Anna Bichalska - Czarci most.pdf

(1111 KB) Pobierz
Redakcja
Anna Seweryn-Sakiewicz
Projekt okładki
© Pracownia WV
Ilustracja na okładce
© mythja/istockphoto.com
Redakcja techniczna, skład, łamanie oraz opracowanie wersji elektronicznej
Grzegorz Bociek
Korekta
Urszula Bańcerek
Wy danie I, Chorzów 2014
Wy dawca: Wy dawnictwa Videograf SA
41-500 Chorzów, Aleja Harcerska 3c
tel. 32-348-31-33, 32-348-31-35
fax 32-348-31-25
office@videograf.pl
www.videograf.pl
Dy stry bucja wersji drukowanej: DICTUM Sp. z o.o.
01-942 Warszawa, ul. Kabaretowa 21
tel. 22-663-98-13, fax 22-663-98-12
dystrybucja@dictum.pl
www.dictum.pl
© Wy dawnictwa Videograf SA, Chorzów 2014
tekst © Anna Bichalska
ISBN 978-83-7835-387-4
Rozdział 1. Powroty
I
Od godziny przewracał się z boku na bok. Wydawało mu się, że jego uszy znów wypełnia ten dźwięk.
Przypominał szepty i ciche skargi. Od prawie dwudziestu lat nie słyszał ich tak wyraźnie. I tak wielu. Coś
było nie tak. Czyżby to Brama? A może w końcu zaczął wariować? Nie. Jeśli przetrwał tamto, co stało
się przed osiemnastu laty, to chyba nic już nie mogło doprowadzić go do szaleństwa.
Powoli świtało. Janina spała obok, widział jej siwe włosy rozrzucone na poduszce. Tyle lat już ze
sobą spędzili. Janowi przez chwilę wydawało się, że widzi tę młodą twarz, co niegdyś, kiedy po raz
pierwszy ją zobaczył. Jakby wyczuła, że właśnie na nią patrzył, bo w tej samej chwili otworzyła oczy.
— Nie śpisz? — zapytała.
— Nie, nie mogę.
Uniosła głowę i spojrzała na zegarek.
— Jeszcze wcześnie. Piąta.
Westchnął i utkwił wzrok w suficie.
— Znowu miałeś te sny? — Zaniepokojona dźwignęła się z poduszki.
— Nie — uspokoił ją.
Nie chciał jej mówić, że w rzeczywistości było gorzej. Że znowu słyszał te przeklęte głosy. Nie chciał
jej martwić. Chociaż Janina i tak nie zdawała sobie sprawy z tego, co to mogło oznaczać. Tak było lepiej.
— W gardle mi zaschło. Muszę się czegoś napić.
Podszedł do stolika i sięgnął po szklankę z wodą, a potem upił kilka łyków. Odsłonił na chwilę rolety.
— Chyba będzie dziś ładny dzień — powiedział i wrócił do łóżka.
— Wszystko dobrze? — zapytała z troską i pogładziła go po ramieniu.
— Tak. W porządku — skłamał. — Śpij. — Pogłaskał ją po dłoni. — Ja też spróbuję.
Starał się rozluźnić i nie myśleć o niczym. Głosy po jakimś czasie ucichły. Nadeszły jednak
wspomnienia o Wandzie. Wczoraj był jej pogrzeb. Znał ją tyle lat. Bardzo żałował, że odeszła. Wanda…
To ona powiedziała mu, że te głosy nie muszą oznaczać szaleństwa. Wierzyła w takie rzeczy. On nie
bardzo. Przynajmniej wcześniej, zanim ją spotkał. Zawsze starał się myśleć racjonalnie, jednak w końcu
nie miał wyjścia — musiał uwierzyć. A teraz znowu miał to dziwne przeczucie, dokładnie tak jak przed
osiemnastu laty. Może gdyby wtedy go posłuchał, wszystko potoczyłoby się inaczej. Tak wiele razy o tym
rozmyślał. W końcu, jak zawsze zresztą, doszedł do wniosku, że temu, co się stało, nie dało się zapobiec.
Pewne rzeczy po prostu się dzieją, czy tego chcemy, czy nie.
Zamknął oczy i wreszcie zaczęła ogarniać go senność. Jednak przeczucie pozostało. Nieodparte i
uporczywe przeczucie, że zdarzy się coś niedobrego.
* * *
— Dokąd ma być ta wycieczka? — zapytała mama, pakując kanapki do jego plecaka.
Tomek czuł coraz większe wyrzuty sumienia w związku z tym, co zamierzał zrobić. Ale teraz nie chciał
już się wycofywać. Już postanowił.
— Do Białowieskiego Parku Narodowego — powiedział i przełknął łyk rozmiękczonych płatków
czekoladowych z mlekiem.
— Też byłam tam jako dziecko. To ciekawe miejsce. — Mama podeszła do patelni i zamieszała
jajecznicę.
Tomek skinął głową i zanurzył łyżkę w misce. Najpierw wypijał prawie całe mleko, a potem bełtał w
Zgłoś jeśli naruszono regulamin