Cień Czarnego Pana 1.rtf

(21 KB) Pobierz

Przed wami pierwszy rozdział mojego kolejnego tekstu, jednak na początek parę słów wstępu. Poniższy tekst jest jednym z trzech które będę prowadziła. Przekleństwo Widzącego ( Harry/Bill) Cień Czarnego Pana( Harry/Voldemort ) oraz trzecie (Harry/Severus) które nie ma jeszcze tytułu. Rozdziały będą pojawiać się w miarę regularnie, ale może to być raz lub dwa rzy w tygodniu a może zdarzyć się że rozdział będzie raz na dwa tygodnie.

Zdaję sobie sprawę że na fanfiction wiszą trzy moje teksty, jednak słowo wiszą jest odpowiednim określeniem. Wiele osób pytało o kontynuację ich, ale na to trzeba jeszcze poczekać. Są to bardzo stare moje teksty ( zaczynały jeszcze na blogach ) i muszę sobie je przemyśleć. Wciąż mam bowiem dylemat jak ugryźć je tak by obyło się bez przerabiania ich. Na pewno ich nie porzucę, ale proszę o cierpliwość. 

Dobrze więcej czasu nie zajmuję i po prostu zapraszam na rodział pierwszy.

}{      }{      }{

Rozdział 1

Sen jedyną drogą ucieczki

][   ][   ][

Ciężkie kroki na betonowych schodach, trzask zamykanych drzwi i cisza zmącona jedynie jego własnym urywanym oddechem. Podczołgał się do ściany i opierając o zimny beton plecami, podciągnął kolana pod brodę. Oplatając nogi rękoma, ukrył w nich twarz, pragnąc chociaż na krótką chwilę odciąć się od otaczającej go ciemności. W swoich nieudolnych obliczeniach doszedł do wniosku że od czasu gdy ukończył swój czwarty rok nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa - Hogwart minęły dopiero dwa tygodnie, jednak jemu wydawało się, że to wszystko trwa już o wiele dłużej. Wciąż miał w pamięci swoje pożegnanie z przyjciółmi na peronie, ale wspomnienie było tak odległe, że niemal nierealne. Powoli zaczynał się czuć tak, jakby tamto życie nie miało nic wspólnego z rzeczywistoscią.

Pamiętał obietnicę Szalonookiego Moodyego, że ktoś co kilka dni będzie sprawdzał czy u niego wszystko w porządku, więc początkowo z nadzieją wyczekiwał chwili gdy go znajdą, teraz jednak już w to nie wierzył. Podejrzewał że Dumbledore po raz kolejny przekonał wszystkich, że jest u wujostwa bezpieczny i nikt przed końcem wakacji do niego nie zajrzy. Tak zresztą było każdego roku, zawsze odbierano go dopiero wtedy gdy było to niezbędne. Teraz już wiedział, że miało to związek z poświęceniem jego matki i ochroną krwi którą ona mu w ten sposób zapewniła, ale nie rozumiał czemu i w tym roku dyrektor kazał spędzić mu lato na Privet Drive.

To co wydarzyło się pod koniec czerwca na cmentarzu, pozbawiło go tej ochrony, a skoro on sam o tym wiedział, Dumbledore zapewne również musiał bardzo dobrze zdawać sobie z tego sprawę. Rytuał dzięki któremu odrodził się Voldemort sprawił, że w żyłach nie tylko jego, ale i Czarnego Pana, płynęła ta sama krew. Był pewien, że gdyby ten tylko chciał, mógłby zjawić się u niego w każdej chwili, a bariery ochronne utworzone w okół numeru czwartego, przepuściłyby go, bez żadnego problemu.

Dlaczego więc Dumbledore kazał mi tu wrócić? - zastanawiał się, czy nie chodziło tu o to, że nikt inny nie może się tu dostać, ale i tak nie widział sensu w przebywaniu w tym miejscu. Co z tego że żadem Śmierciożerca się tu nie przemknie skoro Czarny Pan mógłby? Poza tym, Śmierciożercy nie są jedynym zagrożeniem, Stary Trzmiel zupełnie zapomniał o innym, przed którym nic nie chroni...

Czy on naprawdę nie wie jaki jest mój wuj? Tyle razy wspominałem mu że nie chcę tu wracać, błagałem by mnie nie odsyłał, a mimo to on... Raz nawet, nawet odważyłem się powiedzieć o tym, że wuj Vernon mnie bije, jednak.... jednak Dumbledore mi nie uwierzył. Nie chciał uwierzyć...

- Co byś powiedział teraz? - parsknął, zaraz jednak zaniósł się kaszlem rozrywającym wysuszone gardło. Dłuższą chwilę zajęło mu uspokojenie się, gdy wreszcie doszedł do siebie, ponownie zwinął się w tej samej pozycji co poprzednio. Chociaż panowało upalne lato, w ciemnej piwnicy było zimno, a cienka koszulka któ miał na sobie, nie chroniła wystarczająco.

Chciał zobaczyć minę Dumbledore'a, gdy ten pojmie, że spędził lato w piwnicy, jednak powoli zaczynał zastanawiać się nad tym, czy wytrzyma do tego czasu. Nie był pewien, co jeszcze przygotował jego wuj, ale zaczynał obawiać się go znacznie bardziej niż Czarnego Pana.

Wzdrygnął się, gdy nagle uświadomił sobie, że po raz kolejny zamiast Voldemort, użył zwrotu Czarny Pan. Coraz częściej łapał się na tym i prawdę mówiąc zaczynało go to przerażać. Zdawał sobie sprawę z tego, że tak mówią na niego Śmierciożercy i nigdy nie przypuszczał, że sam zacznie go tak nazywać. Dotąd zawsze był on dla niego Voldemortem i nie wiedział tak naprawdę, kiedy to się zmieniło. Wciąż nie miał problemu z wypowiedzeniem jego imienia, ale... raz za razem zauważał, że nawet w myślach nie używa wobec niego innych określeń niż Czarny Pan.

Wcale nie chcę go tak nazywać, a mimo to wciąż pojawia się to w mojej głowie. To zupełnie tak, jakby te myśli należały do kogoś innego... przeraża mnie to z jednego powodu... Przeraża mnie to bowiem coraz bardziej właśnie to określenie wydaje mi się tym właściwym i wypowiadanie go przychodzi mi z łatwością.

Sam siebie nie rozumiem.

- Może ma to związek z obecną sytuacją? Albo po prostu zaczynam wariować... - urwał myśl, wiedząc że i tak nie dojdzie do żadnych logicznych wniosków. Odsunął się od ściany i ostrożnie, by nie urazić poobijanego ciała, ułożył się na podłodze. Powoli zapominając jak to jest spać w łóżku, zwinął się w pozycji embrionalnej i zacisnął powieki, pragnąc jak najszybciej znaleźć się w objęciach snu. Snu który obecnie stanowił jego jedyną drogę ucieczki.

][ -  ][  -  ][

Szczęk klucza w zamku, momentalnie przywrócił go do rzeczywistości. Usiadł gwałtownie, zaraz przeklinając się za to, gdy nagły zawrót głowy sprawił że pusty żołądek wywrócił mu się do góry nogami. Skrzypnęły drzwi i niewielkie pomieszczenie zalało światło latarki. Zmrużył oczy, potrzebując dłuższej chwili na przyzwyczajenie się do zmiany oświetlenia. Sapiący oddech wuja uświadomił mu z kim ma do czynienia jeszcze zanim był w stanie dostrzec cokolwiek.  Nim jego wzrok znów zaczął spełniać swoje zadanie, wuj Vernon zszedł na dół i znalazł się tuż przed nim.

Silny kopniak w brzuch który posłużył za powitanie, sprawił że zachłysnął się i ponownie skulił, przygryzając sobie wargę z bólu. Nie chciał krzyczeć, wiedział że krzyki jedynie rozjuszają wuja, sprawiając, że to wszystko trwa jeszcze dłużej.

- Rusz się dziwolągu - szarpnięcie za ramię, zmusiło go do podniesienia się. Pociągnięty w stronę schodów, z trudem stawiał kolejne kroki, bardziej wisząc na wuju niż idąc z nim. Wchodząc po schodach, drżał, czując jak ogarnia go chłód. Od dwóch tygodni każda noc wyglądała tak samo i w tym momencie najbardziej pragnął ponownie znaleźć się w bezpiecznym mroku piwnicy. Bezwolnie pozwolił mu zaciągnąć się do łazienki i wepchnąć pod prysznic.

Krzyknął gdy wuj odkręcił kurek i oblała go gorąca woda, jednak ten uciszył go mocnym uderzeniem w policzek. Zaciskając zęby żeby nie krzyczeć, trząsł się patrząc jak z niezagojonych ran zaczyna sączyć się krew. Woda aż parzyła, jednak wiedział, że dla wuja nie ma to znaczenia. Minuty mijały powoli, gdy już był pewien że więcej nie zniesie, wuj zakręcił kurek i wyciągnął go, ręką wskazując na ubikację.

- Szybko.

Przez pierwsze dni, czuł się skrępowany jego obecnością, jednak natura okazała się silniejsza, w końcu więc załatwiał swoje potrzeby całkowicie ignorując fakt, że oprócz niego w łazience był ktoś jeszcze. Także i tym razem ulżył swojemu pęcherzowi wdzięczny że nie musi robić pod siebie w piwnicy.

Kilka minut później tłuste palce wuja ponownie boleśnie zacisnęły się na jego ramieniu i znów został pociągnięty na dół. Droga powrotna do piwnicy, podobnie jak cała wyprawa, odbyła się w milczeniu. Gdy jednak znów otoczyły go surowe ściany pomieszczenia, opadł przed wujem na kolana.

- Wujku, proszę... - nie chciał się przed nim poniżać, bał się jednak tego co ten może tym razem wymyślić. Pragnął by po prostu wyszedł zamykając za sobą drzwi, niestety okrutny uśmiech który zagościł na jego twarzy, szybko uświadomił mu, że i tym razem wuj tak łatwo go nie zostawi. Obawy potwierdziły się, gdy w ręku starszego mężczyzny pojawił się skórzany pas.

Pierwszy cios zniósł w milczeniu, drugi i trzeci również, jednak następnego już nie zdołał. Najpierw krzyczał, potem, gdy i tak nadwyrężone gardło odmówiło posłuszeństwa, jedynie jęczał. Ciosy spadały nieprzerwanie znacząc krwawymi śladami jego plecy, pośladki, nogi i ręce. Wuj nie zwracał uwagi na to, gdzie uderza. Nie był pewien jak długo to trwało, w końcu jednak jego własne ciało uwolniło go z tego piekła.

Zemdlał.

] [ -  ] [ -  ] [

Kiedy ocknął się ponownie, był sam. Nie wiedział która jest godzina. Nie miał pojęcia czy był nieprzytomny przez minuty, czy godziny. Z trudem podniósł się do pozycji siedzącej. Gdy w zasięgu wzroku dostrzegł metalowy kubek stojący tuż obok, schwycił go i krztusząc się, łapczywie wypił wodę. Nie było jej wiele, zdołała jednak ugasić jego pragnienie. Wypił wszystko pomimo że zdawał sobie sprawę, że przed kolejną wizytą wuja nie ma co liczyć na więcej. Odstawił kubek i na czworaka podszedł do ściany. Zacisnął zęby gdy poranione plecy zetknęły się z lodowatym betonem, jednak jego chłód zaraz przyniósł mu ulgę. Dotykając gorącego czoła, stwierdził, że chyba ma gorączkę.

- Może będzie mi cieplej? - z przekąsem pomyślał i ręką zaczął sprawdzać swoje obrażenia. Rany po pasku były głębokie i piekły niemiłosiernie. Nie miał czasu by się wcześniej przyjrzeć, ale podejrzewał, że pasek nie był wykonany z samej skóry, mocno krwawiące zranienia, przeczyły temu.

 

Jak tak dalej pójdzie, nie zajmie mu dużo czasu zabicie mnie. Zapewne zdoła mnie wykończyć jeszcze przed końcem wakacji. Dużo bezpieczniejszy byłbym z Czarnym Panem... - zemdliło go gdy się zorientował, że użył słów bezpieczeństwo i Czarny Pan w jednym zdaniu.

 

- Chyba zaczynam majaczyć.

 

Rozglądając się po ciemnym pomieszczeniu, którego każdy zakamarek znał już chyba na pamięć, ponownie pozwolił sobie na przemyślenia. Zaczął się zastanawiać nad swoim stosunkiem do Voldemorta. Z pewnością wciąż go nienawidził za to, że ten zabił mu rodziców, za to, że pozbawił życia Cedrika. Nienawidził go również za to jak traktuje mugoli, choć sam przed sobą z przerażeniem przyznawał, że z chęcią zobaczyłby wuja w jego rękach.

 

Z wielką chęcią.

 

Tak, wciąż nienawidził Voldemorta, a mimo to zdarzały się momenty w których łapał się na dziwnych, niejednokrotnie niezrozumiałych dla samego siebie myślach. Nie tylko takich jak ta która nawiedziła go przed momentem, że u niego byłby bezpieczny... podejrzewał że te myśli są wywołane jego obecną sytuacją, bardziej jednak niepokoiły go te, które przychodziły mu do głowy jeszcze zanim opuścił Hogwart. Nigdy nikomu o tym nie powiedział, ale już kilkukrotnie zdarzyło mu się robiąc coś, pomyśleć coś w stylu: "Czarnemu Panu też by się to spodobało", albo "Ciekawe co by odpowiedział na to Czarny Pan?"

 

- Takie myśli z pewnością nie są normalne - wiedział o tym, ale nie chciał się z nikim nimi dzielić. Nie chodziło nawet o to, że inni uznaliby że oszalał, lub coś się z nim dzieje. Nie, nie chciał o nich mówić, bo gdzieś w głębi siebie czuł że nie powinien. Czuł, że lepiej by pozostały tajemnicą

 

Odsuwając od siebie te myśli przymknął oczy, powracając we wspomnieniach do ostatniego popołudnia na błoniach które spędził beztrosko z Ronem i Hermioną, nawet nie podejrzewając co planuje w tym roku dla niego wuj. Ciekawiło go jak oni spędzają wakacje. To, że mają lato lepsze niż on było dla niego oczywiste, ale mimo wszystko chciałby wiedzieć co teraz robią. Czy gdzieś wyjechali? A może spędzają razem wakacje w Norze? Wylegują się na trawie i grają z bliźniakami w quiditcha...

 

Chciałbym być teraz z nimi. Gdziekolwiek, byle jak najdalej od tego miejsca... Czy naprawdę proszę o tak wiele?

 

Pogrążony w rozmyślaniach, starał się choć na krótką chwilę zapomnieć o tym, gdzie teraz jest. Nawet nie zwrócił uwagi na to, w którym momencie jego wymęczone ciało ogarnął niespokojny sen.

 

] [ -  ] [ -  ] [

Obudziło go szarpanie za ramię i krzyki wuja, słowa były jednak dla niego zupełnie niezrozumiałe. Starał się poruszyć, ale całe ciało wydawało mu się tak ciężkie, jakby zrobione było z ołowiu. Na przemian było mu gorąco, to znów ogarniał go chłód. Nie miał nawet sił na to, by otworzyć oczy. Wuj szarpał nim jeszcze przez chwilę, poczuł nawet kilka jego kopniaków na żebrach. Jednak te wszystkie poczynania wyrwały jedynie kilka cichych jęków z jego ust.

 

Szuranie butów po podłodze i odgłos zamykanych drzwi uświadomiły mu że znów został sam. Czuł że jest rozpalony. Podrażnione gardło, paliło. Poruszył się lekko chcą ulżyć odrętwiałemu ciału i zachłysnął się z bólu. Ubranie przykleiło się do ran, nie był pewny czy z powodu gorączki, czy też krwi która zaschła na zranieniach. Miał problem ze skupieniem się i ułożeniem własnych myśli w spójną całość. Nie wiedział która jest godzina ani kiedy wuj zjawi się ponownie. Zresztą wątpił czy ten teraz przyjdzie. To że był chory nie ulegało wątpliwości, a w taki stanie bicie go nie sprawi wujowi satysfakcji. Tak, on lubił słyszeć jak krzyczy.

 

Tym razem wuj przesadził... Pewnie teraz nie przyjdzie tutaj do czasu aż mi się nie polepszy... o ile w ogóle dojdę do siebie. W każdym razie na pewno nie przyjdzie mi z pomocą... nie on.

 

Nikt nie przyjdzie.

 

Mogę tu umrzeć, a moi przyjaciele nie będą nawet mieli o tym pojęcia... dowiedzą się dopiero gdy Dumbledore łaskawie sobie o mnie przypomni... To zabawne że wszyscy boją się tego, że dopadnie mnie jakiś śmierciożerca, a tak naprawdę wykończy mnie mój własny wuj...

 

Czy to nie ironia? Czy.... to... nie jest... zu... - myśli ponownie zaczynały mu się plątać. Zanim po raz kolejny stracił przytomność, w jego głowie uformowało się jeszcze jedno zdanie:

 

Pomóż mi, mój Mały Czarny Panie...

 

] [  - ] [  - ] [

Daleko od dusznych przedmieść, w przestronnej sypialni niedużego dworu, pewien mężczyzna otworzył oczy, które niczym rozżarzone do czerwoności węgle, rozbłysły w ciemnym pomieszczeniu.

 

Niemożliwe.

 

Odrzucił kołdrę i usiadł, z przymkniętymi powiekami wsłuchując się we własne wnętrze, jednak obecność którą wyczuł przed momentem, zniknęła. W każdym innym przypadku uznałby, że coś mu się po prostu przyśniło, jednak wiedział, że to nie mógł być sen. Tak, słowa które wraz z obcą świadomością wniknęły w niego na kilka sekund, wciąż echem rozbrzmiewały mu w myślach.

 

Pomóż mi, mój Mały Czarny Panie...

 

Tak nazywała go tylko jedna osoba, osoba która od 15 lat była martwa. Jak więc to mogło być możliwe?

 

- Cholera - syknął i ponownie zamknął oczy siadając wygodniej. Tym razem rozluźnił się i rozpoczął powolne poszukiwania. Nie szukał już przebłysku świadomości który wyczuł chwilę wcześniej lecz sygnatury magicznej którą znał równie dobrze jak swoją własną. Chociaż sam nie wiedział, czemu po tylu latach wciąż ma nadzieję, nie przestawał szukać. Minuty mijały jedna po drugiej. W końcu gdy miał już zrezygnować, wyczuł słaby przebłysk energii.

 

Mam cię.

 

Skupiając się na odebranym sygnale, zaczął analizować położenie miejsca, skąd dochodził. Zajęło mu to dłuższą chwilę, w końcu jednak zaskoczony zorientował się że znajduje się on niedaleko Londynu, na przedmieściach. Zrozumiał też, że było go tak trudno zlokalizować ponieważ teren był całkowicie zasiedlony przez mugoli, tym samym w pobliżu było niewiele magii mogącej wzmocnić przepływ sygnału.

 

Czy to naprawdę ty? Jednak jeśli to ty, to co tam robisz? Jak to w ogóle możliwe, że żyjesz skoro sam byłem świadkiem twojej śmierci? - Otworzył oczy i płynnym ruchem zsunął się z łóżka. Wiedział, że czas na pytania będzie później, najpierw musi go znaleźć. Dopiero jak jego własność znów zajmie miejsce u jego boku, będzie mógł zastanowić się nad tym, gdzie ten był przez ostatnie piętnaście lat i dlaczego do tej pory wciąż do niego nie przyszedł.

 

Pomóż mi, mój Mały Czarny Panie...  - błaganie które słyszał w tym wezwaniu ani trochę mu się nie podobało. Tak, coś mówiło mu, że musi się spieszyć.

 

] [  - ] [ -  ] [

 

Koniec Rozdziału 1

 

To na razie na tyle, liczę na komentarze.

 

Dla zainteresowanych 4 rozdział Przekleństwa Widzącego jest już na ukończeniu, myślę że jeszcze dziś wieczorem zawiśnie.

 

 

 

 

 

 

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin