Levitt S. - Superfreakonomia.PDF

(67277 KB) Pobierz
Spis
WYJAŚNIENIA
WSTĘP.
Treści
Jak
połączyć
freaka z
ekonomią?
ROZDZIAŁ
1. Dlaczego uliczna prostytutka przypomina
Świętego Mikołaja
z domu towarowego?
ROZDZIAŁ
2. Dlaczego zamachowcy-samobójcy powinni
wykupić polisę
na zycie?
ROZDZIAŁ
3. Niewiarygodne historie o
obojętności
i altruizmie
ROZDZIAŁ
4
.
Rozwiązanie
jest w
zasięgu ręki
-
proste i tanie
ROZDZIAŁ
5. Co
łączy
Ala Gore' a z wulkanemPinatubo?
EPILOG.
Małpa też człowiek
I
ID
p
,
WYJASNIENIA
Pora
przyznać, że
w naszej poprzedniej
książce skłamaliśmy.
I
to dwukrotnie.
Pierwsze
kłamstwo pojawiło się
we
wstępie,
gdzie
napisaliśmy, że książka
nie ma
„myśli
przewodniej". A
było
to tak.
Mili,
mądrzy
ludzie z naszego wydawnictwa przeczytali
pierwotną
wersję całości
i
podnieśli
krzyk: „Tu nie ma
myśli
przewodniej!". Maszynopis
stanowił
luźny
zbiór historii o
oszukujących
nauczycielach,
dbających
bardziej o siebie
niż
o klientów
agentach
nieruchomości
oraz
handlujących
crackiem maminsynkach. Nie
mieliśmy żadnej
zmyślnej
teorii, na której
można byłoby
to wszystko
oprzeć,
tak aby w
jakiś
cudowny sposób
końcowy
efekt
przewyższał sumę
poszczególnych
części
Zaniepokojenie naszych wydawców tylko
wzrosło,
kiedy
zaproponowaliśmy tytuł
dla tego
miszmaszu:
Freakonomia.
Nawet przez telefon
dało się słyszeć odgłos uderzających
o
czoła
dłoni:
„ Tych dwóch palantów w la
śnie
dostarczyIo maszynopis bez
myśli
prze wo dnie j i z
bezsensownym, wydmnanym
tytułem!".
Czym
prędzej
zasugerowano nam,
byśmy
w opublikowanej
książce
od razu, we
wstępie,
przyznał~ że
nie mamy
myśli
przewodniej.
I
tak
też
w
imię
zachowania spokoju (i zaliczek z a
pracę)
z ro
biliśmy.
Ale tak
naprawdę
Freakonomia
miała myśl przewodnią,
nawet
jeśli
w pie1wsz ej chwili nie
była
ona oczywista, nawet dla nas.
Można ją sprowadzić
do czterech
słów:
Ludzie
reagują
na
bodźce.
Gdybyśmy
chcieli
rozwinąć ją
bardziej,
można
by to
ująć
tak:
Ludzie
reagują
na
bodźce,
chociaż
niekoniecznie
w
sposób przewidywalny
albo oczywisty. Zatem
jednym z
najważniejszych
praw
we
wszechświecie
jest prawo niezamierzonych konsekwencji. Dotyczy to nauczycieli, agentów
nieruchomości
i dilerów
cracku,
a
także przyszłych
matek,
zapaśników
sumo, sprzedawców
bajgli i
członków
Ku-Klux-Klanu.
Tymczasem kwestia
tytułu książki pozostawała nierozwiązana.
Po kilku
miesiącach
i
dziesiątkach propozycj~ między
innymi
Niepowszechne
przekonania
(hm„.),
Wcale
niekoniecznie
(ble) i
Prześwietlenie
promieniami E
(nawet nie pytajcie), nasi wydawcy w
końcu
z
decydował~
że może
Freakonomia
jednak nie jest taka
zła
- a
dokładniej:
jest taka
zła, że może okaże się
dobra.
A
może
po prostu mieli
już
We
dosyć.
„drugie dno wszystkiego". To
było
nasze kolejne
kłamstwo. Byliśmy
pewni,
że rozsądni
ludzie
będą uważali
takie
wyrażenie
z a zamierz
oną
hiperbolę.
