Yoko Ogawa - Miłość na marginesie.pdf

(413 KB) Pobierz
Ogawa Yoko
Miłość na marginesie
przełożyła Anna Horikoshi
1
Pierwszy raz spotkałam Y w małym pokoju konferencyjnym starego hotelu, który
znajdował się na tyłach Kliniki Otolaryngologicznej F. Hotel mieścił się w
zaadaptowanej do tego celu rezydencji pewnego arystokraty. Pod względem
architektonicznym budynek przedstawiał pewnie dużą wartość, ale sam hotel nie cieszył
się wielką popularnością. Było tam niespełna dwadzieścia pokoi, do tego restauracja i
bar, no i oddalone nieco od głównego budynku niewielkie muzeum ze zbiorami sztuki. To
wszystko.
Jako pacjentka Kliniki Otolaryngologicznej F przyglądałam się czasem
hotelowemu podjazdowi, widocznemu z mojego okna przez gałęzie kasztanowca.
Samochodów, które się tam zatrzymywały, było naprawdę niewiele. Kiedy
znudzony portier chował się za drzwiami, na podjeździe panowała taka cisza, jak w
kościele po mszy, gdy wyjdą ostatni wierni.
Dwa dni po opuszczeniu szpitala, popołudniową porą, odwiedziłam ten hotel.
Miało się tam odbyć małe spotkanie, na które mnie zaproszono.
Trzymając za uchwyt, pchnęłam bardzo stare, ozdobione witrażem drzwi
obrotowe w wejściu głównym. Poruszyły się z cichym zgrzytem. Przestraszyłam się, że
to znów jeden z tych nieistniejących dźwięków, które sprawiły mi tyle kłopotu. Stanęłam
nieruchomo z zamkniętymi oczami. Zgrzyt, który wydawały drzwi, dobiegał z głębokiej
dali. Zwykle z takiej głębi docierały do mnie słuchowe omamy. Dopiero co wyszłam ze
szpitala, nie miałam jeszcze pewności, czy dobrze rozróżniam dźwięki. Kiedy
orientowałam się, że to, co słyszę, naprawdę nie istnieje, mogłam tylko zamknąć oczy i
czekać bez ruchu.
- Czy coś się pani stało? - spytał zaniepokojony portier.
- Nie, nic - odparłam, nie otwierając oczu.
- Może źle się pani czuje?
- Nie, naprawdę, proszę nie zwracać na mnie uwagi...
Drzwi powoli wyhamowały za moimi plecami.
W tym samym momencie wrażenie dźwięku ulotniło się. Trwało to bardzo krótko,
jedną, może dwie sekundy.
- ...bo już wszystko w porządku - powiedziałam i otworzyłam oczy.
Chyba trochę zakręciło mi się w głowie. Portier z uśmiechem zaprosił mnie do
środka.
Kiedy weszłam do sali, wszyscy pozostali uczestnicy siedzieli już na swoich
miejscach. Pomieszczenie było niewielkie, stół dla ośmiu osób i krzesła zajmowały
niemal całą jego powierzchnię. Stiuk w narożnikach sufitu i rzeźbione zakończenia
karniszy świadczyły jednak o pewnym zbytku.
Przy stole, tyłem do kominka, siedziała kobieta w średnim wieku, ubrana w
perłowoszary kostium, oraz młody mężczyzna, najwyraźniej pół-Japończyk.
Miejsce po drugiej stronie stołu, przy ścianie, zajmował redaktor czasopisma,
który był jednocześnie organizatorem spotkania. A na rogu siedział Y. Jesienne słońce,
które wpadało przez południowe okno, wypełniało pokój. Światło przesączało się przez
obrus, karafkę z wodą i złociste włosy młodzieńca. Tylko krzesło Y, jakby wciśnięte w
szczelinę w smudze światła, pozostawało w lekkim mroku. Przeprosiłam za spóźnienie i
usiadłam obok Y - W takim razie pozwolę sobie zacząć. Dziękuję, że znaleźliście
państwo czas, aby wziąć udział w naszym dzisiejszym spotkaniu. Chcemy zebrać
materiał do artykułu pod tytułem „Jak pokonałem głuchotę czuciowonerwową" dla
naszego magazynu „Wrota Zdrowia".
Redaktor pochylił uprzejmie głowę.
- Seria „Jak pokonałem..." cieszy się ogromnym powodzeniem wśród naszych
czytelników. Dużo emocji w całym kraju wywołała choroba Gravesa-Basedowa z
poprzedniego numeru, a także bezsenność dwa numery wcześniej. Tym razem we
współpracy z Kliniką Otolaryngologiczną F chcemy stworzyć naprawdę wartościowy
artykuł o utracie słuchu na podstawie państwa doświadczeń w walce z chorobą. Sprawa
dotyczy waszego ciała, ponadto głuchota należy do dolegliwości wstydliwych, dlatego
być może trudno wam o tym mówić, ale oczywiście nie pokażemy waszych twarzy, także
nazwiska zostaną zmienione, byłbym więc wdzięczny, gdybyście czuli się swobodnie i
mówili o wszystkim szczerze.
Skinęliśmy niepewnie głowami.
- W takim razie proszę najpierw opisać, w jaki sposób dostrzegliście pierwsze
objawy choroby. Po kolei, może zaczniemy od pani. - Redaktor skierował wzrok na
starszą damę.
Ta położyła dłonie na torebce, którą trzymała na kolanach, dwa, trzy razy
pstryknęła biglem i zaczęła mówić.
- Pewnego ranka po obudzeniu stwierdziłam, że nie słyszę żadnych dźwięków.
Zniknęły.
Wtedy zrozumiałam, że Y jest stenografem. Dokładnie w tym samym momencie,
kiedy kobieta wypowiedziała pierwsze słowo, dłoń, w której Y trzymał długopis, zaczęła
się poruszać po papierze. Śmigający po papierze długopis, był tak dobrze
zsynchronizowany z nosowym, niewzbudzającym zaufania głosem kobiety, że poczułam
się, jakbym oglądała cyrkową sztuczkę. Zdumienie i zachwyt, niczym gołębie wylatujące
z chusteczki prestidigitatora, frunęły ku mnie i osiadały na chwilę w moim sercu.
Bezwiednie spoglądałam na przemian to na wargi kobiety, to na rękę Y i porównywałam
ich ruchy. Kobieta mówiła dalej.
- Najpierw pomyślałam, że spadł śnieg. Pamiętam taką ciszę z dzieciństwa, kiedy
budziłam się rano, a ogród przysypany był śniegiem. Ale to nie wchodziło w grę. Był
czerwiec. Nie wiedziałam, co robić.
To nie była zwyczajna cisza. Zdawało mi się, że każdy zakątek ucha wypełniła
nieskazitelna biel. Próbowałam naciskać uszy, potrząsać głową, ciągnąć się za włosy, ale
z każdą próbą ta biel stawała się coraz gęstsza. Nic nie pomagało.
Kobieta utkwiła wzrok w magnetofonie, który stał włączony na środku stołu, i z
dużą wprawą, jakby nauczyła się tego wcześniej na pamięć, wyjaśniała zawiłości
swojego przypadku.
- Leżałam w łóżku, trzęsąc się ze strachu. „Jak to?
Czyżbym straciła słuch w ciągu jednej nocy?" - myślałam gorączkowo. Na
zewnątrz moje uszy były takie jak dawniej, ale w środku, tam, gdzie jest ich istota, na
pewno się rozpuściły i został tylko pusty otwór.
Trzęsłam się tak okropnie, że moje kości o mało nie wypadły ze stawów. Nie
wiem, czy to objaw głuchoty czuciowonerwowej, czy tylko reakcja psychiczna. Potem
zrobiło mi się niedobrze. Jakby wszystkie nerwy w moim mózgu dostały nagle ataku
konwulsji.
- Podsumowując, na początku przestała pani słyszeć, potem były dreszcze i
mdłości? - wtrącił się redaktor.
-Tak.
Kobieta skinęła głową i upiła łyk wody ze szklanki.
W tej krótkiej przerwie Y przewrócił kartkę. Kątem oka dostrzegłam wówczas
jego palce. Kobieta kontynuowała wyjaśnienia, redaktor od czasu do czasu porządkował
jej wypowiedź, a młodzieniec kulturalnie słuchał. Poruszała się tylko ręka Y. Miałam
wrażenie, że wokół tej ręki powietrze przepływa w jakiś inny, wyjątkowy sposób. Ale tak
naprawdę nie było tam nic wyjątkowego. Długopis, papier, teczka, zegarek, palce,
wszystko to wyglądało najnormalniej w świecie. Może tylko jedno - pismo
stenograficzne - nie było zupełnie zwyczajne.
Miałam wielką ochotę zobaczyć, jak ono wygląda.
Na podstawie pociągłych, ale jednocześnie nieznacznych ruchów dłoni, która ani
na chwilę nie zatrzymywała się w miejscu, wyobraziłam sobie, że musi być ono
niezwykłe i fascynujące. Niestety siedziałam w miejscu, z którego nie mogłam zobaczyć
pisma.
Światło, kąt nachylenia i położenie papieru - wszystko to sprawiało, że miejsce
pod dłonią Y pozostawało w cieniu. I choćbym nie wiem jak wytężyła wzrok, niczego
poza koniuszkiem niebieskiego długopisu nie byłam w stanie dojrzeć.
Złe traktowanie w szpitalu miejskim na laryngologii, gdzie najpierw trafiła,
odbiło się na jej psychice, a to z kolei pogorszyło stan zdrowia i pogłębiło głuchotę.
Dopiero kiedy dostała się do Kliniki Otolaryngologicznej F, leczenie zaczęło przynosić
rezultaty.
Kobieta relacjonowała przebieg swojej choroby, jakby haftowała obrus, ścieg za
ściegiem, centymetr po centymetrze, każda nić przylegała do innej, tworząc
nierozerwalną całość.
Byłam pod wrażeniem. Jak wiele określeń znała ta kobieta, żeby opisać swoją
chorobę! Zaczęłam się martwić, czy starczy mi słów, kiedy przyjdzie moja kolej.
To dlatego, że odkąd zaczęły się moje problemy, uszy przestały być dla mnie
zwykłym narządem. Stały się czymś w rodzaju symbolu, idei. Dama od czasu do czasu
poprawiała stan podkładu na przetłuszczającym się czole, przykładając do niego
chusteczkę, albo wycierała palcem kroplę wody ze szklanki.
Tylko w jednym momencie, kiedy w trakcie spotkania przyniesiono kawę i
kelnerka niechcący upuściła łyżeczkę, kobieta zawahała się i przez chwilę nie mogła
zebrać myśli. Wszyscy troje: kobieta, młodzieniec i ja, podnieśliśmy wtedy głowy i
wymieniliśmy spłoszone spojrzenia. Na podłodze leżał dywan, toteż stuk był naprawdę
niewielki, ale dla naszej trójki każdy nieoczekiwany odgłos stanowił potencjalne
zagrożenie.
Ani redaktor, ani Y chyba nawet nie usłyszeli tego cichego dźwięku. Tak, tylko
uszy naszej trójki miały ze sobą coś wspólnego.
- Hm. Rozumiem. Może teraz poproszę następną osobę o opisanie swojego
przypadku. - Redaktor, wykorzystując okazję, przerwał kobiecie i skierował wzrok na
pół-Japończyka.
Chłopiec miał niezwykle piękną twarz. W słonecznym świetle oczy, nos, broda
rysowały się tak wyraziście, jakby ktoś poprawił ich kontury dobrze zatemperowanym
ołówkiem. Oczywiście kształt uszu był również doskonały. Nikt by nie podejrzewał, że
mogły być chore. Włosy chłopca falowały przy każdym ruchu.
- Na początku nie miałem żadnych objawów.
Przynajmniej nie zdawałem sobie z nich sprawy. - Chłopiec mówił po japońsku
jak rodowity Japończyk.
- Trzeciego dnia po rozpoczęciu studiów mieliśmy badania kontrolne. I podczas
kontroli słuchu okazało się, że mam wadę. Zostałem od razu skierowany do szpitala, więc
po trzech dniach nauki musiałem wziąć urlop zdrowotny i przerwać studia. Na początku
nie wiedziałem, że to tak długo potrwa.
- A co to za wada ujawniła się podczas tego badania? - spytał redaktor.
- Właśnie... tego dokładnie nie wiem. Lekarz był bardzo małomówny. Niczego mi
nie wyjaśnił, kazał się tylko zgłosić do szpitala na szczegółową obserwację.
- Czy słyszałeś dźwięki podczas badania?
- Nie. To wszystko odbywało się w uniwersyteckiej auli, poprzedzielanej
parawanami na kilka sektorów. Kiedy założyłem słuchawki, usłyszałem szmery
towarzyszące badaniu wzroku, przeprowadzanemu w sąsiednim sektorze, kroki
studentów, wiele różnych odgłosów poplątanych ze sobą tak, że nie mogłem ich
rozróżnić.
- Aha. Ale nie przeszkadzało ci to w codziennym życiu, prawda?
- Nie, nie przeszkadzało. Tylko kiedy wsłuchiwałem się w różne dźwięki podczas
szczegółowych testów w klinice F - to znaczy większości z nich albo nie słyszałem
wcale, albo słyszałem jakieś inne, wyimaginowane dźwięki - poczułem, że coś zatyka mi
uszy. Że tam coś jest, głęboko na dnie ucha, w najwęższym kanaliku. To coś nie było
twarde jak korek, raczej miękkie i delikatne jak piórko dmuchawca.
W porównaniu z rzeczową analizą, jaką przedstawiła kobieta, wyjaśnieniom
studenta nieco brakowało precyzji.
Osoby, które zabierały głos, co chwila się zmieniały, zaczęłam się martwić, czy Y
nie straci orientacji, ale jego długopis poruszał się płynnie po papierze.
Ponieważ siedziałam tuż obok stenografa, nie byłam w stanie zobaczyć jego
twarzy. Tak naprawdę widziałam tylko jakiś fragment jego sylwetki z profilu - zarys
ramienia, stonowane, ciemne ubranie i kształt palców.
Niemniej, jeśli tylko mogłam obserwować nieprzerwany ruch ręki mężczyzny,
zdawało mi się, że wyczuwam jego oddech. Tyle pasji było w tym ruchu.
- Ja też tak miałam. To nieprzyjemne uczucie, jakby ktoś wepchnął zatyczkę do
ucha bardzo głęboko i potem nie mógł jej wyciągnąć - powiedziała dama, zwróciwszy się
do studenta. - Mówisz, że to coś miękkiego, ale w moim przypadku to było bardzo
twarde. Twardsze niż korek. Jak metal. Jakby starą, wytartą jednocentówką, jak klapką,
zamknąć wejście do ucha.
Zdumiało mnie, że kobieta nosiła w uszach dość duże klipsy. Turkusy w klipsach,
zupełnie niepasujące do perłowego koloru kostiumu, bez wytchnienia huśtały się w jej
włosach. Odnosiło się wrażenie, że płatki uszu naciągnęły się pod wpływem ciężaru
kamieni. Osobiście nie miałabym jeszcze odwagi założyć klipsów. Przecież dopiero co
wyszłam ze szpitala i już trochę udało mi się zapomnieć o chorobie. Gdybym przyczepiła
do uszu tak wielkie klipsy, na pewno myślałabym tylko o nich. Odgłos stukających o
siebie turkusów zagłuszyłby wkrótce wszystkie inne dźwięki.
- A jak to było z panią?
Redaktor niespodziewanie zażądał wyjaśnień ode mnie, więc czym prędzej
Zgłoś jeśli naruszono regulamin