Domagalski Dariusz - Silentium Universi.pdf

(929 KB) Pobierz
Fabryka słów
Lublin 2012
Patrząc na każdy przedmiot, przedstawiaj go sobie
jako ulegający rozkładowi, zmianie,
jakby zgniliźnie i rozpadnięciu się w pył,
albo jak na rzecz przeznaczoną z urodzenia na śmierć.
Marek Aureliusz,
Rozmyślania
ROZDZIAŁ 1
PROJEKT RAJ UTRACONY
W ogromnej sali światowego senatu wrzało. Czarnoskóry delegat
Federacji Afrykańskiej wykrzykiwał swoje pretensje w kierunku
szpakowatego mężczyzny, który ze stoickim spokojem stał przy
mównicy i znad staroświeckich okularów pobłażliwie spoglądał na
zebranych.
Zbulwersowani przedstawiciele Afryki, nie mogąc opanować
emocji, wyskoczyli ze swoich foteli i teraz tłoczyli się przed podium.
Siedzący skrajnie po lewej stronie Chińczycy szeptali między sobą,
Arabowie ze Zjednoczonych Państw Islamu z niedowierzaniem
kręcili głowami, a delegaci Unii Europejskiej i Stanów Ameryki
Północnej siedzieli w milczeniu, oszołomieni tym, co przed chwilą
usłyszeli. Tylko odziany w przynależną mu purpurę kardynał
Bernard Canton nie wykazywał oznak zaskoczenia.
Dziennikarze, jakby dopiero teraz obudzili się z głębokiego snu,
pospiesznie włączali kamery zamontowane przy skroniach. Nie
spodziewali się, że na jednym z zazwyczaj nudnych posiedzeń
światowego senatu wybuchnie taka sensacja. Po chwili popłynęły
pierwsze komentarze do lokalnych stacji holowizyjnych.
– Skąd wzięliście na to środki finansowe? Przecież takie
przedsięwzięcie musiało kosztować fortunę! – krzyczał w
podnieceniu czarnoskóry senator.
Wyciągnął z kieszeni marynarki chusteczkę i otarł pot z czoła.
– Pół roku temu prosiłem o dofinansowanie badań nad nową
mutacją wirusa HIV, który dziesiątkuje Zair, Angolę, Mozambik,
Ugandę i Zambię. Nie dostałem żadnych pieniędzy ze względu na
ograniczony budżet. A przecież tam umierają ludzie! Każdego dnia
tysiące kobiet i dzieci rozstają się z życiem. Co drugi mieszkaniec
południowej i środkowej Afryki jest nosicielem. Oni potrzebują
natychmiastowej pomocy, a okazuje się, że fundusze Banku
Światowego zostały utopione w jakimś futurystycznym projekcie.
Nie czas na mrzonki, gdy zagrożone są ludzkie istnienia.
Powinniśmy skupić się na podstawowych sprawach naszej
egzystencji tu, na Ziemi!
Afrykanin przerwał, zaczerpnął powietrza i ponownie przetarł
spocone czoło. Poluzował krawat.
– Profesorze Karpowski – już spokojniej zwrócił się do
szpakowatego mężczyzny, celując w niego grubym paluchem –
proszę nam łaskawie powiedzieć, czemu ma służyć ta ekspedycja?
Czy nakarmimy tym nasze dzieci? Czy podniesiemy poziom
edukacji w krajach Trzeciego Świata? Zaopatrzymy przeludnione, a
zarazem najbiedniejsze regiony naszego globu w środki
antykoncepcyjne? Zlikwidujemy choroby i głód? Zmniejszymy
tempo degradacji naszego środowiska? Szczerze w to wątpię. Myślę,
że tylko kilku jajogłowych zaspokoi swoją żądzę wiedzy. Proszę o
wyjaśnienia...
Profesor zbliżył usta do mikrofonu zamontowanego na srebrnej
mównicy, jednakże tumult i hałas wywołane przez audytorium
liczące ponad tysiąc senatorów nie pozwoliły mu na zabranie głosu.
– Panie i panowie! Szanowni delegaci! – Rudolf Weinstein,
pochodzący z Belgii przewodniczący senatu, próbował uspokajać
zebranych. Z właściwym sobie akcentem tubalnym głosem mówił w
przestrzeń, a czujniki dźwięku wzmacniały jego głos, czyniąc go
potężnym i władczym. – Zaprosiłem do nas Stefana Karpowskiego,
przedstawiciela Instytutu Astrofizyki i Kosmonautyki, właśnie po to,
aby wszystko państwu wyjaśnił. Co zaś się tyczy sposobu
finansowania projektu, jutro otrzymają państwo do wglądu
Zgłoś jeśli naruszono regulamin