Ale niektórzy czytelnicy zrozmnieli je
dosłownie
i
narzekał~ że
nasze historie,
stanowiące dość przypadkową zbieraninę,
wcale nie
traktowały
o „wszystkim".
I
tak,
chociaż
w
tytule
wstępu
nie
chcieliśmy kłamać, okazało się, że
jednak
skłamaliśmy
Przepraszamy.
wstępie obiecywaliśmy także zbadać
„wszystkiego" w pie1wszej
książce, miało
jednak
własną
niezamierzoną konsekwencję: stworzyło potrzebę
powstania drugiej
książki
Ale od razu
zaznaczmy,
że
ta druga
książka
w
połączeniu
z
pie1wszą
nadal nie obejmuje
dosłownie
.
„ wsz ys tk1ego" .
To,
nie
od kilku lat.
Zaczęło się
od tego,
że
jeden z nas (Dubner, pisarz i
dziennikarz)
napisał a1iykuł
o drugim (Levitcie, naukowcu
ekonomiście).
Na
początku
traktowaliśmy się
z
wrogością, choć
uprzejmie.
Połączyliśmy siły
dopiero, kiedy kilku
wydawców
zaczęło
nam
proponować znaczące
kwoty za
książkę. (Pamiętajcie:
ludzie
reagują
na
bodźce
-
a
ekonomiści
i dziennikarze, wbrew powszechnym
wyobrażeniom, też są ludźmi).
z
Przedyskutowaliśmy,
O
że
udało
nam
się
zawrzeć
Współpracujemy
sobą już
baj
upieraliśmy się
jak
podzielić pieniądze.
Niemal natychmiast
znaleźliśmy się
w impasie, bo
przy podziale
SZ
e
ŚĆdziesią
t do
czterdziestu.
Kiedy
zdaliśmy
sobie
sprawę, że
każdy
z
nas
wiedzieliśmy,
że będziemy stanowić
uważa, iż
więc
to ten drugi powinien
dostać
60
procent,
na
fifty-fifty
i
zabraliśmy
do pracy.
zgrany
duet.
Umówiliśmy
się
Nie
czuliśmy
specjalnej presji,
pisząc
pieiwsz
ą książkę,
bo
naprawdę myśleliśmy, że mało
kto
przeczyta. (Ojciec Levitta
podzielał
to zdanie i
stwierdził, że przyjęcie choćby
centa z góry
jest „niemoralne"). Te niskie oczekiwania
dały
nam
swobodę
pisania o wszystkim, co
wydawało
nam
się interesujące.
Czyli
całkiem nieźle się bawiliśmy.
z dziwie ni i zachwyceni, kiedy
książka stała się
hitem
Chociaż
szybkie sklecenie
kontynuacji- na
przykładFreakonomia
dla opornych
albo
Balsam dlafreakonomicznej duszy
-
mogło być
bardzo
opłacalne, chcieliśmy zaczekać, aż
zgromadzimy tyle
mateliałów, że
poz ostanie nam tylko uwiecznienie wszystkiego na
piśmie.
Ten moment wreszcie
nadszedł
i
prawie po czterech latach ukaz uje
się
druga
książka,
która naszym z daniem
może być
lepsza
odpie1wszej.
Oczywiście
to wy zdecydujecie, czy faktycznie tak jest- a
może
stworzone
przez nas drugie
dzieło okaże się
tak kiepskie, jak
miało być, według
obaw niektórych,
p1eiwsze.
Przynajmniej
współpracujący
z nami wydawcy pogodzili
się
z naszym niereformowalnym
złym
gustem: kiedy
zaproponowaliśmy, żeby
nowa publikacja
nosiła tytuł.Superfreakonomia,
nawet
nie
mrugnęli
dobra, to
także dzięki
wam. Jedna z zalet pisania
książek
w erze tak
łatwej
i taniej komunikacji polega na tym,
że
czytelnicy
mogą bezpośrednio
kontaktować się
z autorami, co wielu
chętnie
czyni. A
ponieważ
o
dobrą konstruktywną
krytykę
trudno, ma ona
ogromną wartość.
Czytelnicy nie tylko podzielili
się
z nami swoimi
opiniami o tym, co
już napisaliśmy,
ale
także
wieloma propozycjami
następnych
tematów.
Część
osób, które
przysłały
do nas e-maile, znajdzie w tej
książce
odzwierciedlenie
swoich
przemyśleń Dziękujemy.
ta
Sukces
Freakonomii
miał
jeden szczególnie dziwny efekt uboczny:
zaczęto
nas regularnie
zapraszać,
razem i oddzielnie, do
wygłaszania
prelekcji dla
różnych
grup.
Często
przedstawiano nas jako
właśnie
takich „ekspe1iów", przed jakimi
ostrzegaliśmy
was we
Jeśli
książka rzeczywiście okaże się
Byliśmy
Freakonomii
-
ludzi, którzy
mają przewagę info1macyjną
oraz
motywację
(bodziec), aby
wykorzystywać. (Robiliśmy,
co w naszej mocy, aby
wyprowadzić słuchaczy
z
błędu
co do tego,
że
w ogóle
jesteśmy jakimiś
ekspe11ami).
Te spotkania
przyniosły także mate1iał
do
następnych
tekstów. Podczas prelekcji na
Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles jeden z nas (Dubner)
mówił
o tym,
że
ludzie
znacznie rzadziej
myją ręce
po skorzystaniu z toalety,
niż się
do tego
przyznają.
Kiedy
skończył, podszedł
do niego pewien pan,
wyciągnął rękę
i
oznajmił, że
jest urologiem. Mimo
tego
mało
apetycznego
wstępu
urolog
miał
do opowiedzenia
fascynującą historię
o niemyciu
rąk
w
środowisku
wysokie go ryzyka - szpitalu, w którym
pracował
- oraz
pomysłowych
bodźcach motywujących,
jakie
zastosował
szpitai by
poradzić
sobie z tym problemem.
Znajdziecie
tę histmię
w naszej
książce,
podobnie jak
heroiczną opowieść
o innym lekarz u z
dawnych cz asów, który
również walczył
ze
słabą higieną rąk.
dla inwestorów
venture Capital,
Levitt
omawiał
nowe badania, jakie
prowadził
z Sudhirem Venkateshem, socjologiem, którego przygody z gangiem dilerów cracku
przedstawiliśmy
we
Freakonomii.
Dotyczyły
one
dokładnego
opisu
działalności
prostytutek w
Chicago. Tak
się złożyło, że
jeden z inwestorów (nazwijmy go John)
był później
tego wieczoru
umówiony z
liczącą
sobie 300 dolarów za
godzinę prostytutką (używającą
imienia Allie). Kiedy
John
wszedł
do jej mieszkania,
zobaczył leżący
na stoliku egzemplarz
Freakonomii.
Na innej
-
Skąd
prelekcj~
to masz ? - z
apytał.
jej
przyjaciółka
Allie
odparła, że książkę przysłała
„z
branży".
W
nadzie~ że
zaimponuje Allie -
męski
instynkt imponowania kobiecie
najwyraźniej
nie
słabnie,
nawet kiedy za seks
się płaci
- John
powiedział, że właśnie był
na
wykładzie
jednego z autorów.
Jakby tego
było mało,
Levitt
wspomina~ że
prowadzi badania nad
prostytucją.
Kilka dni
później
w skrzynce odbiorczej Levitta
wylądował następujący
e-mail:
wspólnego znajomego,
że
pracuje pan nad
artykułem
o ekonomice prostytucji
.
Czyto
prawda?
Ponieważ
nie jestem pewna, czy to
poważny
projekt, czy
też
moje
źródło
mnie nabiera,
pomyślałam, iż
dam panu
znać
,
że
z
miłą chęcią zaoferuję
pomoc.
Dzięki
,
Słyszałam
od
Allie
tylko jedna
trudność:
Levitt
musiał wytłumaczyć
swojej
żonie
i czwórce
dziec~ że
w
następną sobotę
rano nie
będzie
go w domu, bo
umówił się
na brunch z
prostytutką.
Argumentował, iż
niezwykle istotne jest spotkanie
się
z
nią osobiście,
aby
dokładnie zmierzyć
kształt
jej krzywej popytu.
Jakoś
to kupili
A zatem przeczytacie w tej
Łańcuch
z
darzeń,
książce także
Pozostawała
o Allie.
jej historii do tekstu,
można wiązać
który
doprowadził
do
włączenia
z
Zgłoś jeśli naruszono regulamin