Antoni Marczyński - Ulubieniec seniorit.pdf

(694 KB) Pobierz
Antoni Marczyński
ULUBIENIEC SENIORIT
Spis treści
1. W zamku straszy!
2. Kim jest Blanka?
3. Wypadki tej nocy
4. Duch zakochany
5. Więzień
6. Żywcem zagrzebany
7. Dlaczego zemdlała?
8. Wariat na wolności
9. Porwanie Blanki
10. Królestwo szaleńca
11. Na arenie
12. Ulubieniec señorit
Tekst wg wydania z 1942 r.
ROZDZIAŁ I
W ZAMKU STRASZY!
Gościńcem wijącym się wzdłuż brzegu morskiego
pędził samochód, płosząc swoim widokiem nieliczne
kozy i owce pasące się w rowie przydrożnym. Był tylko
jeden rów. Bo od północnej strony, czyli po prawej
ręce samotnego automobilisty, ogradzała drogę
drewniana bariera, poza którą skalisty teren opadał
niemal pionowo ku przepaści; jej dno lizały fale oceanu.
Na rozstajach auto stanęło. Nie było tu żadnej
tablicy, żadnego drogowskazu. Mężczyzna prowadzący
samochód zaklął, wyskoczył na szosę i gestami jął
przyzywać pastuszka, jedynego człowieka, jakiego
mógł dostrzec w tej chwili.
— Hej, mały, którędy trzeba jechać do zamku La
Solana?
— No comprendo, señor.
— Masz tobie! Nie rozumie tuman po francusku…
La Solana! Tędy czy tędy? — kolejno wskazał obie
drogi. — La Solana — powtórzył parę razy.
— Si, señor, La Solana…
— Ale którędy, ośle? Którędy?! W lewo czy
prosto?
— Si, señor… Vaya, usted, directamente!
— Więc prosto. Dobrze, dziękuję. Gracias, czy
jak tam jest po waszemu dziękuję. — Obdarzył
pastuszka jakąś monetą, wsiadł do samochodu i
popędził we wskazanym kierunku, czyli prosto; droga
w lewo wiodła do Bilbao.
Gdy w chwilę później minął zakręt, ujrzał w oddali
ruiny kwadratowej baszty, lecz natychmiast przysłonił
mu widok oliwkowy gaj, który droga przecinała
zygzakiem. Bowiem od zakrętu teren zaczął się stromo
podnosić w górę, tak że bez owych serpentyn,
gzygzaków żaden wehikuł nie mógłby dotrzeć do La
Solana.
Po kilku minutach jazdy w tempie zwolnionym z
konieczności,
srebrnoliste
oliwki
zaczęły
się
przerzedzać, aż zniknęły zupełnie. Dalszą część drogi
tworzyło dno skalistego wąwozu, krótkiego wprawdzie,
lecz wcale głębokiego, potem jeszcze jeden ostry
zakręt i samochód stanął nad brzegiem ogromnego
rowu. Na jego drugim brzegu wznosił się mur tu i
ówdzie dobrze już pokąsany zębem czasu, ale na oko
wyglądający bardzo solidnie.
— Tam do licha! Fosa, mur, baszta,
średniowieczne zamczysko czy jak? Jeszcze tylko
zwodzonego mostu trzeba mi do szczęścia…
Okazało się, że most zwodzony jest również, tylko
automobilista zatrzymał się za wcześnie, należało jechać
dalej wzdłuż fosy.
Most był podniesiony! I zanim go opuszczono,
gość
musiał
się
wylegitymować
Zgłoś jeśli naruszono regulamin