytać powieść pana autorstwa, która nosi tytuł „Pelle Ensanglentee”. Zaprawdę przerażająca! Jednak obawiam się, iż nie do końca zrozumiałem skąd taki właśnie tytuł.

Posłużywszy się swą znajomością języka francuskiego Latimer ochoczo przystąpił do tłumaczenia faktycznego znaczenia angielskich słów zawartych w tytule powieści „Zakrwawiony szpadel” i nadmienił, iż w samym tytule zawarte jest rozwiązanie zagadki kryminalnej, która jest treścią całej powieści. Dodał przy tym, iż wskazówki ukryte w pozornie prostym tytule są czytelne i jasne dla wszystkich czytelników o średnim poziomem inteligencji.

Pułkownik przysłuchiwał się słowom pisarza w skupieniu, pokiwał głową i odrzekł, nim Latimer dokończył swój wywód:

-              Tak, tak! Wydaje mi się, że teraz rozumiem!

Po chwili milczenia dodał:

-              Drogi przyjacielu. Zastanawiam się, czy nie zechciałby pan

zjeść ze mną lunchu w najbliższym tygodniu. - i złożywszy propozycję dodał tajemniczym głosem - Myślę, iż będę mógł panu pomóc.

Latimer nie do końca zrozumiał treść słów pułkownika, jednak odparł, iż z chęcią przyjmie zaproszenie. Mężczyźni ustalili, iż spotkają się za trzy dni w hotelu Pera Palace.

W przeddzień umówionego spotkania Latimer wrócił myślami do pułkownika Haki i krótkiej wymiany zdań na tarasie willi Madame Chavez. Myśl o osobliwym żołnierzu zaświtała w umyśle pisarza podczas rozmowy z kierownikiem tureckiego oddziału brytyjskiego banku. Równocześnie Latimer próbował ocenić też swego rozmówcę. Collinson wydawał się przemiłym człowiekiem, lecz był niezwykle nudny. Cała rozmowa skupiała się na mniej i bardziej sprawdzonych plotkach o tutejszej socjecie brytyjskiego i amerykańskiego pochodzenia.

-              Czy poznał pan Fitzwilliamsów? - zapytał Collinson.

-              Niestety nie. - odpowiedział Latimer.

-              Doprawdy? Cóż za strata! Uważam, iż przypadlibyście sobie do gustu. Miejmy nadzieję, że wkrótce nadrobimy te zaległości.

Podczas rozmowy okazało się, że Collinson nie ma zielonego pojęcia o reformach ekonomicznych proponowanych przez Kemala Ataturka. Collinson wrócił do plotek o Turczynce, która poślubiła w Stambule amerykańskiego sprzedawcę samochodów. Po chwili namysłu Latimer przerwał wypowiedź towarzysza i spytał:

-              Drogi przyjacielu. Skoro rozmawiamy o tureckich wyższych sferach powiedz proszę, czy znasz osobę imieniem Haki? Pułkownik Haki?

-              Haki? A czemu o niego pytasz?

-              Pułkownik Haki zaprosił mnie na lunch jutro po południu.

-              Doprawdy? - odparł Collinson nie ukrywając zdziwienia - Cóż, słyszałem o pułkowniku Haki, jednak nie miałem przyjemności poznać go osobiście. Haki jest jedną z tych osób, o których słyszy się bezustannie, jednak nigdy się nie spotyka. Niektórzy mówią, iż jest on swoistą szarą eminencją. Plotka głosi, iż jego wpływy są znacznie większe od niejednego polityka zasiadającego w rządzie w Ankarze. W 1919 roku podczas wydarzeń w Anatolii Haki był jednym z najbliższych współpracowników Gaziego i stał na czele Rządu Tymczasowego. Już w owym czasie dochodziły mnie różne opinie na jego temat. Wielu ludzi utrzymywało, iż Haki to bezwzględny i spragniony krwi tyran. Inni opowiadali, iż był inicjatorem tortur, którym poddawano jeńców i więźniów wojennych. Z drugiej strony, w tym okresie, tortury były nader powszechne i moim zdaniem zainicjowane przez wojska Sułtana. Przyjaciele mówili mi również, że Haki ma niezwykle mocną głowę. Jak niesie plotka, potrafi wypić trzy butelki szkockiej i powstać całkowicie trzeźwy, jednak ja nie daję wiary takim przechwałkom. Powiedz proszę, w jaki sposób poznałeś słynnego Hakiego?

Latimer pokrótce wytłumaczył okoliczności spotkania z pułkownikiem i spytał:

-              A wiesz może, czym obecnie zajmuje się Haki? Nie do końca rozumiem, dlaczego zawsze widzę go w wojskowym mundurze.

Collinson zbliżył się do rozmówcy i odparł:

-              Według moich źródeł, Haki stoi na czele tajnych oddziałów policji, jednak pamiętaj drogi przyjacielu, iż moje informacje to głównie plotki i dane z niepewnego źródła. Właśnie to jest najgorsze w tym miejscu - nie można dać wiary niczemu, co słyszy się w Klubie. Skoro już o tym mowa, to wyobraź sobie, iż wczoraj...

Uzyskawszy nowe informacje Latimer nie mógł się doczekać spotkania z tajemniczym pułkownikiem. Przed rozmową z Collinsonem Latimer podejrzewał, iż Haki to zwykły prostak i rzezimieszek, a rewelacje bankiera zdawały się potwierdzać jego pierwotne przypuszczenia.

Pułkownik przybył na spotkanie z dwudziestominutowym spóźnieniem i z miejsca przystąpił do wylewnych przeprosin. Zakończywszy swój wstępny wywód zaprowadził gościa do hotelowej restauracji.

-              Czym prędzej musimy się napić! - stwierdził pułkownik i po

śpiesznie zamówił butelkę Johnniego Walkera.

Rozmowa podczas posiłku dotyczyła głównie książek kryminalnych przeczytanych przez pułkownika. Haki opowiadał o swych przemyśleniach, reakcjach i opiniach o literaturze nurtu detektywistycznego. Podczas wypowiedzi wyrażał swój pogląd na temat bohaterów książek i podkreślał, iż preferuje morderców posługujących się bronią palną. Nim rozmówcy dotarli do deseru, pułkownik wypił niemal całą butelkę zamówionej wcześniej whiskey. Kelner przyniósł gościom pucharki z lodami truskawkowymi. Wtedy Haki pochylił się w kierunku Latimera i rzekł:

-              Drogi panie Latimer. Myślę, iż mogę panu sprawić prezent!

Przez moment Latimer myślał, iż Haki zaproponuje mu posadę w tureckim wywiadzie, jednak powstrzymał się od komentarza i odparł:

-              To bardzo miło z pana strony.

-              Od wielu lat pragnę napisać własny kryminał. Zawsze myślałem, iż zajmę się tym, gdy będę miał mniej obowiązków. Główną przeszkodą, jaka stoi na drodze mych literackich ambicji jest właśnie brak wolnego czasu! Myślę, że moje obowiązki nie pozwolą mi na wprowadzenie mych planów w czyn, jednak...

Haki na moment zawiesił głos. Latimer nie reagował. Wielokrotnie spotykał śmiałków, którzy twierdzili, iż są zdolni stworzyć doskonały kryminał, jednak nie czynią tego tylko ze względu na brak czasu.

-              Jednak, - powtórzył pułkownik - mam doskonały pomysł na

książkę i chciałbym go podarować właśnie panu.

Latimer ponownie podziękował za uprzejmość, jednak Haki pośpiesznie dodał:

-              Pana książki dały mi tak wiele radości, iż z przyjemnością oddam Panu własny pomysł na powieść. Ja sam nie dysponuję odpowiednią ilością wolnego czasu, aby zabrać się do tworzenia literatury, a ponad to śmiem twierdzić, iż pan, panie Latimer, przeniesie mój pomysł na papier w sposób znacznie lepszy niż ja.

Latimer wymamrotał coś ledwo słyszalnym głosem, a Haki kontynuował:

-              Moja historia rozgrywa się na angielskiej prowincji, w posiadłości Lorda Robinsona. - rzekł pułkownik wpatrując się w oczy rozmówcy - Opowieść rozpoczyna się podczas kilkudniowego przyjęcia organizowanego w posiadłości. W samym środku zabawy jeden z gości odkrywa, iż Lord Robinson został zastrzelony we własnym gabinecie. W chwili popełnienia zbrodni Robinson siedział przy biurku. Jego ciało bezwładnie opiera się na blacie, ofiara ma przestrzeloną głowę, a krew płynąca z rany zdążyła wsiąknąć w dokumenty rozrzucone dokoła. Pośród papierów znajduje się nowy testament spisany przez Lorda. W tym miejscu czytelnik dowiaduje się, iż Lord nie zdążył podpisać dokumentu przed śmiercią. Stary testament dzieli majątek Lorda pomiędzy szóstkę krewnych, którzy uczestniczą w przyjęciu. Nowy, niepodpisany testament przekazuje cały majątek Lorda tylko jednemu krewnemu. Zatem mogłoby się wydawać, - dodał Haki, wyraźnie pochłonięty własną opowieścią - iż nieszczęśnik został zabity przez jednego z pięciu pokrzywdzonych krewniaków. Na to wskazywałaby logika, nieprawdaż?

Latimer otworzył usta i chciał odpowiedzieć, jednak zamilkł i przysłuchiwał się dalszej części opowieści. Haki kontynuował nie kryjąc zadowolenia:

-              I tutaj ukryłem haczyki

-              Haczyk?

-              Lord nie został zabity przez żadnego z krewnych. W istocie mordercą był kamerdyner Lorda, który odkrył, iż jego żona zdradza go z Robinsonem! I co sądzi pan o moim pomyśle?

-              Stworzona przez pana fabuła jest nad wyraz zaskakująca!

Pułkownik wyciągnął się na krześle i z zadowoleniem patrzył na Latimera.

-              Tak jak powiedziałem wcześniej, to tylko zaczątek całej historii. jednak już teraz cieszę się, iż zyskałem pana uznanie. Oczywiście mogę przedstawić panu wszystkie szczegóły intrygi, ponieważ opracowałem każdy detal historii. Zagadka kryminalna jest rozwiązywana przez Wysokiego Komisarza Scotland Yardu. Komisarz zakochuje się w jednej z podejrzanych krewniaczek Lorda i dla jej dobra postanawia czym prędzej zakończyć śledztwo. Moja historia jest również dość romantyczna, jednak jak nadmieniłem wcześniej, każdy najmniejszy detal opowieści został przeze mnie spisany.

-              Przeczytam wszystkie pana notatki z największą przyjemności. - zapewnił Latimer.

-              Miałem nadzieję, że zareaguje pan właśnie w ten sposób. Czy dysponuje pan wolnym czasem?

-              Oczywiście!

-              Zatem zapraszam pana do mojego biura, gdzie pokażę panu wszystko, nad czym pracowałem. Moje notatki sporządziłem w języku francuskim.

Latimer zawahał się przez chwilę, lecz wkrótce doszedł do wniosku, iż i tak nie ma nic do roboty. Wizyta w biurze tajemniczego pułkownika mogła być nader interesująca.

-              Z przyjemnością udam się do pańskiego biura.

Biuro pułkownika znajdowało się na ostatnim piętrze budynku, który z zewnątrz mógł uchodzić za tani hotel. Wnętrze zdradzało jednak, iż budowla jest jednym z rządowych gmachów miasta Galata. Pułkownik zajmował spory pokój na końcu korytarza. Po wejściu do biura Latimer i Haki zastali pochylonego nad biurkiem urzędnika. Urzędnik niezwłocznie stanął na baczność i powiedział coś po turecku. Pułkownik odpowiedział w ojczystym języku i po chwili urzędnik pośpiesznie wybiegł z pomieszczenia. Latimer rozejrzał się wokół. Nieopodal biurka stało kilka niewielkich krzeseł i amerykańska chłodziarka do wody. Pokój był niemal pusty, a podłoga pomieszczenia była wyłożona sizalową wykładziną. Zielone żaluzje zawieszone na oknach blokowały dostęp promieni słonecznych do wnętrza. W pokoju panował przyjemny chłód, który wydawał się orzeźwiać pisarza zmęczonego podróżą rozgrzanym do czerwoności samochodem pułkownika.

Pułkownik zaproponował Latimerowi spoczynek, poczęstował go papierosem i przystąpił do przeszukiwania szuflady ukrytej pod blatem biurka. Po kilku minutach wyciągnął z niej dwie zapisane kartki papieru i podał je pisarzowi.

-              Panie Latimer, oto moja powieść. Jej roboczy tytuł to „Zagadka

zakrwawionego testamentu”, jednak wierzę, iż pisarz pana formatu

zechce znaleźć lepszą i bardziej intrygującą nazwę dla całej historii.

Z przykrością stwierdzam, iż najlepsze tytuły zostały wykorzystane przez innych pisarzy, jednak postaram się zaproponować własne pomysły na nazwę dzieła. Proszę, aby przeczytał pan moje zapiski i podzielił się ze mną swymi uwagami. Jeżeli uzna pan, iż moja historia wymaga korekty, zmian lub ulepszenia, przystanę na wszelkie rozsądne propozycje.

Latimer przystąpił do czytania brudnopisu pułkownika, podczas gdy Haki siedział na biurku i nerwowo wymachiwał w powietrzu swymi długimi nogami. Latimer dwukrotnie przeczytał szkic kryminału i poczuł wewnętrzne zakłopotanie, ponieważ kilkakrotnie musiał powstrzymać się od spontanicznego śmiechu. Właśnie w tej chwili zrozumiał, iż wizyta w biurze pułkownika była tragicznym błędem. Wiedział również, iż w tej sytuacji nie pozostało mu nic innego jak szybka ewakuacja.

-              W tej chwili trudno mi sugerować ewentualne zmiany. - odrzekł skrupulatnie ważąc słowa - Muszę najpierw przemyśleć opisaną historię i zastanowić się, czy wymaga ona ulepszeń lub zmian. W istocie, należy zwrócić uwagę na wiele szczegółowych kwestii. Przykładowo musimy zastanowić się, czy historia w obecnym kształcie jest zgodna z procedurami brytyjskiej policji.

-              Tak, tak, oczywiście. Rozumiem! - pośpieszenie odpowiedział pułkownik zeskoczywszy z biurka i zająwszy miejsce na krześle obok Latimera - Jednak wierzę, iż uda się panu wykorzystać mój pomysł.

-              Z całego serca pragnę panu podziękować za okazane zaufanie, pułkowniku! - Latimer odpowiedział wymijająco.

-              To głupstwo mój przyjacielu! Mam jedynie nadzieję, że prześle mi pan kopię powieści, gdy ta zejdzie z maszyny drukarskiej. - pułkownik odwrócił się i podniósł słuchawkę telefonu - Zaraz zrobię

dla pana kopię moich notatek.

Latimer rozluźnił się i wygodnie usiadł na krześle. Pomyślał, iż za chwilę uda mu się wydostać z nadspodziewanie dusznego biura - wykonanie kopii notatek nie mogło trwać długo. Pisarz przysłuchiwał się rozmowie telefonicznej i dostrzegł, iż pułkownik niespodziewanie zmarszczył czoło. Haki odłożył słuchawkę i wrócił do towarzysza.

-              Pozwoli pan, iż najpierw zajmę się pewną nie cierpiącą zwłoki sprawą.

-              Oczywiście pułkowniku!

Pułkownik otworzył leżącą na biurku teczkę i pośpiesznie przejrzał jej zawartość. Po chwili wybrał jedną z licznych kartek papieru i studiował ją z uwagą. Drzwi biura otworzyły się i do pokoju wkroczył umundurowany urzędnik i wręczył pułkownikowi cienką, żółtą teczkę. Pułkownik przyjął przesyłkę i położył ją na biurku. Po chwili wręczył urzędnikowi kartki papieru zawierające skrót potencjalnego kryminału. Urzędnik oddał przełożonemu należyte honory i wyszedł z biura Hakiego. W pokoju zapanowała cisza.

Latimer spojrzał ukradkiem na biurko pułkownika bawiąc się przy tym niedopalonym papierosem. Haki z wolna przeglądał zawartość tajemniczej teczki. Na twarzy pułkownika zagościły emocje, których Latimer nie dostrzegł podczas wcześniejszej rozmowy. Pułkownik w skupieniu rozmyślał o informacjach opisanych na arkuszach skrytych w teczce. Poza, którą przyjął pułkownik i wyraz jego twarzy sprawiały, iż oczami wyobraźni Latimer dostrzegł w nim doświadczonego i przebiegłego kocura, który czai się na młodą i niedoświadczoną mysz. Właśnie w tej chwili Latimer zrewidował swe wcześniejsze założenia dotyczące pułkownika. W głębi poczuł nawet głęboką litość dla człowieka, który nieświadomie wystawił się na pośmiewisko, jednak po chwili zrozumiał, iż pułkownik nie jest osobą, która u innych poszukuje uznania czy aprobaty. Latimer obserwował długie, pożółkłe palce pułkownika, które ostrożnie przerzucały kartki spięte w folderze. Po chwili pisarz przypomniał sobie słowa wypowiedziane wcześniej przez znajomego bankiera: „Inni mówili, że Haki był inicjatorem tortur, którym poddawano jeńców i więźniów wojennych”. Latimer zrozumiał, iż widzi prawdziwe oblicze pułkownika. Haki nagle podniósł wzrok, spojrzał na Latimera i w zadumie skupił spojrzenie na jego krawacie.

Przez chwilę Latimer był przekonany, iż pułkownik nie przygląda się garderobie, a w istocie stara się odczytać jego myśli. Po kilku minutach pułkownik skupił wzrok na twarzy towarzysza i uśmiechnął się sprawiając, iż w umyśle Latimera odezwało się nieuzasadnione poczucie winy. Pułkownik spojrzał w oczy pisarza i rzekł:

- Ciekawe, czy zainteresowałby się pan rozwikłaniem zagadki prawdziwego morderstwa, panie Latimer.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin