Fabryka – cz.1 - 3.txt

(21 KB) Pobierz
Fabryka  cz.1


W dziale księgowoci Ania współdzieliła pokój ze starszym kolegš, dzi jednak była sama. Kolejny nudny zimowy dzień. Przed szesnastš za oknami zrobiło się ciemno. Już miała wyłšczać komputer, gdy wszedł wysoki mężczyzna w roboczym drelichu.
- Przyniosłem delegację do rozliczenia.
Głos miał niski i pewny. Ania nie znała go osobicie, ale kilkakrotnie przechodzšc przez hale fabryczne zwrócił jej uwagę. Nie wiedziała dlaczego, ale wzbudzał w niej różne uczucia sporód których dominował lęk, ale było też trochę pożšdania.
- Wpadnij do nas na produkcję kochanie. Pokażę ci zakamarki firmy.
- Raczej wštpię. Do widzenia.
Anka starała się żeby zabrzmiało to stanowczo, ale nie była w stanie ukryć myli. Wielkolud zauważył jej słaboć i tylko się umiechnšł.
Anka rozmylała o tym zdarzeniu całš drogę do domu. Nie wiedziała czy powinna
opowiedzieć o tym mężowi. Zjedli kolację, potem poszli do łóżka. Było jak zwykle. Rutyna. Przez moment podczas stosunku wyobraziła sobie, że jej mšż jest tajemniczym kolegš z firmy. Po wszystkim odezwały się wyrzuty sumienia, i wstyd, że podobało jej się bardziej.
- Przytul mnie mocno  poprosiła Pawła  Kocham cię bardzo.
- Ja ciebie też. Co cię gryzie mała?
- Nic. Ale dostawia się do mnie w pracy jeden obleny typ.
- Podoba ci się?
Ania dała Pawłowi kuksańca w bark.
- Nie głupku! Nie denerwuj mnie.
- Nie powinna się tak prowokacyjnie ubierać. Niektórzy faceci widzš w tym zaproszenie.
- Niech sobie nie myli za dużo. I nie będzie mi dyktował jak mam się ubierać. Jutro pójdę bez stanika. Może mu linka pocieknie, ale nie dla psa kiełbasa.
- Nie rób tego kochanie.
Anka postanowiła zrobić po swojemu. W połowie dnia dyrektor wezwał jš do drugiej
fabryki. Często tam chodziła. Droga prowadziła przez halę produkcyjnš. Szła
szybkim krokiem między maszynami i zwojami rur. Jej jędrne cycuszki kołysały się
seksownie pod cienkš bluzeczkš. Nawet kobiety się oglšdały. Nagle tuż przed niš zza maszyny wyrosło umięnione męskie ramię. Tajemniczy nieznajomy oparł rękę zagradzajšc jej drogę. Był w niebieskim kombinezonie na ramišczkach.
Spod pachy sterczały poskręcane kłaki. Pachniał potem i smarem.
- Witam księżniczkę. To dla mnie się tak ubrała?
- Przepuć mnie.
- Najpierw odpowiedz. Chcesz się ze mnš pieprzyć?
- Marzysz małpoludzie. Puszczaj.
- Nikt cię nie trzyma. Ale wiesz co mylę? Że jeste napalonš na mnie sukš.
- Zapomnij.
Gdy go minęła pokręciła pupš i obejrzała się.
- Mam pomysł. Zwal sobie konia mylšc o moim tyłeczku.
Rozemiała się i odeszła. Koledzy wymiali małpoluda. Ten skinšł na niższego gocia,
wyglšdajšcego na jego sługusa.
- Mam sprawę Igor.
- Spoko Łysy. Co mam zrobić?
- Daj mi cynk, gdy dyrektor znów wezwie naszš lalkę.
- Jasne stary. Ale możemy to zmontować. Namówię Majkę.
Na pół godziny przed szesnastš na biurku Ani odezwał się telefon.
- Co tam Majka?
- Stary cię wzywa znów.
- Kurwa. Nie mam co robić tylko łazić obok tych mętów. Dobra. Już idę.
Ania chciała wyrobić się przed przyjazdem męża, więc szła żwawo przez halę. Wpadła na Igora.
- Tędy nie przejdziesz. Chwilowo zamknięte.
- Przecież nie będę zapieprzać naokoło.
- Przejd przez starš halę. Zapalę ci wiatło.
Stara hala nie była używana od dawna i niszczała. W mozaikowych oknach brakowało wielu szybek, przez co było zimno jak na zewnštrz. Straszyły niekończšce się rdzewiejšce rury i piece. Ania szła dygoczšc z zimna. Zaplotła ręce przed sobš. Nagle usłyszała metaliczny dwięk zasuwki. Przed niš wyłonił się Łysy.
- No i znów się spotykamy.
Kobieta zrozumiała swoje położenie. Łysy rozpišł kombinezon i wycišgnšł chuja. Powoli zbliżał się do Ani a ona się cofała aż trafiła na skrzynię. Stał już przy niej.
- Podoba ci się? We go w rękę.
Ania odruchowo skrzyżowała ręce na piersiach i cisnęła nogi aż jej zbielały kolana. Trzęsła się teraz i z zimna, i ze strachu. Łysy zakrył jej usta wielkš dłoniš. Drugš rękš
rozerwał bluzkę. Sprężyste cycki zachęcały do wymacania. Spod zaciniętych powiek Ani wypłynęły łzy. Mężczyzna na siłę wcisnšł rękę między jej chude uda i pełnš dłoniš
złapał za cipkę brudzšc białe majteczki smarem. Próbowała walczyć ale nie mogła oburšcz zerwać jego dłoni ze swoich ust. Nawalała go na oklep po ramionach ale nie robiło to na
nim wrażenia. Włożył wielkš włochatš brudnš dłoń w jej majtki i mocno masował cipkę. Ania sama nie rozumiała co się dzieje. Niby wcišż próbowała walczyć rękoma, ale jej
nogi rozeszły się na boki. Goršca dłoń obmacujšca krocze wywołała falę rozkoszy.



rodkowy palec łysego przeszedł wzdłuż szczelinki i natrafiajšc na otwór wsunšł się
w Anię. Nie wiedziała dlaczego zaczęła falować na nim biodrami.
- Widzisz. Jednak jeste sukš.
- Nie jestem.
Łysy wycišgnšł rękę z majtek Anki.
- W takim razie idę sobie.
Odwrócił się i ruszył przez halę. Słyszał chlipanie Ani. Po dziesięciu krokach zatrzymał
go jej głos.
- Poczekaj. Jestem sukš.
Odwrócił się. Stała wcišż przy skrzyni z majtkami opuszczonymi do kolan i rękoma
przytrzymywała w górze spódnicę. Zawrócił.
- Ale powiedz mi co miłego  poprosiła cicho.
- Wypnij dupę szmato. Będziesz ruchana  odpowiedział również szeptem.
Ania posłusznie wypięła się dla mężczyzny. To co się stało potem mało kto okrelił by
słowami seks albo miłoć. Łysy po prostu bez gry wstępnej i czułoci wepchnšł w niš
swojego wielkiego kutasa i jš zerżnšł. Ania czuła, że należy do niego. Że jest jego
własnociš. Gdzie odezwał się pierwotny instynkt. Tak wyobrażała sobie swojego mężczyznę i opiekuna. Takiego który bierze co chce ale nie pozwoli jej nikomu skrzywdzić.
Łysy stęknšł i zalał jej wnętrze. Czuła jak ciepło rozchodzi się w rodku. Zanim się
zorientowała już go nie było. Została sama w zimnej hali. Po zimnych udach spływała
goršca sperma Łysego. Uwiadomiła sobie co zrobiła. Nacišgajšc brudne od smaru majtki
rozpłakała się. Teraz marzyła żeby Paweł jš mocno przytulił. Było jej strasznie wstyd.
Nie wiedziała jak ma go przeprosić. Obtarła spermę chusteczkš, trochę się ogarnęła i wyszła.
Paweł czekał jak zwykle obok samochodu. Od razu zauważył, że co nie gra. Ania rzuciła mu się w ramiona i rozpłakała.
- Przytul mnie Paweł. Proszę.
- Kto to zrobił? Ten kole?
Łysy akurat też wychodził z zakładu z kumplami. Spojrzał na parę z pyszałkowatym umiechem. Gdy ruszył biodrami sugerujšc co się stało, Paweł nie wytrzymał.
- Zabiję cię kutasie!
Zatrzymali go koledzy Łysego. Dostał w nos i wylšdował na ziemi. Poszli sobie a Ania
uklękła przy mężu.
- To nie jego wina kochanie. Chciałam tego. Wybaczysz mi kiedy?
Nie odpowiedział. Całš drogę do domu nie rozmawiali.


Fabryka  cz.2


Anka wzięła dwa tygodnie urlopu. Paweł zaproponował, żeby na razie spali oddzielnie.
Z jednej strony był urażony, że Ania go zdradziła, z drugiej jednak rozmylał o tym z erotycznym podnieceniem. pišc na kanapie nieraz walił konia wyobrażajšc sobie scenę, jak w zimnej hali magazynowej brudny osiłek rucha Anię od tyłu.
Zanim urlop się skończył znów spali razem, lecz Anka była mylami gdzie indziej
gdy się kochali.
- Nie musimy na razie tego robić jeli nie chcesz.
Przytuliła go czule i pocałowała.
- Jeste kochany. Wiem że ci przykro, ale nie mogę przestać myleć o tamtym.
- Chciałaby, żeby to się znów zdarzyło?
Ania milczšco przytaknęła. Paweł wiedział, że jest tylko jeden sposób, żeby wszystko znów wróciło do normy. Wiedział, że że jeli Ania się z nim nie spotka, będzie się wpędzać w spiralę fascynacji. Musi sama się przekonać, że tamten nie jest w niczym lepszy. Paweł był gotów, żeby oddać żonę innemu.
- Wiesz co kochanie. Zrób to. To jedyny sposób, żebymy znów mieli się kiedy
dla siebie.
- Nie mówisz serio!? Mam się z nim zaczšć spotykać?
- Mówię miertelnie poważnie kochanie. Umów się z nim raz. Jeli będziesz chciała
to drugi raz. I tak dopóki ci się nie znudzi.
- Będzie ci przykro.
- Dam radę. Dla nas.

Łysy przetarł spocone, czarne od smaru czoło i odłożył wielki klucz francuski.
- Patrz  Igor szturchnšł go w żebro  twoja lalka.
- Nie przychodziła dwa tygodnie. Zobacz jak szczuje cyckami.
Mężczyni patrzyli z góry maszyny na falujšce pod bluzeczkš piersi kobiety, które
nieskrępowane stanikiem przyprawiały o wzwód wszystkich dookoła. Spodziewali się, że minie ich i pójdzie na drugš fabrykę, tymczasem ona zatrzymała się pod maszynš Łysego i Igora.
- Możemy pogadać?
- Jestem zajęty.
- Proszę. Trzy minuty. Czekam na starej hali gdzie wtedy.
Znaczšco spojrzała na Łysego i ruszyła przed siebie.
W hali było zimno i hulał wiatr wpadajšcy przez zbite szyby. Łysy dogonił Ankę i złapał jš za łokieć. Kobieta przywarła do niego i drobnš ršczkš zaczęła delikatnie piecić jego klejnoty.
- Czego ty ode mnie chcesz?
- Mógłby mnie posuwać, gdyby chciał.
- Słuchaj. Nie mam ochoty mieć problemów z twoim starym. Odwal się.
- Rozmawiałam z mężem. To on zaproponował, żebym się z tobš wyszumiała aż mi przejdzie.
- Dzięki ale mam kobiet na pęczki. Zaliczylimy fajny numerek i na tym koniec.
Ania posmutniała. Wyjęła dłoń z rozporka Łysego, gdzie przed chwilš bawiła się jego
wielkimi jšdrami. Odeszła parę metrów i odwróciła.
- Szkoda. Ale pamiętaj, że rozłożę dla ciebie nogi na jedno twoje słowo.

- Czego chciała lalka?  spytał Igor.
- Chce się znów bzykać.
- Ty to masz fart stary. Taka suczka!
- Odmówiłem.
- Co?! Mi prawie sperma poszła uszami, jak tu przechodziła a ty odmówiłe?
- Zrobię to, ale sprawdzimy jak jej na tym zależy.

Dochodziła szesnasta. Anię opucił zapał do pracy. Była przybita i czekała na telefon od męża. Zimowa ciemnoć za oknami pogłębiała jej depresję. W końcu Paweł zadzwonił.
- Jestem kochanie. Czekam na parkingu.
Z zakładu wychodziły tłumy ludzi. Prószył nieg i było zimno. Ania podbiegła do samochodu i wsiadła. Białe płatki na jej czapce i płaszczu szybko stopniały. Zanim Paweł ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin