Tomasz Duszyński
PRODUKTUBOCZNY
Spis treści:
Druga opcja
Produkt uboczny
Chrononauta
Śmierć to zwykłe marnotrawstwo materiału
To pana SHOW, panie Mackormik
Serdelek na wakacjach
Monice, rodzicom i przyjaciołom
DRUGA OPCJA
Hank Dermann został wypluty z wagonika miejskiej komunikacji powietrznej na wąski, wypełniony mrowiem głów peron. Tłum ludzi spieszących do pracy wchłonął go niczym żywy organizm i poniósł w kierunku ruchomych schodów. Mężczyzna uchwycił się kurczowo poręczy, z trudem utrzymując równowagę. W dłoni wciąż trzymał poranną gazetę, a właściwie to, co z niej zostało. Usilnie próbował przeczytać ją w wagonie. Bezskutecznie, tłok był zbyt duży. Zanim zerknął na pierwszą stronę, współpasażerowie zdążyli dziennik doszczętnie zgnieść i porwać. Nie pozostało mu nic innego, jak wepchnąć papierową kulę do kieszeni płaszcza i rozejrzeć się wokół siebie.
Przy schodach, jak co dzień, musiał zdwoić czujność. Nie mógł przeoczyć właściwego zjazdu. Od wielu lat pracował na poziomie minus piętnastym. Gdyby zjechał w głąb, na przykład do minus dwudziestego, musiałby poświęcić kilkadziesiąt minut na przepchnięcie się w tym tłumie i powrót w górę. Jego spóźnienia na pewno nie potraktowano by w pracy ze zrozumieniem, a przecież wiedział, jak piekielnie trudno było o pracę. Takie czasy.
Zielone neony z numerem oznaczającym poziom piętnasty rozbłysły nad głowami podróżujących. Przysunął się do barierki, przepuszczając po swojej lewej stronie ludzi zjeżdżających niżej. Uniósł stopę i ostrożnie przeskoczył na boczny chodnik. Dopiero wtedy się rozluźnił. Odsunął mankiet płaszcza, sprawdzając czas na zegarku. Doskonale. Po raz kolejny postąpił właściwie, wybierając wcześniejszy rozkład lotu. W ten sposób nie odczuł blisko dwugodzinnego opóźnienia wywołanego powietrznymi korkami.
– Hank? – z tyłu dobiegł go znajomy głos.
Obrócił się, próbując zrobić miejsce koledze z pracy. Mati Tobolski był korpulentnym mężczyzną w nieokreślonym wieku. Z wprawą, o jaką trudno byłoby go podejrzewać, użył teczki i łokci, aby rozepchnąć dzielących ich ludzi, i znalazł się obok Dermanna.
Ruchomy chodnik właśnie wysunął się z terminalu. Znaleźli się wśród setek tysięcy głów na hałaśliwej arterii poziomu piętnastego.
– Zrobiłem tak, jak mi radziłeś, szczęściarzu... – powiedział Tobolski.
– Nie rozumiem... – Hank uśmiechnął się krzywo na przywitanie. Popatrzył w górę. Na ekranie imitującym niebo, zawieszonym wysoko ponad...
renfri73