Tomasz Lis - Historia prywatna(3).pdf

(5570 KB) Pobierz
Tomasz Lis
Historia prywatna
Copyright © by Tomasz Lis, 2018.
Wydanie I
Warszawa MMXVIII
Spis treści
Cichy cud
Cronkite’em pan nie zostaniesz
This is America
Placówka
Fakty i akty
Co z tą publiką
Powrót na żywo
Na papierze
Wprost do „Newsweeka”
197 sekund
Demokracja ludowa
Trzeba biec
Zdjęcia
Cichy cud
Było w tym dniu na pewno coś świątecznego. Pamiętam, że
założyłem spodnie w kant, raczej zimową niż letnią marynarkę,
miałem zresztą tylko jedną, koszulę i krawat, a w klapę marynarki
wpiąłem znaczek „Solidarność – tak”. Ale nie czuło się, że za
progiem jest jakaś nowa Polska. Nie pachniało wcale jutrzenką
swobody. Pogoda w Zielonej Górze, gdzie wciąż byłem
zameldowany, była marna – wiatr, krople deszczu. Zemsta za 45
lat PRL nie miała w sobie nic monumentalnego. W lokalu
wyborczym wszedłem za kotarę i mocno przyciskając do kartki
długopis, wykreślałem metodycznie, jedno po drugim, nazwiska
wszystkich przedstawicieli władzy, którzy znaleźli się na tak
zwanej liście krajowej. Ile czasu mogło mi to zająć? Minutę? Na
pewno niewiele więcej.
Dziś często słychać, że 4 czerwca 1989 roku nastąpił
historyczny przełom, ale wtedy takiego przekonania wcale nie
było. Nie tylko w tamtą niedzielę, ale także następnego dnia.
Stałem w gęstniejącym tłumie przed kawiarnią Niespodzianka na
placu Konstytucji w Warszawie. Przed nią stała wielka tablica, na
której zawieszano podłużne karteczki z nazwiskami kandydatów
Solidarności, o których wiadomo już było, że zdobyli mandaty
posłów i senatorów. Karteczek było coraz więcej, radość była
coraz większa, a ja co kilkanaście minut biegałem na szóste
piętro w budynku tuż obok, by przekazać dobre wieści
mieszkającej tam mojej dziewczynie. Ale na ulicy nie było
szalonego entuzjazmu. Raczej ulga, że komuniści nie będą mogli
szydzić z Solidarności, tak jak robili to niemal przez całą minioną
dekadę.
Jeśli
przełomy
historyczne
potrzebują
jakiejś
Zgłoś jeśli naruszono regulamin