Wendt Herbert Śladami Noego A5.doc

(76539 KB) Pobierz
Śladami Noego




Herbert Wendt

Śladami Noego

 

Przetłumaczyła z niemieckiego Teresa Berken

Obwoluta, okładka, karta tytułowa Krystyna Tarkowska

Tytuł oryginału Auf Noahs Spuren. Die Entdeckung der Tiere.

Wydanie oryginalne 1956

Wydanie polskie 1963

Opracowanie wersji elektronicznej: entlik

 

 


W drugiej z kolei (po Szukałem Adama) przełożonej na język polski książce Wendt kreśli fascynujące dzieje odkrywania i poznawania zwierząt. Bohaterami tej opowieści są ludzie wszystkich czasów - od człowieka jaskiniowego, który na ścianach pieczar kreślił nieudolne rysunki zwierząt, aż do uczonych i odkrywców naszych dni. W korowodzie tym przesuwają się przed nami postaci malarzy, misjonarzy, żeglarzy, myśliwych, konkwistadorów, przypadkowych odkrywców, którzy w pogoni za zwierzętami docierali do najodleglejszych zakątków ziemi i odkrywając wciąż nowe gatunki zwierząt potrafili odtworzyć dzieje rozwoju istot żywych: wielkie przedhistoryczne wędrówki zwierząt, powstawanie i zanikanie mórz, pomostów lądowych i kontynentów oraz przedziwną faunę dawno minionych epok. Autor opisuje fascynujące dzieje narodzin zoologii i pokazuje, jak zostały zdemaskowane niektóre dziwne potwory, takie jak smoki i jednorożce, które okazały się realnymi gatunkami zwierzęcymi, inne zaś, choćby Yeti - pozostają nadal niewyjaśnioną zagadką.


Spis treści:

Przedmowa              7

Księga pierwsza Gabinet osobliwości              10

Oko w oko z dziką przyrodą              11

Dzicy ludzie pod Rydwanem Bogów              30

Czołgi starożytności              50

Jednorożec i nosorożec              74

„...osobliwie cudaczne zwierzę”              99

Menażeria Wielkiego Chana              115

Diabły morskie i dziwne potwory.              134

Księga druga Skarbiec przyrody              157

„ ...ku uciesze serca i oczu”              158

Tur - zwierzę nieznane              171

„Rozrywki entomologiczne”              197

Rajskie ptaki, polityka i śmierć tropikalna              218

Smok morski i „człekorybka”              237

Ptak Rok              260

Zaczęło się to niegdyś w Gondwanie              275

Księga trzecia Nowe światy              297

W zwierzyńcu Montezumy              298

Tajemnica z Ultima Esperanza              328

Fruwające klejnoty              349

Skandal wokół fałszywego małpoluda              368

Zastrzeżenia przeciw dwojakiej istocie              388

Ptaki we fraku              411

O zgrozo, co się w tych głębiach dzieje!              429

Księga czwarta Kontynent żywych skamieniałości              453

Niejasne poglądy na pewne zwierzę              454

Paradoksalny pysk              467

Australijskie zagadki zwierzęce              486

Łosoś z rzeki Burnetta ma płuco              504

Ostatni Jaszczur              520

Wiele hałasu wokół niesamowitego ptaka              532

Martwy ptak powraca do życia              547

Księga piąta Złociste łąki, zaklęte królestwa.              562

Gubernator i jego tapir              563

Trzy razy orang              588

Demony w śniegu              607

Biały niedźwiedź pana Li              631

Zakazane spojrzenia przez mur              648

O rotmistrzu, który pomylił konia z osłem              657

Smoki z Komodo              676

Księga szósta Tam-tam w afrykańskiej dżungli              688

Kongijskie legendy              689

Przedziwne opowieści pana DuChaillu              711

Rozszyfrowanie starej Afryki              734

Baśniowe zwierzę wyłania się z puszczy              753

„Miłe zwierzątko schwytane!...”              775

Dwa nieznane pióra na głowie Murzyna              792

Ballada o czworonożnej rybie              804


 

Noe ocala świat zwierzęcy przed potopem

Fragment obrazu Roelandta Savery’ego


Przedmowa

Przez splątany las podzwrotnikowy, pełen zatęchłych bagiennych wyziewów, przedziera się człowiek - młody człowiek nawykły do wielkomiejskich wygód. Poszukuje potwora, który podobno mieszka w tym rozprażonym gąszczu. Nic go właściwie nie upoważnia do tego przedsięwzięcia poza jego własnym przekonaniem, że badaczowi jednej tylko władczyni służyć wolno - Prawdzie. Znane mu są legendy, klechdy i budzące grozę opowieści o tym stworzeniu, na którego trop natrafił. Nie dowierza im jednak. Wie bowiem, że człowiek bywa aż nadto skłonny do wymyślania sobie nieludzkich demonów, aby usprawiedliwić własną demoniczność. Aż tu nagle, z głębi poszycia odzywa się głuchy pomruk, jakaś włochata pierś dudni pod uderzeniami potężnych pięści, jak gdyby przebudziła się znienacka cała podziemna Afryka starodawnych baśni. Oto William Windwood Reade natrafił na bestię, której szukał, i może przekonać się naocznie, co jest prawdą, a co legendą. Stanął w obliczu goryla.

Wielu innych badaczy wdzierało się w podobny sposób w głąb puszcz i stepów, pustyń lodowych i gór, przemierzało oceany, pogrążało się w morskie głębiny lub torowało sobie drogę kilofem i łopatą, aby dotrzeć do zamierzchłych praczasów i odkryć zwierzę - starszego brata człowieka, jak wyraził się niegdyś Johann Gottfried Herder. Byli między nimi miłośnicy prawdy i sceptycy, poszukiwacze przygód i trzeźwi realiści, genialni naukowcy i romantyczni dyletanci, myśliwi, łowcy zwierząt, konkwistadorzy, urzędnicy i przypadkowi odkrywcy. Na podstawie nikłych wskazówek potrafili dotrzeć do tego, co się za nimi kryło, i rozwiązać zagadkę legendarnych potworów. Z drobnych poszlak wysnuwali przypuszczenia, które doprowadziły ich do zaskakujących wniosków. Potrafili odtworzyć dzieje rozwoju istot żywych, wielkie przedhistoryczne wędrówki zwierząt, powstawanie i zanikanie mórz, pomostów lądowych i kontynentów, przedziwną faunę dawno minionych epok Ziemi. Niniejsza książka zawiera opowieść o ich poczynaniach i osiągnięciach, odkryciach i pomyłkach, twierdzeniach i błędach.

Zoologia była od dawien dawna niezwykle urozmaiconą i pasjonującą nauką. Jej przedmiotem bowiem jest żywe stworzenie, złożone - jak my - z krwi i kości, oddychające i czujące jak my, i często również jak my - napastliwe. Od niepamiętnych czasów człowieka i zwierzę łączyły przeróżne więzy - zarówno magiczne, kulturalne i gospodarcze, jak przyjacielskie. Przy pomocy zwierząt zbudowano imperia, ustroje gospodarcze i religie. Polowanie na zwierzęta doprowadziło do odkrycia nowych lądów i części świata. Aż w końcu badanie zwierząt odsłoniło przed nami naszą własną przeszłość. Do dziś jeszcze nie zatracił człowiek zbożnego lęku, jakim go, w zaraniu dziejów przejmowały tajemnice, cuda i groza świata zwierzęcego. Podobnie jak ongiś bajał o smokach i jednorożcach, tak dziś szepce o istnieniu niesamowitego węża morskiego i przeraźliwego człowieka śniegu z Himalajów. Zajmiemy się tu również tropieniem tych potworów.

Człowiek jednak jest nie tylko myśliwym i odkrywcą, panem i poskromicielem zwierząt. Jako istocie obdarzonej rozumem, została mu również powierzona rola włodarza zwierzęcego świata. Podaje to już Biblia w pierwszej księdze Mojżeszowej w rozdziałach od VI do VIII. Oto co głosi: I ze wszech zwierząt wszelkiego ciała, po dwojgu wwiedziesz do korabia, aby zostały żywe z tobą: samca i samicę[1].

Zachowanie gatunków, wielki czyn biblijnego Noego, należy do najszlachetniejszych zadań nauki o zwierzętach. Toteż trudno o lepsze motto do niniejszej książki aniżeli to piękne i zobowiązujące przykazanie, które według biblijnej opowieści otrzymała nowa ludzkość po zakończeniu potopu: Wszystkie zwierzęta, które są u ciebie ze wszego ciała, tak w ptastwie jako i w bestyach, i we wszelkich płazach, które płazają po ziemi, wywiedź z sobą, a wnidźcie na ziemię: Rośćcie i mnożcie się na niej.

Długi wykaz wytępionych zwierząt dowodzi jednak, iż człowiek nie zawsze działał zgodnie z tą zasadą. Jednakie dzisiejsza zoologia, która w coraz to większej mierze zajmuje się życiem zwierząt na swobodzie, ich zachowaniem się i naturalnymi warunkami bytowania, kroczy mimo, wszystko śladami Noego.


Księga pierwsza
Gabinet osobliwości

W krainach leżących na południu działa właściwe źródło życia - potęga słońca, która powoduje powstawanie wielu różnorodnych, pięknych i osobliwie ukształtowanych gatunków zwierzęcych. Tubylcy opowiadali o tych zwierzętach tyle rzeczy niewiarygodnych i zdumiewających, że nie tylko my, ale i każdy inny poczytałby ich za kłamców.

DIODOR SYCYLIJSKI OK. 30 r. n.e.

 


Oko w oko z dziką przyrodą

Człowiek w średnim wieku, okryty skórą zwierzęcą, ze sznurem muszelek na ogorzałej szyi, przykucnąwszy w jaskini, mieszał przy chwiejnym płomyku palącego się tranu sproszkowany czerwony żelaziak ze świeżą krwią żubra. Być może mamrotał przy tym jakieś zaklęcia, być może wprowadził do mieszanki kilka włosów lub trochę tłuszczu nerkowego z ciała jakiegoś zwierzęcia-totema, które pragnął zaczarować na jaskiniowej ścianie, aby zapewnić sobie powodzenie w łowach lub płodność dba swego, szczepu. Następnie zanurzył palce w farbie, podszedł do ciemnego wgłębienia i jednym pociągnięciem wymalował na wilgotnym wapieniu wygiętą linię żubrzego grzbietu.

Kiedy 11 kwietnia 1895 roku mały chłopak z południowej Francji, Gaston Berthoumeyrou zapędził się na 200 m w głąb jaskini Les Eyzies i ujrzał nagle na jej ścianach jakieś osobliwe obrazy, nie domyślał się nawet, że czarownik z pradawnej myśliwskiej hardy wymalował je tu przed dwudziestu tysiącami lat. Zdumiał się tylko. Zdumiał się również właściciel jaskini monsieur Berniche. Zdumiał się także prehistoryk Emile Riviere - a wraz z nimi cały świat. I dziś jeszcze zwiedzający stają lub pochylają się zdumieni przed freskami, rytymi rysunkami i rzeźbami z lodowcowych jaskiń południowej Francji, Hiszpanii i Włoch. Rozpoznają tu mamuty, nosorożce !włochate i żubry, tabuny dzikich koni i stada jeleni, ryczące lwy jaskiniowe, ociężałe niedźwiedzie jaskiniowe. A myślami cofają się po omacku ku owym odległym praczasom, kiedy to ludzie poczęli zwierzę malować, zaczarowywać, podnosić do godności totemu, słowem - odkrywać.

Od czasu pojawienia się malowideł jaskiniowych rozpoczynają się dzieje badań zoologicznych. Obrazy malowane przez ludzi z epoki lodowej były bowiem nie tylko (jak to ,niegdyś twierdzili prehistorycy filozoficznego kierunku) wyrazem czarów i magii; niewątpliwie służyły również całkiem realnym, praktycznym celom jako pomoce naukowe na lekcjach szkolnych. Na przykład w pirenejskiej jaskini Niaux znajduje się dokładna, jak gdyby z podręcznika wyjęta kopia racic żubra. W innych jaskiniach widzimy znów naturalistyczne obrazy walk godowych i miłosnych igraszek różnych zwierząt łownych. Spotyka się również rysunki, na których zaznaczone jest serce i trzewia mamuta czy jelenia, inne znów obrazujące, w jaki sposób można zwierzynę upolować za pomocą potrzasków, włóczni lub harpunów. Starodawni mędrcy, czarownicy i znachorzy z epoki lodowej, posługując się przykładowo ilustracjami, pouczali młodzież o wszystkim, co ówczesny człowiek wiedział o magicznym znaczeniu i praktycznym wykorzystaniu otaczających go zwierząt. Nie inaczej zresztą postępowali mędrcy pierwotnych ludów czasów późniejszych, którzy pielęgnowali wśród swych plemion kult zwierząt i utrwalali wyobrażenia o nich. Aż ,do czasów średniowiecza, a nawet odrodzenia, wszystkie wielkie dzieła zoologiczne kulturalnych narodów będą w takim właśnie aspekcie ujmowane i ilustrowane.

Człowiek z epoki lodowej przedstawił tu w genialnym, niemal abstrakcyjnym uproszczeniu stado reniferów

 

Człowiek kromanioński późnej epoki lodowej malował w swych kultowych jaskiniach gatunki zwierzęce, których nie trzeba było odkrywać; jak daleko ludzkość sięgała pamięcią, były one jej już znane. Żyły w dolinach rzecznych położonych poniżej grot mieszkalnych, w stepach, tundrach i lasach, które hordy przemierzały od niepamiętnych czasów, a tym samym należały do środowiska, do powszedniego życia myśliwskich ludów Europy. Wszystko to uległo zmianie, kiedy po stajaniu lodów plemiona wyruszyły na wędrówkę, na podbój nowych obszarów.



 

 

 

 

 

Kult zwierząt i wyobrażenia o nich w czasach przedhistorycznych: myśliwy przebrany za byka wykonuje magiczny taniec

 

 

 

 

 

 

 

 

Naraz stanęły oko w oko z osobliwymi zwierzętami, wyglądającymi zgoła inaczej niż swojska zwierzyna dawnej ojczyzny, zwierzętami, o których początkowo nie były w stanie powiedzieć, czy są smaczne lub niejadalne, pożyteczne czy groźne, dające się lub nie dające łatwo upolować. Natrafiły one w północnej Afryce na żyrafy i antylopy, w Azji na bawoły i żółte dzikie osły-onagry, a w Ameryce nawet na tapiry i leniwce olbrzymie. Potrzeba było długoletniej wprawy i doświadczeń, zanim się dowiedziały, jak należy z tymi stworzeniami postępować i w jaki sposób włączyć je w swe codzienne bytowanie.

Święty ibis Egipcjan, uchodzący za symbol życiodajnych wód Nilu, był czczony jako bóstwo. W jednej z piramid w Sakkarze znaleziono tysiące mumii ibisów. Na prawo u góry ibisowy hieroglif

 

W owych to czasach narodziły się mity zwierzęce, klechdy o osobliwych potworach, żyjących poza obrębem plemienia. W owych to czasach pojawił się badacz, poszukiwacz przygód, który trawiony świętą ciekawością wyruszał na odkrycie nowych gatunków zwierzęcych, by w miarę swych sił i możliwości przedstawić je ku zdumieniu świata. Zarówno ciekawość, jak i tworzenie mitów nie wygasły po dziś dzień i niby czerwona nić ciągną się poprzez dzieje zoologii, a tym samym i poprzez tę książkę. Dziesięć tysięcy lat po epoce artystów jaskiniowych z południowej Francji jakieś nieznane, prawdopodobnie również z obszaru śródziemnomorskiego pochodzące ludy stepowe wyrysowały stada zwierzęce afrykańskiej sawanny na ścianach skalnych masywów Tibesti i Hoggaru na Saharze. Wkrótce potem na skałach wschodnio- i południowoafrykańskich pojawiły się podobne freski. Wszędzie u plemion, zarówno koczowniczych, jak rolniczych, czarownicy i szamanowie wprowadzali nowe odmiany ceremoniału oddawania czci zwierzętom. A pięć tysięcy lat później egipscy kamieniarze siedzieli nad wielkimi bryłami wapienia (powstałego zresztą ze szczątków kopalnych pierwotniaków w okresie średniowiecza Ziemi, o czym jednak oni nie wiedzieli), ryjąc na ich powierzchni wizerunki świętych zwierząt: byka Apisa, sokoła, sfinksa, ibisa, krokodyla, ichneumona, skarabeusza. Nad Nilem, nad Indusem i w Mezopotamii człowiek począł obłaskawiać i hodować zwierzęta, a zarazem trzymał je jako maskoty w swych świątyniach i domach.

Kult świętego byka rozprzestrzenił się aż do Indonezji i Afryki południowej. W Persji czczono psa, w Indiach małpę, w krajach północnych niedźwiedzia, konia, orła i kruka. Spośród mnogości odmian zwierzęcych ludzkość wybrała sobie niektóre jako kultowe symbole, inne przybrała sobie za towarzyszy na łowach, pomocników na roli, dostarczycieli mięsa i wełny, wierzchowce i zwierzęta juczne. Zwierzę stało się zarazem bogiem i bogactwem. Jeszcze Rzymianie obliczali swój majątek na podstawie swych capita, czyli pogłowia bydła.

Ale nie wygasła ciekawość, zbożny lęk przed nieznanym, szlachetna radość odkrywania i poznawania. Kulturalne narody starożytności zaczynały odkrywać coraz to nowe kraje, nowe góry, rzeki, lasy, plemiona i zwierzęta. Co się właściwie stało z gryfem? A co z jednorożcem u Indów? Kim był ów mięsożerny byk troglodytów[2], o skórze koloru płomienia, oczach skrzących się błyskawicami i bardziej przenikliwych od oczu lwa, którego nie mogło pokonać nawet wszystko zwyciężające żelazo - jak podaje grecki historyk Diodor. W IV w. p. n. e. nie poprzestawano już wyłącznie na odtwarzaniu zwierzęcych mitów i powtarzaniu łowieckich bajek; nowo odkryte stworzenia poczęto systematycznie badać.

Przyroda - pisał w owych czasach pewien mądry człowiek, niedościgniony wzór wszystkich przyrodników następnych dwóch tysiącleci - dostarcza przy głębszym naukowym wglądzie nieopisanych radości każdemu, kto zdoła rozpoznać przyczyny i posiada prawdziwą naturę badacza. W każdym tworze przyrody tkwi coś cudownego. Toteż do badania każdego poszczególnego żywego stworzenia nie należy przystępować z ponurym obliczem, ale z przeświadczeniem, że w nich wszystkich jest zawsze coś naturalnego i pięknego. Człowiekiem, który tymi słowy uczył przyrodników radosnego podziwu, był Arystoteles. Jego dziesięciotomowe dzieło Historia zwierząt, jakkolwiek obejmowało zaledwie pięćset gatunków, jednak zapoczątkowało erę ścisłego przyrodoznawstwa. Arystoteles bowiem począł już badać i katalogować zwierzęta. Głowił się nad zagadnieniem ich powstawania, ich stadiów rozwojowych w matczynym łonie i łączących je więzów pokrewieństwa. Był pierwszym badaczem, który postawił sobie pytanie, czy kształt i postać istot żywych nie jest zależna od wpływów środowiska. Zwłaszcza umiał znakomicie analizować ówczesne sprawozdania przyrodnicze i podróżnicze, przywożone ze Wschodu i sprawdzać ich wiarygodność.

Egipcjanie wierzyli, że skarabeusz powstaje z mułu nilowego. Z tego powodu uosabiał on odwieczną siłę twórczą

 

Poza zwierzętami krajów śródziemnomorskich, do których wówczas zaliczano także lwy, pantery i małpy, Arystotelesowi znane były słonie i nosorożce, opisane przez Ktesjasza z Knidos, nadwornego lekarza perskiego króla Artakserksesa II. Dzięki swemu stałemu dostawcy zwierząt, przyrodnikowi Kallistenesowi, poznał Arystoteles później jeszcze inne stworzenia Wschodu. Działalność Kallistenesa podczas azjatyckiej wyprawy wojennej Aleksandra Wielkiego nie trwała jednak długo, ku zmartwieniu Arystotelesa dopuścił się bowiem obrazy majestatu i ściągnął na siebie gniew królewski, wskutek czego zakończył życie w więzieniu. W ciągu trzech następnych stuleci zarówno greccy, jak rzymscy i wschodni podróżnicy wciąż dostarczali nowych osobliwych zwierząt z Indii i Afryki. Toteż grecki historyk Diodor, żyjący w Rzymie za czasów Cezara i Augusta, mógł wreszcie zasiąść do pisania swej czterdziestotomowej Bibliotheke, w której jako pierwszy wybitny historyk przyrody przedstawił antycznemu światu całą menażerię niesamowitych olbrzymich wężów, osobliwych żyraf, pawianów o psich głowach, zwinnych gepardów i dzikich hien. W pracy Diodora prawda i fałsz przeplatają się w przedziwny sposób. Podaje na przykład, że pytony są to tak wielkie węże, iż zwinięte w kłębek wyglądają z daleka jak pagórki. Nosorożce - pisze - wojują nieustannie ze słoniami, podrzynają im podstępnie brzuchy, a sfinksy mają postać mniej więcej taką, jak się ją maluje, tyle tylko, że są gęsto owłosione, łagodne, niezwykle chytre i przy umiejętnym traktowaniu łatwe do oswojenia. Pisząc o sfinksach Diodor miał zapewne na myśli karakale, afrykańsko-azjatyckie rysie stepowe, które Egipcjanie oswajali, trzymali na dworach i używali do łowów na drobną zwierzynę. Hienę przedstawia Diodor w sposób następujący: Etiopowie zwą ją krokotta; łączy ona w sobie naturę psa i wilka, jednak cechuje ją dzikość straszliwsza aniżeli obu tych zwierząt. Ma uzębienie o wiele potężniejsze niż wszystkie inne drapieżce. Potrafi zgruchotać najgrubsze nawet kości, a cokolwiek by pożarła, żołądek jej trawi to z łatwością. Niektórzy, chętnie prawiący swym słuchaczom różne bajki, opowiadają, że hieny potrafią naśladować glos człowieka. Nam jednak nikt tego nie wmówi.

Mnie natomiast - pomyślał niebawem w tymże samym Rzymie późniejszy przyrodnik - nikt nie wmówi również tego wszystkiego, co grecki historyk tu powypisywał. Głosił ten pogląd cesarski urzędnik, pisarz i uczony Caius Plinius Secundus Maior. Postanowił on przejrzeć ni mniej, ni więcej tylko dwa tysiące tomów zawierających opisy historyczne, podróżnicze i przyrodnicze z czasów minionych i ówczesnych, by wykorzystać je dla swej trzydziesto...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin